Jej Perfekcyjność

Skóra i twarz Almodovara

Zadanie, jakie stawia sobie postać grana przez Antonio Banderasa w najnowszym filmie Almodovara, to stworzenie (drogą nielegalnych modyfikacji genetycznych) skóry bardziej odpornej na zniszczenia niż ta naturalna. Bohatera poznajemy jednak także jako dumnego chirurga plastycznego, który chwali się, że brał udział w dwóch z czterech dotychczas przeprowadzonych na całym świecie operacji przeszczepienia twarzy. Ostatecznie to, nad czym pracuje w zaciszu swojego gabinetu, to pójście jeszcze o krok dalej: zajmuje się nie tyle przeszczepianiem twarzy, co jej formowaniem, kształtowaniem od zera.

Być może zatem właśnie twarz i jej zmiana są istotniejsze od pozostałych modyfikacji dokonywanych przez szalonego naukowca na ciele swoich pacjentów. Rozstrzygnięcie relacji między twarzą a skórą okazuje się o tyle istotne, że film Almodovara zdaje się zadawać w ten sposób pytanie o tożsamość i jej składniki: cała historia oparta jest na śledzeniu kolejnych operacji plastycznych – z operacją przeszczepu/uformowania twarzy włącznie. Czy jednak nowa twarz tworzy z nas nowych ludzi? Co wówczas  – jeśli nie nasze ciało – jest gwarancją naszej ciągłości?

Twarz jest kategorią ambiwalentną. Z jednej strony – jak ujął to Erving Goffman – jest ona naszym własnym obrazem, ujmowanym „za pomocą terminów i cech społecznie akceptowalnych”; obrazem, który powinni przejąć inni. Ponadto Goffman odwołuje się jednak do powiedzeń, które odnoszą się także do cielesności twarzy – „cisnąć coś komuś w twarz” czy też „stracić twarz”. Cielesny wymiar twarzy oraz jej interakcyjne znaczenie okazują się więc nierozerwalnie złączone. To twarz jest najbardziej identyfikującą nas częścią ciała. Jest też tym, nad czym kultura, chcąca stworzyć „nowe twarze”, skupia się najbardziej. Naukowcy stają się twarzami uczelni, a modelki twarzami kampanii reklamowych czy konkretnych marek. Odtworzenie przekonującej iluzji twarzy okazuje się szczególnym wyzwaniem – roboty potrafią udawać człowieka prawie pod każdym względem – największy problem mają jednak z mimiką i wyrazem twarzy. Podobnie jest z bohaterami najnowocześniejszych gier komputerowych: o ile rzeczywistość wokół nich wygląda już bardzo autentycznie (podobnie jak wygląd ich ciała i sposób, w jaki się poruszają), to przypisanie im przekonującej twarzy pozostaje najbardziej kłopotliwym wyzwaniem.

Z drugiej strony jednak zmiana twarzy jest czymś, z czym mamy do czynienia niemalże na co dzień. Dzięki przekazom medialnym możemy nie tylko dowiedzieć się o seriach zabiegów, jakich któraś z gwiazd i ikon popkultury dla zachowania na dłużej młodego wyglądu twarzy, ale także sami wziąć udział w takiej przemianie. „Extreme Makeover”, „10 Years Younger” „The Swan” czy też „Ambush Makeover”, to przykłady reality show, gdzie operacyjna zmiana („korekta”) twarzy jest nieodłącznym elementem każdej przemiany bohaterki. Kobiety (swoją drogą: tylko kobiety!), w zależności od tego, do którego show trafią poddawane są serii różnorodnych zabiegów upiększających. W ich przemiany zaangażowani się nie tylko chirurdzy plastyczni, ale także styliści, dentyści, ortodonci, osobiści trenerzy i terapeuci.

Nazwa najsłynniejszego z reality show tego typu – „The Swan” – została w Polsce przetłumaczona jako „Łabędziem być”. Nawiązanie do historii brzydkiego kaczątka jest sposobem na uprawomocnienie interwencji chirurga i sztabu specjalistów w ciało kobiety poddawanej przemianie. Skoro bowiem brzydkie kaczątko okazało się być pięknym łabędziem, to samo dotyczyć może każdej z was! Jedyna różnica polega na tym, że naturalne dojrzewanie ptaka zostało zastąpione intensywnymi zabiegami specjalistów. Programy te okazują się nie tylko hołdem złożonym współczesnej medycynie i kosmetologii, które potrafią dokonywać drastycznych przemian w przeciągu kilkudziesięciu dni (najszybsze z nich trwają 10 dni!), ale także banalnym wręcz przykładem podtrzymywania obowiązującej normy piękna. Kobieta ma być szczupła, nie za wysoka, z odpowiednio zaokrąglonymi biodrami i piersiami, bez braków w uzębieniu czy krzywego zgryzu, dobrze ubrana i perfekcyjnie umalowana. Wówczas ma prawo być piękną.

Podobnie jak uczestniczki wspomnianych programów, tak i bohaterki filmów Almodovara okazują się skrojone tak, by doskonale wpasowywać się w to, co powszechnie uznaje się za piękne. Są zatem – wraz ze swymi twarzami – normalizowane: wyszczuplane, wygładzane, „właściwie” umalowane i ubrane tak, by „być kobiecymi”. O ile jednak reality show są wyrachowanymi programami zarabiającymi na naszej potrzebie bycia akceptowanym i pokazywaniu jak można – za pomocą niewielu zabiegów – akceptację taką osiągnąć, o tyle „Skóra, w której żyję” jest krytycznym spojrzeniem na to zjawisko.

Vera, obiekt eksperymentów lekarza, na pozór tylko zdaje się być z nich zadowolona: przejawia wręcz klasyczne objawy syndromu sztokholmskiego – jako ofiara badań zakochuje się w swoim oprawcy/twórcy. Otrzymuje od niego nową twarz-tożsamość, której wcale nie chciała (w przeciwieństwie do bohaterek reality show), by ostatecznie wyznać miłość szalonemu naukowcowi. Almodovar sprawia jednak, że przez cały czas nie mamy pewności, czy wyznanie to jest szczere i czy nowa tożsamość bohaterki jest autentyczna.

Kojarzony ze środowiskami LGBTQ reżyser i tym razem zdaje się poruszać kwestię, która odnosi się do ich problemów: to twarz, będąca w filmie „siedzibą” tożsamości, jest dla osób transseksualnych i interseksualnych szczególnie istotna. Czy potoczne sformułowanie „zmiana płci” (tak znienawidzone przez osoby transpłciowe) powinno w tej perspektywie oznaczać przede wszystkim wszelkie zabiegi dotyczące przekształceń twarzy? Czy otrzymanie stereotypowo męskich/żeńskich cech jej wyglądu oznacza stanie się mężczyzną/kobietą – bardziej niż sama waginoplastyka i falloplastyka?

Tego często nie wiedzą same osoby trans, w których środowisku trwa walka o emancypację i uprawomocnienie podmiotowości tych, którzy/które nie chcą przechodzić zabiegu na narządach płciowych, oraz tych, którzy/które nie chcą poddawać się w ogóle jakimkolwiek operacjom. Czy trzeba mieć piersi, by być kobietą? Czy nie wystarczy stanik i protezy? Co wówczas z kobietami po mastektomii? Albo z mężczyznami, którzy stracili przyrodzenie w wyniku nieszczęśliwego wypadku? Czy też, pytając ostatecznie, wystarczy nam „odpowiednia” twarz?

Almodovar nie daje odpowiedzi. Najpewniej dlatego, że sam ich nie ma. Albo i dlatego, że one po prostu nie mieszczą się w kodzie binarnym. Tak jak w systemie tym nie mieszczą się nasze twarze.

Film:

Skóra, w której żyję”
reż. Pedro Almodóvar
Hiszpania 2011

*Jej Perfekcyjność, Mariusz Drozdowski osoba trans, doktorant w Instytucie Socjologii UW, absolwent socjologii i dziennikarstwa na UW, student w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW oraz na Wydziale Polonistyki UW, prezes Queer UW.

Kultura Liberalna nr 142 (39/2011) z 27 września 2011 r.