Łukasz Pawłowski
Noworoczna niespodzianka prezydenta Obamy
Okres świąteczno-noworoczny to, jak się okazuje, doskonały czas na sprezentowanie zakrzątanym wokół prywatnych spraw obywatelom kontrowersyjnych ustaw. Ostatniego dnia 2011 roku prezydent Barack Obama – w kampanii wyborczej w 2008 roku obiecujący ukrócenie nadużyć popełnianych przez administrację George’a W. Busha w ramach „walki z terrorem” – podpisał National Defense Authorization Act (NDAA). Ustawę, za sprawą której w wojskowym więzieniu może bez procesu zostać zamknięty każdy, nawet na podstawie podejrzenia o „popieranie” działalności terrorystycznej.
NDAA to potężny, liczący ponad 500 stron pakiet ustaw przyznający w przyszłym roku podatkowym 662 miliardów dolarów na, jak informuje oficjalna strona Białego Domu, „finansowanie obronności Stanów Zjednoczonych oraz interesów zagranicznych kraju”. Z tego samego źródła dowiadujemy się, że nowe przepisy zawierają priorytetowe rozwiązania pozwalające na „lepsze prowadzenie działalności antyterrorystycznej poza granicami kraju, poprawę zdolności obronnych i strategicznych partnerów oraz podniesienie skuteczności operacji wojskowych prowadzonych na całym świecie”. W celu realizacji tych zadań ustawa zarządza między innymi nałożenie sankcji gospodarczych na Iran, a także nakazuje dokonanie oceny zdolności bojowej takich krajów jak Iran, Rosja i Chiny.
Spośród ponad 2500 paragrafów, na które podzielony jest dokument, największe oburzenie wzbudziły jednak dwa, 1021 i 1022. Zdaniem wielu dziennikarzy, prawników, polityków i wojskowych dają one amerykańskim siłom zbrojnym możliwość aresztowania oraz bezterminowego przetrzymywania w zamknięciu każdej osoby – w tym również obywateli amerykańskich – podejrzanej o współpracę z terrorystami lub nawet „popieranie” działań terrorystycznych (angielski wyraz „support” można przetłumaczyć zarówno jako „popieranie”, jak i „wspieranie”). Zgodnie z paragrafem 1021 do aresztu może trafić:
„1) Osoba, która planowała ataki terrorystyczne przeprowadzone w dniu 11 września 2001 r., brała w nich udział lub pomagała w ich przeprowadzeniu, wydała na nie zgodę bądź też ukrywała osoby odpowiedzialne za te ataki; 2) Osoba, która należała do Al-Kaidy, Talibów bądź związanych z nimi sił lub też w istotny sposób wspierała je w działaniach wojennych przeciwko Stanom Zjednoczonym i ich sojusznikom, w tym każda osoba, która dopuściła się aktu wrogości lub bezpośrednio wspierała działania wojenne prowadzone przez siły nieprzyjaciela”. W dalszej części władzom amerykańskim zostaje przyznane prawo przetrzymywania aresztowanych w więzieniach bez postawienia im formalnych zarzutów i bez procesu aż „do czasu zakończenia działań wojennych”.
Wziąwszy pod uwagę, że ogłoszona przez prezydenta Busha „światowa wojna z terrorem” nigdy nie została oficjalnie wypowiedziana, a wroga jak do tej pory nie udało się jasno zdefiniować (Al-Kaida to łatka przyklejana wszystkim bez względu na ich rzeczywiste afiliacje), nie należy się też spodziewać, by w najbliższym czasie obecny lub przyszły amerykański prezydent ogłosił zakończenie tejże wojny lub, tym bardziej, podpisał oficjalne zawieszenie broni.
Obok usankcjonowania bardzo niejasnych kryteriów wystarczających do uwięzienia podejrzanego nowe przepisy znoszą także wszelkie ograniczenia co do możliwego miejsca aresztowania. Poprzednie regulacje mówiły jedynie o zatrzymaniach na „polu walki”, obecne pozwalają na dokonywanie aresztowań także na terytorium Stanów Zjednoczonych. Zdaniem przeciwników ustawy łamie ona tym samym podstawowe amerykańskie prawo, zakazujące pozbawienia człowieka wolności bez sprawiedliwego wyroku.
Prezydent Obama, który wcześniej dwukrotnie groził zawetowaniem NDAA, ostatecznie zdecydował się na jej podpisanie, ponieważ, jak powiedział, „przyznaje ona środki na finansowanie obronności Stanów Zjednoczonych i zagranicznych interesów kraju, podstawowych usług świadczonych członkom personelu militarnego i ich rodzinom oraz narodowych programów bezpieczeństwa, które należało odnowić”.
Obama podkreślił jednak, że jego podpis pod ustawą nie oznacza, iż całkowicie zgadza się z jej treścią. Prezydent zaakceptował nowe przepisy mimo, jak powiedział, „poważnych zastrzeżeń, co do niektórych postanowień regulujących metody przetrzymywania, przesłuchiwania i stawiania w stan oskarżenia osób podejrzanych o terroryzm”. W tym samym oświadczeniu powiedział, że nie zgodzi się „na bezterminowe przetrzymywanie amerykańskich obywateli w więzieniach wojskowych bez procesu”, ponieważ oznaczałoby to „zerwanie z najważniejszymi tradycjami i wartościami naszego Narodu”. Obama zapewnił, że urzędnicy jego administracji będą interpretowali paragraf 1021 w taki sposób, by „każde zatrzymanie było zgodne z Konstytucją, prawami wojennymi i wszelkimi innymi przepisami mającymi zastosowanie w danym wypadku”.
Oświadczenie Obamy wywołało jednak skutek odwrotny od zamierzonego, ponieważ jasno pokazało, jak szerokie możliwości interpretacyjne dają władzom nowe przepisy. Poza tym deklaracja obecnego prezydenta nie jest w żaden sposób wiążąca, nie tylko dla jego następców, ale nawet – jak już niestety niejednokrotnie dowodził – dla niego samego.
„Podpisując tę ustawę, prezydent Obama przejdzie do historii jako ten, który wprowadził do amerykańskiego prawa możliwość bezterminowego pozbawienia ludzi wolności bez wyroku sądowego” – powiedział Kenneth Roth, dyrektor Human Rights Watch, i w swej opinii nie jest bynajmniej osamotniony. Dla wielu innych, którzy podobnie jak Roth w 2008 roku oficjalnie poparli Obamę w wyborach prezydenckich, 31 grudnia 2011 roku przyniósł najpoważniejsze jak dotychczas rozczarowanie jego rządami.
* Łukasz Pawłowski, doktorant w Instytucie Socjologii UW, visiting scholar na Wydziale Nauk Politycznych Indiana University, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
„Kultura Liberalna” nr 157 (2/2012) z 10 stycznia 2012 r.