Karolina Wigura

Bajkowe powtarzanie pytań

Babcia codziennie wieczorem siadała na brzeżku mojego łóżka i opowiadała. Z niezmąconą cierpliwością. Takiej było trzeba: babciu, opowiedz mi historię o panu Twardowskim – mówiłam na przykład po raz sto pięćdziesiąty, bo z jakiegoś powodu szczególnie lubiłam opowieść o szlachcicu, który zaprzedał duszę diabłu. A babcia mówiła – dobrze, ale tym razem opowiem ci ją trochę inaczej.

Baśń o Twardowskim ma kilka zakończeń. Wedle jednych, diabeł porywa nieszczęsnego szlachcica do piekła. Inne głoszą, że czort upuszcza go na księżycu, bo Twardowski zwraca mu uwagę, że choć karczma istotnie nazywała się „Rzym”, to jednak do wypełnienia cyrografu zabrakło wymówienia imienia diabła – a tego przecież nikt nie zna! Prawie już śpiąc, zadawałam jeszcze potem moc pytań. Dlaczego Twardowski chciał mieć tak dużo pieniędzy? Po co próbował oszukać diabła? Jak to jest być pająkiem – tym, który miał towarzyszyć szlachcicowi na księżycu?

Nigdy nie wiadomo, które opowieści rozbudzą ciekawość danego młodego mola książkowego. Można więc założyć, że im większym asortymentem dysponują dorośli w tej mierze, tym lepiej. Na polskim rynku książkowym, oprócz polskich baśni i legend, baśni Andersena i braci Grimm, publikowanych jest coraz więcej nowych pozycji. Spośród nich z zainteresowaniem przeczytałam dwie książeczki, przygotowane „dla tych, którzy mają co najmniej dziewięć lat” przez wydawnictwo Muchomor. Były to „Bajki filozoficzne” Michela Piquemala i „Solidarność 1980 – 1981. Krótka historia dla dzieci” Szymona Sławińskiego.

Moją zdecydowaną faworytką jest ta pierwsza. Pewne zastrzeżenia można mieć co prawda do jej szaty graficznej. Po otwarciu kolorowej okładki z sympatycznym nosiastym panem w kapeluszu, na czytelnika czekają dość niewielka czcionka i biało-czarne ilustracje. To wszystko bardziej jest odpowiednie dla starszych dzieci, niż dla dziewięciolatków, które co prawda książeczki już „jak dorośli” czytają, ale też oglądają je jako ciekawe przedmioty – „jak dzieci”.

Bardzo interesująca jest za to zawartość „Bajek filozoficznych”. Znalazły się tu na przykład historie, opowiadane przez bardziej wrażliwych na ezopowy język filozofów: o trzech sitach – prawdy, dobra i pożyteczności, przez które przesiewać trzeba historie (przypisywana Sokratesowi), czy – chyba moja ulubiona – o zziębniętych jeżozwierzach, które szukają odpowiedniego stopnia bliskości, by jednocześnie ogrzać się i nie pokłuć nawzajem (opowiedziana przez Schopenhauera). Są również baśnie ludowe z różnych stron świata: choćby chińska przypowieść o człowieku, który zgubił siekierę i podejrzewając sąsiada o jej kradzież, przekonany był, że ów wygląda, śmieje się i mówi jak złodziej siekier… Bajkom zawsze towarzyszy garść pojęć: podejrzenia, uprzedzenia, natura, prawda, sprawiedliwość… I pytania z „pracowni filozofa”: Czy kiedyś odczułeś coś podobnego? Czy bohater tej bajki był mądry, czy szalony? Czy należy szanować to, że drugi człowiek ma swoje tajemnice? Dla miłośników zadawania (także wielokrotnego) trudnych pytań, książeczka ta może być dobrym rozbiegiem, na przykład przed przeczytaniem słynnego „Świata Zofii” Josteina Gaardera.

„Solidarność. Krótka historia dla dzieci” nie podobała mi się aż tak bardzo. Co prawda ma znacznie bardziej, niż „Bajki filozoficzne”, udaną szatę graficzną. Mały czytelnik może równie dobrze czytać (co prawda znów wydrukowaną nieco zbyt małą czcionką) opowieść o „polskim karnawale”, jak i oglądać dobrze wkomponowane w tekst zdjęcia, fragmenty haseł, rysunkowe portrety bohaterów i listy pisane przez główną bohaterkę historii Agatę i jej wuja. Gdy chodzi o treść, wydawała mi się ona jednak za bardzo encyklopedyczna. Nieco za wiele tu kalendariów i definicji, a zbyt mało bohaterów, którzy byliby na tyle młodzi, by młody czytelnik mógł się z nimi utożsamić… No chyba, że książeczka trafi w ręce prawdziwego mola książeczek historycznych.

Jeśli rację miał brytyjski pediatra i psychoanalityk Donald Winnicott, zabawa jest jednym z najważniejszych sposobów kształtowania u dzieci wyobraźni. Zabawa – rozumiana jako odgrywanie ról innych, rysowanie, ale także czytanie książek – to typ aktywności, twierdził Winnicott, który pozwala na kształtowanie się „przestrzeni potencjalnej”. To tu dzieci eksperymentują z ideą Innego. Ucząc się jednocześnie odrębności własnego ja, ciekawości i wyobraźni, rozwijają zdolności do przyjaźni, miłości, a potem może nawet życia politycznego.

Zdolność do przebywania w „przestrzeni potencjalnej” nie zanika tylko dlatego, że stajemy się dorośli – twierdził Winnicott. Życie jest pełne okazji, by marzyć i bawić się: brytyjski pediatra wymieniał wśród nich życie seksualne (i intymność w ogóle), sferę humoru i wszelkiego rodzaju psot. A przede wszystkim – obcowanie z szeroko rozumianą dziedziną sztuk, od wizualnych i muzycznych, aż po czytanie literatury.

Choć brytyjski pediatra o tym nie pisał, do tych szczególnych okazji należy również opowiadanie bajek wnukom. Możliwe, że o tym szczególnym przywileju, który pojawia się w bardzo dojrzałym wieku, najlepiej wiedzą babcie.

Książki:

Michel Piquemal, „Bajki filozoficzne”, przeł. Helena Sobieraj, Wydawnictwo Muchomor 2004.
Szymon Sławiński, „Solidarność 1980 – 1981. Krótka historia dla dzieci”, Wydawnictwo Muchomor 2010.

* Karolina Wigura, doktor socjologii, dziennikarka. Członkini redakcji „Kultury Liberalnej” i adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. W czerwcu br. opublikowała książkę „Wina narodów. Przebaczenie jako strategia prowadzenia polityki”.

„Kultura Liberalna” nr 139 (36/2011) z 6 września 2011 r.