0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Spacerując > KUSIAK: Czekając na...

KUSIAK: Czekając na Kongres Ruchów Miejskich: lista pytań niemerytorycznych

Joanna Kusiak

Czekając na Kongres Ruchów Miejskich: lista pytań niemerytorycznych

Już od dawna na nic nie czekałam tak, jak czekam na Kongres Ruchów Miejskich w Poznaniu. Czekam nie tylko pełna planów, ale też pełna emocji – entuzjazmu, nadziei i lęku. Przyglądając się w ciągu ostatnich lat miejskiemu aktywizmowi w polskim i niemieckim wydaniu, postrzegam Kongres jako pewnego rodzaju punkt kulminacyjny, a być może i punkt zwrotny. Moment, który dla nas wszystkich jest wielką szansą, a jednocześnie niesie za sobą ogromne wyzwania. W trakcie i po Kongresie czeka nas szczególny sprawdzian, którego nie zdało przecież tak wiele ruchów społecznych. Nie sprawdzian pomysłów i inteligencji – tych, zakładam, mamy wystarczająco – ale przede wszystkim sprawdzian odwagi i charakteru.

Obserwując (najszerzej pojęty) ruch miejski w Warszawie, będąc zresztą z tego ruchu ogromnie dumna, dochodzę do wniosku, że warszawski entuzjazm w takiej formule dociera do swoich granic. Owszem, „my warszawiacy” mamy na swoim koncie prawdziwe osiągnięcia: Komisję Dialogu Społecznego, Program Rozwoju Kultury 2020, częściowe wymuszenie zmiany polityki lokalowej w Śródmieściu, całkowite wymuszenie zmiany polityki kulturalnej miasta, wprowadzenie nowego języka do debaty o mieście, setki organizowanych oddolnie debat o mieście z udziałem tysięcy ludzi itd., itd. Nasz coraz większy entuzjazm jest słuszny, ale – jeśli nie zdecydujemy się na następny, decydujący krok – stanie się w którymś momencie dziecięco naiwny.

Równolegle do naszych sukcesów, opijanych wódką i winem w zaangażowanych społecznie klubokawiarniach, dokonują się przecież głośniejsze i całkiem ciche porażki. W tym samym wydaniu lokalnej gazety możemy przeczytać o zdjęciu billboardu z kamienicy empiku i o grodzeniu budowanego na Pradze Stadionu Narodowego; w tym samym czasie, co nowa klubokawiarnia, powstaje nowe zamknięte osiedle. Kiedy konsultujemy Program Rozwoju Kultury 2020 toczy się prywatyzacja SPEC, kiedy przypinamy rower do stojaka inwestor rysuje plany poszerzenia ul. Grzybowskiej dla samochodów. Oczywiście, wygrywamy też istotne sprawy: zaczyna się już zupełnie naturalnie mówić o budżecie partycypacyjnym, a i sama partycypacja jest coraz mniej fasadowa. Niemniej, jeżeli chcemy utrzymać tempo miejskiego poruszenia i jeżeli chcemy, by ogromna dynamika, jaką mają w tej chwili polskie miasta nie wymknęła nam się z rąk, ruch miejski musi stać się polityczny w dużo bardziej otwarty, widoczny, systematyczny i poważny sposób. Nie dziwi mnie zresztą, że inicjatywa Kongresu wychodzi od „Poznaniaków”, którzy od dawna mają odwagę robić politykę otwarcie, biorąc za to pełną odpowiedzialność.

Poprawa sytuacji polskich miast, jeśli ma być czymś więcej niż kosmetyką, wymaga rozwiązań systemowych. Wprowadzenie nowych rozwiązań systemowych – tych najpoważniejszych – wymaga wejścia do systemu, który jeszcze zmieniony jeszcze nie jest, po to, by zacząć zmieniać go od środka – bo przecież nie będziemy podkładać ognia pod ratusz. Mamy demokratyczną ramę działania, którą wreszcie powinniśmy wypełnić prawdziwie demokratyczną treścią. Z jednej strony musimy ocenić swoją siłę (policzyć się, oszacować własne możliwości, zorganizować się wokół konkretnych spraw) i zacząć w zorganizowany sposób wywierać nacisk, z drugiej – nie możemy dłużej opierać się wyłącznie na sprzeciwie, nie wprowadzając własnych rozwiązań. Nie wszystko da się załatwić kontestacją, zbieraniem podpisów albo nawet protestami ulicznymi (choć i protestów ulicznych powinniśmy organizować więcej). Jeżeli naprawdę chcemy mieć lepszych polityków – być może część z nas będzie musiała zostać politykami; jeśli chcemy mieć lepszych urzędników – część z nas będzie musiała zostać urzędnikami. Musimy to wreszcie zauważyć: nie wystarczy już wyłapywać z ratuszy i rad miasta tych, którzy wydają nam się rozsądniejsi i przeciągać ich na swoją stronę. Nie wystarczy myśleć o tym, co być powinno z bezpiecznej odległości szydercy, który ze swojej kontestacji z nikim nigdy nie musi się rozliczać. Nie możemy wiecznie dziwić się i załamywać rąk nad tym, że Pani X, którą uważamy za głupią i/lub szkodliwą, właśnie ogłosiła, że kandyduje do Sejmu. Bo kto inny zdecydował się kandydować?

Organizacje miejskie należą w ostatnich latach do najistotniejszych lokalnych aktorów, a postulat „prawa do miasta” okazał się wyjątkowo nośny. Dotychczasowy sukces jest naszym najistotniejszym zobowiązaniem – właśnie dlatego, że nam się udało, to na nas spoczywa zadanie i obowiązek odbudowy polityki lokalnej, która jest podstawą demokracji. Jeżeli my tego nie zrobimy, jeszcze przez długi czas nie zrobi tego nikt, a my sami, jak dzieci ciesząc się sprawami drobnymi, będziemy ciągle przegrywać te naprawdę duże. Z drugiej strony, dostaliśmy od losu niesamowitą okazję, której przyszłe pokolenia będą nam zazdrościć: okazję realnego kształtowania rzeczywistości, w której żyjemy i podejmowania działań, które naprawdę coś zmieniają. To od nas, od naszej generacji (nie w sensie metrykalnym, ale w sensie wspólnoty działania w tej samej czasoprzestrzeni – obojętnie, czy mamy 18 czy 70 lat) zależeć będzie kształt polskich miast za pięć, dziesięć i piętnaście lat. To o nas za dwadzieścia lat mieszkańcy Poznania, Warszawy czy Łodzi myśleć będą z wdzięcznością lub niechęcią, wyliczając nasze zasługi i błędy.

Zupełnie nie boję się o to, czy będziemy mieli wystarczająco dużo pomysłów, wystarczająco dużo kompetencji i wystarczająco dużo zaangażowania, by dwa dni w Poznaniu były udane i inspirujące. Ale z nadzieją i lękiem czekam na odpowiedź na inne, dużo bardziej osobiste pytania. Czy starczy nam odwagi by „ubrudzić się” prawdziwą polityką, która przysporzy nam nie tylko przyjaciół, ale i wrogów? Czy wystarczy nam zaangażowania by wejść w strukturę, która nie przyjmie nas z radością i która będzie stwarzała opór? Czy starczy nam samozaparcia, by tworzyć własne struktury i mierzyć się z wadami, jakimi z konieczności będą one obciążone? Czy starczy nam nerwów, by zderzyć nasze wyobrażenia dotyczące miasta z codziennością zbyt małych budżetów i skonfliktowanych roszczeń? Czy wytrwamy w zaangażowaniu także wtedy, gdy trzeba będzie ograniczać i przebudowywać swoje własne wizje? Czy będziemy umieli ideały naszych miejskich teorii skonfrontować z niedoskonałością każdej praktyki? Czy będziemy umieli przetrwać szok kulturowy, stając się w starych urzędach i ratuszach pionierami nowej generacji? Czy będzie nam się chciało oprócz spektakularnych projektów poświęcać dni, tygodnie i miesiące na nudę tworzenia dokumentów i zmęczenie niekiedy bezowocnymi negocjacjami? Czy będziemy mieli odwagę eksperymentować? Czy będziemy umieli wziąć odpowiedzialność za własne eksperymenty, także wtedy, gdy się nie udadzą? Czy będziemy umieli i chcieli dostrzegać własne błędy? Czy będziemy umieli uczciwie ocenić tych z nas, którzy je popełnią? Czy będziemy umieli ich nie znienawidzić i wspólnie przepracować wnioski? Czy zauważymy własny interes w braniu na siebie cudzych miejskich problemów? Czy w epoce konkurencji będziemy umieli postawić na solidarność miast? Czy umiemy się zjednoczyć? Czy umiemy walczyć? Czy umiemy cierpliwie, rzetelnie, systematycznie i nie tracąc entuzjazmu budzić się codziennie do miejskiej rewolucji?

* Joanna Kusiak, zaangażowana warszawianka i berlinianka z uzasadnionym wyrzutem sumienia w sprawie Łodzi; doktorantka na Uniwersytecie Warszawskim i Technische Universität Darmstadt, obecnie w drodze na City University of New York, pisze doktorat o miejskiej rewolucji. Prezeska Stowarzyszenia DuoPolis oraz stała publicystka „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 127 (24/2011) z 14 czerwca 2011 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 127

(23/2011)
14 czerwca 2011

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj