Katarzyna Suchcicka

Gwiaździsty Paryż

W Paryżu nietrudno zabłądzić, gwiaździście odchodzące od placów ulice sprawiają, że przy najmniejszym wejściu w boczną uliczkę, i jeszcze następną, niełatwo poradzić sobie z powrotem. Błądzi i fan Paryża, nawet w deszczu, Gil Pender, hollywoodzki scenarzysta, przybyły tu z przyszłą żoną i jej rodzicami w podróż przedślubną. Oni są nastawieni na kupno mebli, dobre restauracje i na to aby nic nie było, broń Boże, tanie. „Cheap is cheap” – mówi matka narzeczonej i charakteryzuje tym powiedzeniem Amerykanów ich pokroju, bogatych snobów. Gil zaś (też wszak Amerykanin, jak sam Woody Allen) marzy o własnej książce, zamieszkaniu na stałe w Paryżu, wyrwaniu się z kieratu zarabiania w Hollywood i pisania błahych scenariuszy. On nie boi się pogadać na ulicy z uroczą bukinistką o Cole’u Porterze, jego głowę zaprzątają książki Hemingwaya, filmy Buñuela, obrazy Picassa i Dalego. I tak się składa, że wszyscy mieszkańcy jego wyobraźni żyli i mogli się spotkać w Paryżu lat dwudziestych zeszłego wieku.

Wracajmy więc do zaczętego nurtu opowieści – Gil błądzi w nocy po Paryżu, ponieważ ucieka od towarzystwa, które mu obrzydło. W końcu siada na jakichś schodkach, wybija północ, a na horyzoncie ulicy spostrzega zbliżający się staromodny samochód. Peugeot? Citroën? W każdym razie model z lat dwudziestych, kanciaste kształty, duże pudło, nie przymierzając: karoca! Otwierają się drzwiczki i Gil wpada prosto w ramiona Scotta Fitzgeralda , potem na wieczorze zorganizowanym na cześć Jeana Cocteau słucha grającego Cole’a Portera. Jeszcze temu nie wierzy, podziwia Zeldę, żonę Scotta, dziką i zwariowaną. I udaje się z nią i Scottem do Gertrudy Stein, która ma ocenić jego powieść.

Poddajemy się w kinie tej historii z przyjemnością. Na sali nie słychać za wiele śmiechów, mimo że to Allen. Ale prawie, prawie słyszę, jak w kinie amerykańskim, westchnienia lubości! Bo też i pomysł miał Allen bajkowy. Wszedł w marzenia i fantazję, pokazał – oto współczesny Kopciuszek, ten, co marzy, śni, autorytetami są dla niego twórcy. I nie zdarzy mu się powiedzieć: „a czemu niby twórcy mieliby być lepsi od innych?”, jak niektórym politykom, ani: „twórca  przez >tfu<”, jak niektórym dziennikarzom. Nie, on ich szanuje, to bowiem artyści i twórcy, a nie przyszli teść, teściowa czy obecna narzeczona, dają mu prawdę o życiu i ocalenie w sytuacji, gdy musi brać Valium.

Wszyscy pamiętamy ziemię, która poruszyła się dla młodej dziewczyny w czasie miłości w „Komu bije dzwon”. Ta powieść powstanie w roku 1940, ale już w latach dwudziestych Hemingway zdradzi Gilowi, jak przechytrzyć śmierć (której zresztą jemu samemu nie udało się przechytrzyć). Przez miłość – tylko wtedy wydaje się, że śmierci nie ma. I tu trafia Gila w czuły punkt; ten przed ślubem z Inez ma ataki paniki. Wszystko wskazuje na to, że wolałby związek z Adrianą towarzyszką nocnych eskapad samochodem-karocą, poznaną u Gertrudy Stein, kochanką Picassa, dawniej Modiglianiego i Braque’a. Zniekształcona w „Portrecie Adriany” Pabla Picassa, w życiu jest mądra i fascynująca, ale i ona też tęskni za innymi dla niej czasami – za Belle Époque, gdzie udadzą się razem (do Paryża, w którym jeżdżą te samochody i powozy do różnych epok…) i gdzie Adriana, otoczona Toulousem-Lautrekiem, Monetem i Gauguinem, zostanie.

Z realu do marzeń przegania Gila, prócz Inez i jej rodziców, także Paul, natrętnie mądrzący się po galeriach i Wersalach, napotkany przypadkiem dawny przyjaciel narzeczonej. Ten besserwisser całkiem posiadł wyobraźnię jego przyszłej żony, ale nie przekonał subtelnej przewodniczki po Paryżu, granej przez Carlę Bruni. Ta ma odwagę przeciwstawić się Paulowi, wytknąć mu błąd. A Gil, który nocami uczestniczy w życiu paryskim lat dwudziestych wykaże się taką znajomością szczegółów epoki, że  żona zapyta go, czy się przypadkiem nie naćpał.

O czym jest ten film? Czy tylko o tęsknocie za czymś innym niż to, co nas otacza? Czy o tym, że nie możemy być z niektórymi ludźmi, którzy nas ograniczają? A może po prostu znów o Woody’m Allenie, czyli człowieku, który stale stara się znaleźć sobie miejsce w świecie i coś mu nie pasuje, jak w „Manhattanie”, jak w „Końcu z Hollywood”, jak we „Wszyscy mówią: kocham cię”? Przychodzimy na te filmy jak na dalsze odcinki poprzednich, ponieważ łączy je jeden główny bohater, czy gra go Allen czy też jest on tu – tylko i aż – scenarzystą i reżyserem. Owen Wilson grający Gila świetnie się sprawdza w allenowskiej roli, ponieważ potrafi mówić przez nos, szybko gadać i zająkiwać się z niepewności do złudzenia naśladując samego mistrza. Czy w aktorstwie to zaleta: udatnie naśladować? Może nie zawsze, ale tu, gdy trzeba było ciała młodego, przystojnego aktora dla ucieleśnienia marzeń Woody’ego Allena, zdecydowanie tak! Zwłaszcza, że, jak Allen sam wyznał w ostatnio opublikowanym w Gazecie Wyborczej wywiadzie, ledwo starcza mu już sił, by być amantem dla własnej żony. Ale za pomocą swojej sztuki mówi stale, że głowa i wyobraźnia mogą więcej niż materia.

Dlatego gwiazd w Paryżu o północy tak dużo, jak bywa tylko w bajce, a wygrywa następny Kopciuszek, a jaki, proszę sprawdzić na filmie. I to wygrywa w deszczu…

 

Film:

„O północy w Paryżu”,

Scenariusz i reżyseria: Woody Allen,

Premiera: 26 sierpnia 2011 (Polska), 11maja 2011 (świat).

* Katarzyna Suchcicka, poetka, krytyk literacki i filmowy, autorka filmów dokumentalnych. Obecnie pracuje dla TVP Kultura. Stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.

                                        

                                              „Kultura Liberalna” nr 138 (35/2011) z 30 sierpnia 2011 r.