Jerzy J. Kolarzowski

Wiersze jak fraza muzyczna Erica Satie

Skandynawska melancholia

Każdy, kto choć raz zetknął się z wierszami Tranströmera zapamięta ich niepowtarzalny klimat. Jest to poezja oryginalna i niezwykle wyrazista. Słowa są tu mocne, wiele znaczące, natomiast konstrukcja tych wierszy jest lekka, można by rzec ażurowa.

Melancholijność otoczenia skandynawskiej przyrody, klimat surowy i kapryśny to kanwa większości utworów. Wiersze mają formę rozlewnych elegii, bądź zbudowane są z kilku, czasem kilkunastu tetrastychów. Czyta się je z przyjemnością ze względu na wywołującą napięcie obrazowość, a zarazem pozorną prostotę.

„[…] Stopa machinalnie kopie grzyb. Ponad lasem
Rośnie chmura burzowa. Jak miedziane trąby
Grzmią hucznie wykrzywione korzenie drzew. Liście
sypią się przerażone.[…]”

„Pięć strof do Thoreau”**

Refleksja nad życiem i umieraniem, nad przemijalnością człowieka oraz nostalgiczny opis świata – świata wciąż pulsującego, przechodzącego od złożoności do prostoty, a czasem na odwrót – stanowią główne, powtarzalne motywy tej poezji.

Niekiedy wiersz budowany jest przez Tranströmera wokół „drzewa” metafor, co niektórym czytelnikom może przypominać poezję Wisławy Szymborskiej.

„Żaden świat azylu… Zaraz po drugiej stronie ściany zaczyna się wrzawa,
zaczyna się karczma
rzędami zębów, łzami, grzmotem dzwonów
i pomylonym szwagrem śmiecionoścą przed którym wszyscy muszą drżeć. […]”

„Vermeer”

Jednak w większości utworów sytuacyjny opis można porównać do sceny w filmie, w której dzieje się niewiele, gdyż jej celem jest budowanie napięcia przed tym, co za chwilę nastąpi. Tymczasem „za chwilę”, to jest w trakcie lektury, poeta zmienia ton, jest mistrzem przemówienia, życiowym doradcą, aforystą usiłującym najpierw zrozumieć, później odczuć świat drugiego człowieka i swój własny.

Spokojna melodyjność wierszy szwedzkiego Noblisty wdziera się w pamięć w sposób przypominający muzykę kultowego kompozytora z początków XX stulecia – Erica Satie. Kto raz jej wysłuchał, rozpozna ją w każdych okolicznościach, nieważne kiedy i z jakich powodów odtwarzaną.

Zatrzymywanie przestrzeni

Często dyskutuje się nad modelem społeczeństwa, sposobami wychowania dzieci i młodzieży, rolą zorganizowanych religii i tym podobnych kwestiach. To kwestie ważne, jednak jeśli mówi się o nich w języku nauki, często podlegają banalizacji i uprzedmiotowieniu. Tranströmer ma tego świadomość, dlatego jego wiersze są zaprzeczeniem opisu socjologicznego. Ulotna chwila czasu zatrzymanego jest w nich ważniejsza aniżeli jakiekolwiek świadectwo. Narratorem jest pojedynczy człowiek, przechodzień, który się zatrzymał, bo napotkał biały budynek zamkniętego kościoła – niedostępnego, więc tajemniczego.

Wiersze Tranströmera nigdy nie są wyłącznie suchą relacją. Jest w nich miejsce na lekki humor, nawet na pastisz. Jednak niemal od razu ton zabawy zostaje w nich „zakryty” śmiertelną powagą. Większość utworów pisanych jest w pierwszej osobie, poeta nie obawia się używać zaimka osobowego „ja”. Narracja w liczbie mnogiej, owszem, występuje – ale jedynie wtedy, gdy poeta w ironiczny sposób zwraca się do bliżej nieokreślonej publiczności. Wcześniej publiczność już została zaciekawiona, może nawet do tego stopnia, że utożsami się z autorem i jego widzeniem świata.

U Tranströmera swobodną narrację mowy „niezwiązanej” poetycką dyscypliną, przypominającej mowę potoczną, od czasu do czasu ozdabiają niezwykłe oksymorony, czasem metonimie mieszające bodźce słuchowe z tym, co widzialne lub odnoszące, to co zobaczone do uczucia dotyku.

„Klawisze pragną. Łagodne młotki uderzają
Dźwięk jest zielony, żywy i spokojny. […]”

„Allegro”

To wybitna poezja przestrzeni. Oddech tych wierszy staje się naszym oddechem.

* * *

Czytaj także wywiad z Grzegorzem Gaudenem o Tranströmerze: [LINK]

* Jerzy J. Kolarzowski, doktor nauk prawnych, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

** Wszystkie cytowane w tekście wiersze pochodzą z tomiku „Moja przedmowa do ciszy” (Kraków: Oficyna Literacka, 1992), tłum. Leonard Neuger.

„Kultura Liberalna” nr 143 (40/2011) z 4 października 2011 r.