Magdalena M. Baran
Co widziała Jacqueline…
Kolana objęła dłońmi, świat odcinając. Czas płynął leniwie, wiatr, jakby od niechcenia, muskał skupione czoło. Zmarszczyła się, zapatrując w przestrzeń, w morze, co przed oczami, piasek, co miliardami nieodgadnionych ziaren rozsypany wokoło. Piasek jak jego myśli. Te pasje, których dzielić nie umie, więc… Jest, jak potrafi najlepiej. Twarz skupiona, profil twarzą w twarz staje z widzem opowiadając o nieobecności. Tu i teraz istnieć nie ma siły. Oddalone tak wszystko w myślach zagubieniem, że cień padać nie śmie, że wiatr włosów rozwiewać nie umie. Czas rozlał się daleko, mew nawoływania nie docierają do jej uszu, żaglówki na horyzoncie nie bawią wzroku. Na co czekać? Jest… A jakby nie było jej wcale, jakby zniknąć miała, choć widzialna wciąż pozostaje. Przebrana w smutek Arlekina – fioletowo-zielona szachownica – ramionami własnymi opleciona, zamknięta na krzyki, na skargi, na potrzeby wielkiego JA. Choć na chwil parę. Jacqueline Picasso – kolejna spośród kobiet tak wielu, ta druga, co żoną papierową, ta pierwsza, co doczekała fizycznej śmierci. Co w pustce Jacqueline widziała?
Opodal kot czarny przeciąga się, wbijając koniuszki pazurków w ciało rozciągniętej na piasku olbrzymki. Piersi krągłe, uda pełne, brzuchem zdaje się dotykać nieba. Rozmyta w bielach, a głowa odchyloną, jakby szukała tych, co nudystów podglądać przychodzą. Uważniejsza. Kocie ciało przeciwieństwem, duszą, co nijak nie pasuje do plażowego świata. Czarny, gibki, na słońcu palącym prężący swe kocie, niewidoczne pod skórą muskułki. Kocur – na cielsku, na dachu gorącym , od blachy czy może od olejku śliskim – nastroszony, gdy woda morska chlapie na futerko. Podglądacze znikli…
Tu w pozie innej, tak znanej z obrazów, Zuzanna spoczywa. Kubistycznie roześmiana, rozanielona, spokojem własnym nasycona. Nieuważna. Rozciągając się na kozetce twarzy za oknem nie dostrzega, co niczym dobry i zły, czarny i biały charakter, lubieżnością ociekając, liczą pieprzyki, piegi, blizny. Dalej Olga – ta pierwsza – w niebieskościach smętnych, bez uśmiechu, z miną skwaszoną wiecznie, gdy w salonowego zwierza nie udało się zmienić króla cyganerii. Usta zaciśnięte, zaciętości pełne brwi zmarszczenie, włosy jakby do głowy przylepione, w której niejedno się roi rosyjskie przekleństwo. I dalej Françoise, kochana jeszcze matka dwojga dzieci, zagubiona wśród barwnych kul, strzał, fal i trójkątów. Nieobecne… Na nie wszystkie patrzyła Jacqueline, wpatrzona w przestrzeń siedząc ze stopami zagrzebanymi w głębokim piasku. Co też dziś się uroi, co dziś stworzy umysł, co nieogarniony. Ręce zbyt małe, by piasek zagarnąć myśli. By przeliczyć, skatalogować, odkryć, co też migoce w każdej iskierce. Czasu nie starczy. Więc, ramionami kolana objąwszy, czeka…
Obrazy:
„Jacqueline siedząca” (1954), „Leżąca naga kobieta z kotem” (1964), „Zuzanna i starcy” (1955), „Olga siedząca” (1923).
Muzeum Picassa w Maladze
* Magdalena M. Baran, publicystka „Kultury Liberalnej”, koordynator projektów IO. Przygotowuje rozprawę doktorską z filozofii polityki.
„Kultura Liberalna” nr 131 (28/2011) z 12 lipca 2011 r.