Anna Mazgal

Między demokracją a bezpieczeństwem

W latach osiemdziesiątych Radosław Sikorski wysyłał do Polski zakazane przez cenzurę książki w pudełkach proszku do prania. Paczki adresował na dziadka, który ze względu na wiek mógł uniknąć aresztowania w razie wpadki. Niestety, nielegalna zawartość jednego z pudełek została zidentyfikowana i skonfiskowana. I tak, w archiwum domowych ministra Spraw Zagranicznych znajduje się pokwitowanie konfiskaty książki „Rok 1984” Orwella wystawione w roku… 1984.

Zacieranie pojęć

W dzisiejszych czasach łatwiej jest siać demokratyczny ferment – skonstatował obecnie już minister Sikorski podczas panelu o poszerzaniu obszaru demokracji, który odbył się w ramach właśnie zakończonego III World Global Forum. Tegoroczne wydarzenie zatytułowano „Strengthening the Transatlantic Dialog to Tackle Global Problems”(Wzmacnianie dialogu transatlantyckiego, by rozwiązywać globalne problemy). Wiele dyskusji rozpiętych było między przeszłością z roku 1989; teraźniejszością, w której – by użyć słów senatora Johna McCaina – napędzany przez sieci społeczne ferment przeczesuje świat; a przyszłością, w której może wydarzyć się wszystko.

Sojusz północnoatlantycki, w kilka miesięcy po wprowadzeniu w życie Nowej Koncepcji Strategicznej, zaczyna nieco inaczej rozumieć ustalone w doktrynie pojęcie bezpieczeństwa państw-sojuszników. Dylemat scharakteryzował na Forum Adam Michnik: w polityce panuje napięcie pomiędzy etyką przekonań a etyką odpowiedzialności. Aktywiści obywatelscy zwykle rozstrzygają ten dylemat dosyć jednoznacznie: wszystko ma służyć demokracji, w tym także bezpieczeństwo. Podejrzewam, że obecni we Wrocławiu generałowie, specjaliści do spraw obronności, politologowie, politycy i przedstawiciele think tanków często traktują bezpieczeństwo i demokrację jako synonimy. W skrajnych przypadkach, demokrację uważa się za ideę służącą bezpieczeństwu. Jakże pragmatycznie.

Takie zatarcie pojęć bywa przecież bardzo poręczne. NATO stoi przed sporym kłopotem wytłumaczenia obywatelom krajów-sojuszników powodów operacji w Libii, która nieuchronnie zmienia charakter z interwencyjnego do zmierzającego do obalenia Muammara al-Kaddafiego. W świetle artykułu piątego Traktatu Waszyngtońskiego trudno jest to uzasadnić, nawet biorąc pod uwagę zapisy Nowej Koncepcji Strategicznej, przyjętej przez NATO w 2010 roku. Zdaniem Janusza Onyszkiewicza, tego rodzaju cel wykracza poza mandat krajów-sojuszników. Z drugiej strony wielu ekspertów, jak i zapewne obywateli krajów członkowskich sojuszu, nie widzi innego wyjścia.

Sojusz w płynnym świecie

Zakładając jednak, że to bezpieczeństwo służy demokracji i to dlatego Świat Zachodni wspiera wysiłki Arabskiej Wiosny, nie sposób pominąć wątku zaangażowania w Libii poszczególnych krajów sojuszu i roli Stanów Zjednoczonych. Wizerunkowo, oddanie operacji militarnej w ręce Europejczyków postrzegane bywa jako zmniejszenie zainteresowania Amerykanów sojuszem północnoatlantyckim. Senator McCain wyznał, że jest rozczarowany postawą Ameryki, która oddała całość operacji w ręce NATO. Z kolei Stephen Larrabee, Distinguished Chair in European Security w Rand Corporation, wyrażał przekonanie, że naturalne jest większe zaangażowanie tych, którzy mają w utrzymaniu stabilizacji bezpośredni interes, czyli krajów Europy. Jednak nikt nie ma złudzeń, że operacja „Zjednoczony Obrońca” to wieloletni projekt o wymiarze większym niż jedynie militarny. Zdaniem Karla Heinza Kampa, Dyrektora działu Badawczego w NATO Defense College, polegać on będzie głównie na budowaniu społeczeństwa w warunkach braku struktur i przy wielu zagrożeniach dla bezpieczeństwa publicznego.

Otwarte pozostaje pytanie o dalsze zaangażowanie Polski w operację w Libii. Co prawda senator McCain bardzo zachęcał Polskę do udziału w operacji militarnej, jednak trudno nie zgodzić się z argumentem generała Stanisława Kozieja, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, że Polski, wydającej rocznie 20 procent budżetu modernizacyjnego armii na utrzymanie kontyngentu w Afganistanie, zwyczajnie nie stać na udział w drugiej wojnie. Co prawda John McCain ma receptę i na to: dochody Libii ze sprzedaży ropy wystarczą i na zrekompensowanie sojusznikom ich wysiłków militarnych. To oczywiście po upadku Kadaffiego, pytanie tylko, kiedy to nastąpi? Jak pamiętamy, Bin Ladena też miano dopaść w trzy miesiące.

Demokracja w wymiarze eksportowym

Polska ma jednak swoją wunderwaffe i nie zawaha się jej użyć. Naszym towarem eksportowym jest doświadczenie pokojowej transformacji do ustroju demokratycznego. Jak zauważył minister Sikorski, jesteśmy przykładem do naśladowania, który nie narusza godności i poczucia suwerenności innych społeczeństw – jak mogłoby to mieć miejsce w przypadku starszych, bardziej ekspansywnych krajów lansujących idee demokratyczne. Adam Michnik przestrzega jednak przed przyswojeniem sobie mentalności „starszego brata” w regionie.

Demokracja ma jednak charakter dobra szybkozbywalnego i trzeba o nią szczególnie dbać. Z perspektywy wschodzących demokracji XXI w., takich jak Mołdowa, Europa jest co prawda synonimem demokracji, a zdaniem premiera Mołdowy Vladimira Filata, demokratyzacja kraju powinna odbywać się właśnie przez europeizację. Adam Michnik dostrzega jednak dwa modele niszczenia wolności w Europie: jeden to „putinizm”, w wykonaniu Aleksandra Łukaszenki, a drugi – „berlusconizm” promowany przez „specjalistę od bunga-bunga”. Procesy te przebiegają niepostrzeżenie i obejmują kolejne kraje, jak ma to miejsce w przypadku Węgier.

Twitterowe rewolucje

Kłopotów przysparza ocena znaczenia nowych technologii w budzeniu się coraz większych połaci świata do kwestionowania zastanego porządku. Premier Vladimir Filat przestrzegał przed obsesją nowych technologii, które mogą służyć i zwolennikom reżimów antydemokratycznych. Trudno się nie zgodzić z poglądem polityka wyniesionego do władzy na fali „twitterowej rewolucji”, bo chociaż powoli, to struktury państwowe nieubłaganie się uczą. Sceptyczny był też Radosław Sikorski, którego zdaniem Al Jazeera ma większy wpływ na poglądy i postawy społeczeństw świata arabskiego niż Twitter.

Żywiołowy w przekazie i gestykulacji dowód przydatności technologii dała Esraa Abdel Fattah, inicjatorka strajku w kwietniu w 2008 roku w Egipcie. Gdyby nie serwisy takie jak Ushahidi, który umożliwia oznaczanie na wirtualnej mapie miejsca różnych zdarzeń, wklejanie zdjęć i linkowanie raportów, nie byłoby możliwe udokumentowanie aktów przemocy, jakie miały miejsce podczas wyborów.

Optymizm senatora McCaina nie zna granic również w sprawie technologii mających moc zmieniania świata. Jak wyznał, na co dzień zawsze inspirowali go Aung San Suu Kyi, Lech Wałęsa i Vaclav Havel. Ostatnio senator do tego grona włączył Marka Zuckerberga, twórcę serwisu społecznościowego Facebook. Na fali rewolucji mogą zostać poniesione i Chiny, w których – jak zauważył senator – mała grupka rządzących nie może bez końca decydować o życiu 1,3 miliarda ludzi. Wiele zależy od tego, czy politycznymi decyzjami Chiny dorównają swojej przemyślności gospodarczej, czy też nadal będą zachowywać się „nierozsądnie” i np. popierać reżim północnokoreański.

Gen demokracji

Co będzie zatem z demokracją? Nie należy za bardzo zajmować się przewidywaniem, zwłaszcza jeśli dotyczy ono przyszłości, zauważył przytomnie John McCain, cytując Misia Jogi. Jednak nawet mądrości z parku Jellystone nie przydadzą się w sytuacji, w której przed sojusznikami z NATO stoją pytania pilne: o skalę, koszty i czas trwania operacji w Libii oraz te strategiczne, związane z wdrażaniem Nowej Koncepcji Strategicznej. Czy wobec tego, jak sformułował to Matthew Kaminski, korespondent i członek redakcji „The Wall Street Journal”, istnieje coś takiego jak gen demokracji i czy mają go obywatele krajów islamskich?

To nieco dwuznaczne w wymowie pytanie rozsądnie skontrował minister Sikorski, mówiąc że istnieje bardzo podstawowy gen posiadania wpływu na decyzję, które nas dotyczą. Pytanie, w jakich warunkach może się on uaktywnić? Zdaniem ministra spraw zagranicznych decydujący wpływ ma poziom edukacji i pozycja kobiet w społeczeństwie. Drugą część pytania uznał za obraźliwą dla starej kultury, która „przechodzi przez trudny okres” ale ma w swoim gronie Turcję i Indonezję, które mierzą się z demokratycznymi wyzwaniami. Wsparł go Adam Michnik, dodając że jeśli judaizm może żyć razem z demokracją, to prawdopodobnie jest to możliwe w przypadku każdej religii.

Być może ważniejsze jest pytanie, czy gen demokracji posiadają decydujący o kształcie stosunków północnoatlantyckich? Bardzo by on się przydał, by uniknąć pojęciowego daltonizmu w rozstrzyganiu dylematu, czy to bezpieczeństwo ma służyć demokracji czy też może odwrotnie. Patrząc na przechadzające się po regionalnym centrum turystyki biznesowej ciemne garnitury z wąsami i przemykające pomiędzy nimi nieliczne wysokie obcasy można uznać, że przynajmniej jeden z określonych przez ministra Sikorskiego warunków brzegowych spełniamy tak sobie. Znaczy to na pewno tyle, że przed nami jeszcze dużo debatowania.

Wydarzenie:

III Wrocław Global Forum, Wrocław, 9-11 czerwca 2011
http://www.wgf2011.eu/index.php

* Anna Mazgal, członkini redakcji „Kultury Liberalnej”, aktywistka, ekspertka Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych. Reprezentuje OFOP w Obywatelskim Forum Legislacji.

„Kultura Liberalna” nr 127 (24/2011) z 14 czerwca 2011 r.