0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Krótko mówiąc > BRAVO: ACTA –...

BRAVO: ACTA – trzeci sektor jest zagubiony [PRZECIW!]

[komentarz do debaty „ACTA – wojna pokoleń” – posłuchaj tu]

[polemika Anny Mazgal – przeczytaj tu]

Paweł Bravo

Trzeci sektor jest zagubiony

Albo to wy zawiedliście, albo to wszystko jest już nieważne, bo już nie ma kogo zawodzić, bo system, w którym pełnicie rolę łącznika po prostu nie istnieje. Tymczasem potulnie słuchacie rządowych argumentów

Ludzie niebojący się wielkich słów mówią o rewolucyjnych momentach, kiedy odsłania się nieadekwatność paradygmatów politycznego myślenia oraz instytucji mających ambicje je ucieleśniać. W takich momentach odczarowania dostrzegamy, że – jak mawiał klasyk literackiego prześwietlania międzyludzkich pozorów – życie jest gdzie indziej.

Podczas środowej debaty Kultury Liberalnej „ACTA – wojna pokoleń” (biorę ją tu za reprezentatywny wycinek powszechnego roztrząsania spraw wokół ratyfikacji ACTA) widać to było jak na dłoni, na przykład w wypowiedzi dyrektor PISF-u. Agnieszka Odorowicz przytaczała dorzeczne argumenty za tym, że stoi po stronie wartości przyjmowanych przez ogół przyzwoitych ludzi. Cóż jednak z tego, skoro to już łabędzi śpiew jej ekosystemu, że krótko mówiąc za niedługi czas nie będzie czego bronić, przynajmniej jeśli chodzi o produkcje kinowe? Przykre jest, tak na marginesie, że nie wie o tym osoba, od której szczególnie oczekiwałbym znajomości nie tylko coraz chudszego mainstreamu podległej jej branży, ale i frenezji iskrzącej się na urozmaiconych jej obrzeżach (czerpią przecież skromne środki z budżetu jej instytucji).

Ale nie chodzi mi o skakanie na pochyłe drzewo i proste antynomie pod hasłem „stary biznes mocno śpi”. Na środowej debacie bowiem po raz pierwszy miałem wrażenie, że życie uchodzi z podmiotów znajdujących się w zupełnie innym segmencie tej układanki. Że całkiem obnażone w swym nieprzystawaniu do potrzeb chwili są zacne instytucje trzeciego sektora, owe naczynia i dukty, w których miesza się, fermentuje i przepływa społeczeństwo obywatelskie.

W morzu wypowiedzi komentatorów już wcześniej uderzyły mnie dwa charakterystycznie zbieżne głosy – Piotra VaGli Waglowskiego (http://prawo.vagla.pl/node/9643) i Marka Jerzego Minakowskiego (http://minakowski.tek24.pl/1107,koniec-demokracji-przedstawicielskiej-przejmujemy-panstwo). Obaj pisali równocześnie o końcu demokracji przedstawicielskiej. Warto pochylić się nad ich tekstami nie z powodu zawartej tam frustracji wobec pokoleniowo obcych polityków – nie wychodzą tu poza męcząco jałowe postpolityczne połajanki (z wycieczkami w stronę anarchistycznej utopii). Obaj jednak idą dalej – krytykują także model organizacji społecznych i pokrewnych form krystalizacji społeczeństwa obywatelskiego, w charakterze formy reprezentacji wobec władzy. Podważają ich przydatność jako formy komplementarnej wobec całego teatrum parlamentaryzmu. Negują sens organizacji pozarządowych jako katalizatora dialogu oraz pośrednika w operacjonalizacji tego dialogu na poziomie rozstrzygnięć organów władzy.

Z początku wydawało mi się, że to typowy feblik tech-blogerów, wyrzucanie z rozpędu do „analogowego” śmietnika wszystkiego jak leci, co nie ma etykietki 2.0 albo i wyższej. Kiedy jednak słuchałem wypowiedzi Michała Boniego kończącej środowe spotkanie, przypomniałem sobie te teksty i nagle dostrzegłem, że w tym potulnym wysłuchiwaniu ministerialnego bajeru obecni na sali liderzy ważnych NGOs wyrażają swoje zagubienie. Zawieszenie w próżni.

Bo minister czarował, wysnuwał z siebie kłęby usypiającej słownej waty, jak rasowy gasiciel buntów i strajków (którym notabene kiedyś bywał). Wykazywał zrozumienie potrzeb, dziękował za pomoc w zdefiniowaniu bolączek i zapowiadał rozliczne działania. Dając świadectwo klasy i odwagi, wypowiedział też kilka zdań – jedynych, które stanowiły jakiś punkt zaczepienia o rzeczywistość – na temat danych przez siebie obietnic konsultowania z partnerami społecznymi, przyznał, że były łamane i pozostaje mu tylko prosić o kolejny kredyt zaufania. „Pomożecie?”.

Otóż właśnie tego nie rozumiem – albo inaczej: nie umiem zrozumieć inaczej niż w sposób okrutny wobec grona szanowanych przeze mnie osób. Rozumiem i pochwalam uprzejmość w potraktowaniu ważnej osobistości, w podzięce za to, że znalazła czas, że słucha. Ale łykanie po raz któryś z rzędu wielkiej żaby – to jest przejaw bezradności. Nie jestem uczestnikiem żadnego z procesów „dialogu” społeczeństwa cyfrowego z władzą, ale jako uważny, choć zwykły obserwator, śledziłem jego zeszłoroczne etapy. I na zdrowy rozum nie umiem dojść do innego wniosku niż VaGla. Ile jeszcze można marnować dobrej woli? Ten establishment polityczny (być może każdy inny możliwy też?) nie ma ochoty albo mentalnej konstrukcji, by się czegokolwiek od was nauczyć. Pluje się wam w twarz a wy dalej swoje – że deszcz pada.

Nie chodzi mi tu o rozliczanie z efektów (prawodawczych, decyzyjnych, itp.). Nie podzielam utopijnych uproszczeń przywołanych tu autorów, doskonale rozumiem, że udział w procesie politycznym miewa sens sam przez się, nawet kiedy pozornie nie widać, co to zmienia w świecie. Ale tym razem, patrząc na was z boku, nie widzę żadnego procesualnego, ukrytego pożytku z odbywania kolejnych, ciągle podobnych w swojej pustocie rundek dialogu.

Żadnego poza niewątpliwie przyjemną dla mózgu rozmową z oświeconym wicekrólem, funkcjonariuszem o nadal słyszalnym (ech, te poprawnie zbudowane zdania!) inteligenckim rodowodzie, klerkiem, który co prawda zdradził na potęgę, ale zachował dawkę dawnego uroku. Rozmową przyjemną dla mózgu, ale czy aby przyjemną dla niewymownej części ciała, o której nie umiem przestać myśleć, kiedy patrzę na ów spektakl?

Albo to wy zawiedliście, albo to wszystko jest już nieważne, bo już nie ma kogo zawodzić, bo system, w którym pełnicie rolę łącznika po prostu nie istnieje, zdechł, zanim zdążył w Polsce się dać poznać po dobrych owocach. Nie wiem, co gorsze, nic mi z tego równania innego nie chce wyjść. Ale może to wszystko błąd rachunkowy, bardzo bym chciał się mylić.

W weekend przyglądałem się Kongresowi Wolnego Internetu (dobrze, że był „improwizowany”, bo ta etykietka trochę równoważy pompatyczność nazwy). Był ciekawy z jednego powodu – nowych twarzy, garstki ludzi będących inicjatorami protestów z paru miast, ewidentnych świeżaków, prosto z najzieleńszych grassroots. Przy całej swej niechęci do tanich analogii miałem wrażenie, że sytuacja przypomina tę, kiedy robotnikom po omacku i chaotycznie stawiającym się peerelowskiej władzy grupa inteligentów próbuje pomóc, dając narzędzia do mentalnej i organizacyjnej konsolidacji buntu, ucząc, jak nie dać się wodzić za nos zręcznym sekretarzom przysłanym z Warszawy. Tak jakbym na szybkim przewijaniu oglądał film z lat 1970–80.

Być może mylę się w interpretacji tego, co widziałem, ale mam nadzieję, że wy się odnajdziecie. Dość macie jeszcze siły w nogach, by pobiec za życiem.

* Paweł Bravo, dziennikarz, do grudnia ub.r. współredagował dodatek „Plus Minus” do „Rzeczpospolitej”.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(5/2012)
7 lutego 2012

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE

PODOBNE

Unia Europejska broni twórców!



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj