Łukasz Kowalczyk

Smaczny filmowy bigos

Inspiracją dla „Daas” była postać niejakiego Jakuba Franka. Urodził się na Podolu na początku XVIII wieku i uznawał za Mesjasza. Pod tym względem miał zresztą poprzednika w osobie Sabbataja Cwi, który podobnie jak i on za Mesjasza się uznawał – zwalczał tradycyjny judaizm, był przywódcą sekty i pochodził z terenów kresowych. Frank jednak zradykalizował doktrynę sabbatarian, a przy tym dał się poznać jako wyjątkowy spryciarz. Przez całe życie toczył rozgrywkę z judaizmem (który pragnął uzdrowić zwalczając Talmud i postulując „upadek w chrzest”), polską hierarchią katolicką (która go najpierw wspierała licząc na masowe konwersje Żydów, i obejmowała swymi auspicjami dysputy pomiędzy frankistami a talmudystami, a następnie doprowadziła do uwięzienia go na Jasnej Górze), wreszcie – z Koroną polską (u której uzyskał nobilitację i Augusta III jako ojca chrzestnego) oraz dworem wiedeńskim (gdzie mimo protekcji Marii Teresy poniósł fiasko w staraniach o wykrojenie państewka dla swoich zwolenników). Ten syn rabina, noszący się na modłę wschodnią przechrzta, rzekomy cudotwórca, który dokonał żywota w wydzierżawionym zamku na terenie Hesji jako niemiecki baron, podobno przed samą śmiercią na dodatek przeszedł na prawosławie.

Wszystkie powyższe informacje bynajmniej nie są spoilerem, ponieważ z filmu się o nich nie dowiemy. Owszem –  zobaczymy zamek, sefardyjski strój  Franka (granego przez Olgierda Łukaszewicza) oraz przykłady zarówno jego mesmerycznej charyzmy jak i sprytu – a nawet postać przychylnego mu i jego córce Józefa II (Maciej Stuhr) – ale będą to tylko obrazy. Filmowa narracja nie jest podporządkowana jego biografii.

Centralną postacią filmu, o której losach dowiemy się znacznie więcej, jest bowiem Henryk Klain (Mariusz Bonaszewski). Starszy rangą i młody wiekiem urzędnik wiedeńskiego dworu tropiący antyhabsburski spisek. Melancholijny i nieprzejednany niczym bohater czarnego kryminału, wydrążony z emocji niczym pień i pełen idealistycznego etatyzmu niczym sen Fryderyka Wielkiego. Jego postać widzimy na ekranie częściej niż Franka, wprowadza nań nastrój obrazów Bocklina, i rys drapieżnej, wiedeńskiej elegancji rodem z „Amadeusa” Milosą Formana. Ale znowu: to nie przedstawienie jego żywota jest celem ostatecznym: ma on po prostu sprowadzić do Wiednia z zapadłej kresowej dziury pewnego Polaka…

Oto zatem Jakub Goliński (Andrzej Chyra): konwertyta, obecnie polski szlachcic pod kuratelą udzielnej księżnej (Danuta Stenka); były wyznawca doktryny Franka, do którego jednak się zraził. Aktualnie wiedzie w owej bezimiennej kresowej dziurze żywot człowieka porzuconego. Stara się zainteresować otoczenie projektem produkcji syntetycznej gumy i znosi – z właściwym Chyrze stoicyzmem – kolejne niepowodzenia. To ktoś w rodzaju Wokulskiego, pozostawiony jednak przez Izabelę i niedoszłą sławę, któremu w zamian Rzeckiego dano do dyspozycji dwa duże psy. Jego trajektoria to jakaś wypadkowa drogi Józefa K. i mierniczego z Zamku w wersji light, a natężenie pecha każe pomyśleć o bohaterach starych filmów Coenów.

Po tym pobieżnym przeglądzie postaci, słusznie pojawia się proste pytanie: jak to wszystko posklejać w spójną, przekonującą fabułę?  I czy Adrianowi Pankowi się to udało?  Na pewno mogły to ułatwić spokojne, wysmakowane kadry, momentami niemalże przeniesione z „Barrego Lyndona”, oraz konsekwentna, ilustracyjna muzyka. Sprzyjała też zgrabna żonglerka konwencjami i aluzjami oraz obecna we wszystkich rejestrach autoironia – a tym samym nienachalny hołd składany „Rękopisowi znalezionemu w Saragossie” Hassa. Uspójnieniu przekazu nie pomogły natomiast kreacje aktorskie. Co prawda zarówno wykonawcy ról pierwszo- jak i drugoplanowych grali więcej niż dobrze, ale nie udało im się stworzyć zwartych, przekonujących kreacji. Nie byli chyba pewni konceptu reżysera co do wyrazu, który mają im nadać i relacji, które mają między nimi zaistnieć. Być może dlatego stworzyli persony dość powierzchowne i niekonsekwentne.

O ile trudno jest mi rozstrzygnąć, czy „Daas” jest dziełem wystarczająco spójnym, by zasłużyć na najwyższe laury, uznaję je, bez dwóch zdań, za danie udane, przyprawione ze smakiem. “W słowach wydać trudno bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną” jak poucza nas mesjanista Adam. Polecam nie wahać się przed konsumpcją.

 Film:

Daas
reż. Adrian Panek
prod. Polska 2011

 * Łukasz Kowalczyk, radca prawny, członek Redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 144 (41/2011) z 11 października 2011 r.