Marcin Jacoby

 Wschód nie tak Daleki

O niezaprzeczalnym sukcesie tegorocznej, piątej edycji festiwalu Pięć Smaków niech świadczy fakt, że w samej Warszawie projekcje przyciągnęły około 4000 widzów – skok o około 60 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym. Jak to wytłumaczyć? W programie zakończonej w środę 26 października imprezy znalazły się 34 filmy pełnometrażowe, w tym 21 polskich premier. Niemal każdej projekcji towarzyszyło spotkanie – prelekcja lub dyskusja z ekspertami – a nowościami okazały się wystawa prac malarskich Doroty Podlaskiej oraz towarzyszący ceremonii otwarcia performance amerykańskiego artysty tajwańskiego pochodzenia, Chin Chih Yanga. Festiwal wpisał się już najwyraźniej na stałe w kalendarz warszawskich wydarzeń filmowych i przez pięć lat swojego istnienia zdołał stworzyć i rozszerzyć grupę osób zainteresowanych kinem Wschodu.

Wydaje się, że za popularnością azjatyckich filmów w Polsce stoi jednak coś więcej niż tylko ciekawy program (tworzony nie tylko przez produkcje przeznaczone dla masowego widza, ale przede wszystkim kino ambitne), znakomita promocja (często za sprawą oddanych wolontariuszy) czy dobra lokalizacja festiwalowych kin. Choć zabrzmi to pewnie jak frazes, trudno oprzeć się wrażeniu, że w zmieniającej się gwałtownie geopolityce świata Azja zaczyna odgrywać coraz ważniejszą rolę. Dziś siłę gospodarczą Chin czy międzynarodową potęgę takich koreańskich koncernów jak Samsung czy Kia przyjmujemy jako fakty zastane, a przecież jeszcze dziesięć lat temu niewielu z nas zdołałoby w takie prognozy uwierzyć. To właśnie wzmocnienie gospodarcze Azji przy osłabieniu Europy i Ameryki powoduje, że wraz z produktami i technologią coraz bardziej jest u nas obecna również kultura azjatycka – w tym także kino.

 Między K-Popem a Konfucjuszem: azjatycka dyplomacja kulturalna

 Na ile jest to celowa polityka kulturalna? W wypadku Tajwanu, którego sytuacja geopolityczna jest bardzo specyficzna, o szeroko zakrojonej dyplomacji kulturalnej trudno mówić. Prowadzą ją natomiast świadomie od stosunkowo niedawna Chiny, niestety z różnym skutkiem. Sukces powstałej na całym świecie sieci Instytutów Konfucjusza okazał się połowiczny, a negatywny stosunek większości państw tzw. Zachodu oraz Japonii i Korei do systemu politycznego ChRL stanowi barierę prawie nie do pokonania. Chiny same zresztą psują swoje własne wysiłki zmiany wizerunku, na przykład poprzez kontrowersyjne decyzje o uwięzieniu artysty Ai Weiweia czy kontestatora Liu Xiaobo (chińska reakcja na przyznanie mu Pokojowej Nagrody Nobla w ciągu kilku dni zniszczyła kilkuletnią ciężką pracę specjalistów od PR Państwa Środka). Chińskie marzenia o kinematografii na miarę Hollywoodu również nie zawsze prowadzą w dobrym kierunku. Tak jak Hollywood rzucił się na kolejne ekranizacje bohaterów komiksowych Marvela, tak chińskie kino w ostatnich latach wypuszcza kolejne nużące superprodukcje, w których na nowo interpretowana zostaje, w dość specyficzny sposób, historia cesarstwa. Filmy być może zachwycają skalą produkcji, kolorami czy efektami specjalnymi, jednak na pewno nie fabułą, nie wspominając o prawdzie historycznej, od której są zazwyczaj bardzo daleko. Takie produkcje jak „Legenda”, „Cesarzowa”, „Zhao Zilong”, „Czerwone Klify” czy „Trzy Królestwa. Wskrzeszenie smoka” niewątpliwie nie wejdą do kanonu kinematografii światowej.

Zupełnie odmienną drogę wybrała Korea, która zdecydowała się na rozwój dwóch najbardziej komercyjnych gałęzi swojego przemysłu kultury: muzyki rozrywkowej (tzw. K-Pop) oraz produkcji serialowej. Od wielu lat koreańscy artyści pop z powodzeniem rywalizowali z muzykami z Japonii i Hongkongu o supremację na rynkach azjatyckich. Od niedawna, dzięki umiejętnemu połączeniu muzyki i nowatorskich układów tańca oraz wykreowaniu marki K-Pop, podbijają świat. Do nas wiedza o K-Pop dopiero dociera, ale w Europie Zachodniej istnieje już dynamicznie powiększająca się grupa młodych ludzi zafascynowanych czymś, co starsi z nas mogliby porównać być może tylko do szału Pet Shop Boys czy Modern Talking. Seriale koreańskie, stanowiące bardzo ważny element kultury kraju, zdominowały absolutnie telewizje w takich krajach i regionach jak Tajwan, Chiny czy Azja Południowo-Wschodnia. Wspieranie takich koreańskich marek eksportowych przez państwo powoduje może kręcenie nosem kulturalnych smakoszy, ale z punktu widzenia budowy marki „Korea” jest niezwykle skuteczne.

 Od Busan do Warszawy: Azja na festiwalach

 Gdy przejdziemy do tzw. kultury wysokiej, obserwujemy niezaprzeczalny wzrost znaczenia azjatyckich festiwali artystycznych, takich jak Hong Kong Arts Festival, Busan International Film Festival, Festival/Tokyo, czy Beijing Music Festival. Artyści europejscy, w tym polscy, czują, że w Azji trzeba się pokazać, bo tam można obecnie znaleźć najbardziej dynamicznie rozwijające się rynki kultury, zapierającą dech w piersi infrastrukturę (sale koncertowe, teatry), a przede wszystkim publiczność – potencjalnie niewyczerpaną.

Azja nie tylko przyjmuje, również produkuje. W muzyce poważnej obecność doskonałych wirtuozów azjatyckich nikogo już nie dziwi (vide niedawne zwycięstwo Koreanki Soyoung Yoon w Konkursie Skrzypcowym im. H. Wieniawskiego). Podobnie jest w tańcu nowoczesnym czy balecie. Zamykający festiwal „Pięć smaków” film „Posępna noc” w reżyserii Yoon Sung-Hyuna, z mistrzowsko zbudowaną narracją i bezbłędną grą nastoletnich aktorów, jest z kolei najlepszym dowodem poziomu, jaki może osiągać chociażby koreańska kinematografia.

Za wcześnie na ogłaszanie nadejścia „epoki Azji”, jednak niezaprzeczalnie staje się nam ona coraz bliższa. Nie powinniśmy patrzeć na nią ani jak na wyidealizowaną, egzotyczną krainę, ani jak na nieprzyjaciela grożącego anihilacją kultury europejskiej. Nie czas już także na wyższość kulturową i paternalistyczne podejście do Azji – aczkolwiek nie chciałbym, żeby niniejszy tekst odebrany został jako bezkrytyczny zachwyt nad tym, co azjatyckie.

Najlepsze, co możemy zrobić, to przyjrzeć się Azji z bliska. Okaże się wtedy, że Azja to nie konglomerat, a jedynie abstrakcyjne pojęcie opisujące cały zbiór kultur niezwykle ciekawych i różnorodnych, o których nasze wyobrażenia są nierzadko błędne i oparte na dawno zwietrzałych stereotypach. Być może stale rosnąca publiczność festiwalu jest właśnie świadectwem naszej podświadomej potrzeby, by się do Azji zbliżyć i przyjąć taką, jaka jest: zróżnicowaną, pełną sprzeczności, bólu i niesprawiedliwości, ale i szlachetności, nowoczesną i starożytną, kosmopolityczną i zaściankową, nieporządną i hałaśliwą, ale i wysublimowaną i kontemplacyjną. Chyba nie ma prostszej drogi do zainicjowania takiego zbliżenia niż film.

Festiwal Filmowy Pięć Smaków:

Warszawa: 19-26 października
Kraków: 26-31 października
Poznań: 12-15 listopada

* Marcin Jacoby, doktor sinologii, menedżer projektu Azja w Instytucie Adama Mickiewicza.

 Kultura Liberalna” nr 147 (44/2011) z 1 listopada 2011 r.