Alicja Sieczych

Ad vocem „Czego nie wolno w małżeńskim łożu?”

Wróciwszy z rocznego pobytu we Francji, z wielką ciekawością przeczytałam felieton „Czego nie wolno w małżeńskim łożu?” z przedostatniego numeru „Kultury Liberalnej”. Z ciekawością tym większą, że w ostatnim semestrze dość dokładnie czytałam te właśnie fragmenty „wysłużonego” Code civil i słuchałam, co o obowiązkach małżeńskich ma do powiedzenia francuska doktryna i judykatura. Przeczytawszy więc artykuł Jarosława Kuisza, czym prędzej sięgnęłam do swoich notatek i wygrzebałam, co potrzeba. I otóż, tak, tak, wszystko się zgadza – są kodeksowe obowiązki (jest ich pięć i zgodnie z art. 75 C.civ podczas zawierania małżeństwa urzędnik solennie przypomina o każdym z nich). Oprócz tego, doktryna dorzuca jeszcze pozakodeksowy bonusik w postaci obowiązku lojalności, który przejawia się w zakazie ukrywania czegokolwiek przed małżonkiem.

Ale wracając do obowiązku wspólnoty życia z art. 215 C.civ (bo to o niego chodzi w orzeczeniu sądu z Aix-en-Provence), sprawa nie jest wcale taka prosta, jak mogłaby się nieświadomemu niczego, stającemu na ślubnym kobiercu szczęśliwcowi wydawać. Otóż w obowiązku tym wydzielono dwa mniejsze: obowiązek wspólnoty łoża i obowiązek wspólnoty dachu. Wspólnota dachu, czyli wspólne zamieszkiwanie – sprawa bardzo ciekawa. Będąc małżeństwem, wolno mieszkać osobno tylko w trzech przypadkach: uzyskawszy zgodę sądu, z przyczyn zawodowych (268 C.civ) oraz z własnej inicjatywy, ale tylko, gdy jest to obiektywnie uzasadnione (np. przemocą w rodzinie). W każdym innym przypadku – wyprowadzka, a więc zerwanie communauté de toit może być przesłanką rozwodu z wyłącznej winy współmałżonka, a także stanowić szkodę, a stąd już prosta droga do obowiązku jej naprawienia, czyli zapłaty właściwej kwoty.

I wreszcie wspólnota łoża. Tu znów dwa aspekty. Jean Louis z Nicei wpadł w pułapkę wstrzemięźliwości, co jest jedną stroną medalu (a zdawałoby się, że to kobiety słyną z wieczornych migren…), ale z drugiej strony nadmierna gorliwość w wypełnianiu małżeńskiego obowiązku też bywa sankcjonowana, jest to bowiem złamanie kodeksowego obowiązku szacunku dla osoby współmałżonka. I tak, sąd z Dieppe, 25 czerwca 1970 roku uznał winę siedemdziesięcioletniego mężczyzny, który nakłaniał do współżycia swoją 81-letnią małżonkę dziewięć razy dzienne (nie mam dostępu do orzeczenia, ale sądzę, że nawet jak na tamte warunki, także musiał słono zapłacić). I jeszcze zupełnie na marginesie, kwestia małżeńskich gwałtów – ale to już wymyka się szacownemu Code civil i wędruje do znacznie młodszego, współczesnego Code pénal.

Ale wracając do orzeczenia z Aix-en-Provence, Mme Monique musiała mieć naprawdę dobrego adwokata, bo 10 000 euro to naprawdę dużo, nawet jak na francuskie standardy. Cóż… za błędy trzeba płacić.

„Kultura Liberalna” nr 142 (39/2011) z 27 września 2011 r.