Był to jeden z trzech utworów skomponowanych specjalnie na tę okazję, pozostałe dwa to: „Etiuda koncertowa” na fortepian Rodiona Szczedrina i „Stomp” na skrzypce Johna Corigliano. Nad wokalistami zlitowano się, jako że – jak mniemają organizatorzy wydarzenia – śpiewacy nowych nut nie uczą się zbyt szybko.

„Nie chciałem pisać muzycznej biografii ani podsumowywać swojej twórczości, tylko stworzyć utwór dla młodych wiolonczelistów, którzy muszą pokazać i technikę, i osobowość” – tłumaczył Penderecki w jednym z wywiadów. Skąd więc owa totalność w tytule? „Violoncello totale” jest wymarzonym utworem na bis po koncercie romantycznym. Krótka i efektowna kompozycja wymaga od muzyka nerwu i napięcia, biegłości technicznej, swobody i wyobraźni dźwiękowej. Wymaga też umiejętności śpiewania rozedrganym głosem, utwór kończy się bowiem motywem quasi-religijnym. Nagrodę za jego najlepszą interpretację – słusznie! – otrzymał młodziutki Francuz Edgar Moreau.

Skąd więc owo „totale”? Odpowiadając pytaniem na pytanie: czy ów tytuł sugeruje, że kompozytor osiągnął w tym dziele pełnię? Totalność dzieła Pendereckiego zapewne należy czytać jako wypełnienie misji instrumentu w konkretnym dźwiękowym uniwersum. Jako wypowiedzenie ostatecznej kwestii w obszarze języka kompozytorskiego. Jego granice znać może tylko demiurg świadomy całości tworzonego Dzieła. On też może te granice przesuwać.

Do posłuchania:
Nagrania z konkursu:
http://pitch.paraclassics.com/Welcome.aspx

Wywiad z Krzysztofem Pendereckim:
http://www.muzcentrum.ru/news/2011/07/item5126.html