Łukasz Jasina

Diamentowy jubileusz

W kwietniu 2008 roku mój przyjaciel – asystent jednego z brytyjskich parlamentarzystów – oprowadził mnie po obszernych salach Pałacu Westminsterskiego. W sali obrad Izby Lordów stoją w najlepsze trony, na których Jej Królewska Mość i Książę Edynburga zasiadają w chwili uroczystej inauguracji obrad Parlamentu. Sala była pusta, jedynie groźna strażniczka rodem z dawnych brytyjskich kolonii na Oceanie Indyjskim strzegła majestatu Domu Windsorów. Niestety rzeczony majestat nie zezwolił mi na ulokowanie się w siedzisku Jej Królewskiej Mości. Groźna dama z Zanzibaru nie miała jednak nic przeciwko temu, bym na chwilę zasiadł na tronie dostojnego królewskiego małżonka. Przez kilkanaście sekund byłem Księciem Edynburga! God Save the Queen!

Sześćdziesiąt lat to kawał czasu. Zwłaszcza w wypadku głowy państwa. Gdy piszę te słowa, jedynie dwoje spośród blisko dwustu światowych przywódców (prezydentów, dyktatorów czy monarchów) może poszczycić się podobnym stażem. Są to: Król Tajlandii Bhumibol (panuje od 1946) i brytyjska monarchini Elżbieta II. Żyją wprawdzie królowie, którzy tron objęli znacznie wcześniej: rumuński władca Michał Hohenzollern wstąpił na tron w roku 1927, a Norodom Sihanouk z Kambodży w 1941 – niemniej obu zmiotły z tronów rewolucje i wojny.

Również tron brytyjski nie był domeną monarchów przesadnie długowiecznych. Od tej reguły było jednak kilka wyjątków. Praprababcia Elżbiety II królowa Wiktoria panowała przez sześćdziesiąt cztery lata. Z kolei jej dziadek – szalony król Jerzy III – umarł na samym początku sześćdziesiątego roku panowania (przez ostatnią dekadę z uwagi na chorobę króla – dość iluzorycznego). Elżbieta II panuje, jest w pełni sił i nic nie zapowiada jej rychłego odejścia. Podobnie jak sześćdziesiąt lat temu, na czele brytyjskiego rządu stoi konserwatysta i podobnie jak wtedy, Brytania kłóci się nieco ze swoimi europejskimi sojusznikami.

Uroczyste obchody jubileuszowe połączone z igrzyskami olimpijskimi posłużyć mogą podniesieniu prestiżu dumnego Albionu, zagrożonego secesją Szkotów czy kryzysem gospodarczym.

6 Lutego 1952 roku Elżbieta Windsor miała zaledwie dwadzieścia sześć lat. Ona i jej mąż – książę Filip – byli chyba pierwszą parą celebrytów na europejskim tronie (stryja królowej Edwarda VIII i pani Simpson nie licząc). Dzień ten przywitali w Kenii – ówczesnej brytyjskiej kolonii. To właśnie tam, w Afryce, królowa dowiaduje się o śmierci swojego ojca i przejęciu władzy nad Imperium obejmującym połowę Afryki, Cypr, Gibraltar, liczne wyspy na Karaibach i każdym z trzech oceanów, Kanadę, Australię i Oceanię.

Prezydentem USA był wtedy Harry Truman, a ojciec kolejnego z jego następców, Baracka Obamy, był zaledwie nastoletnim poddanym nowej królowej zamieszkującym kenijską prowincję Nyanza. W Związku Radzieckim panował Józef Stalin, a Mao i chińscy komuniści dobijali właśnie resztki opozycji zbrojnej w Chinach Kontynentalnych. Na ekrany kin wchodziła „Deszczowa piosenka”, a Tony Judt i Wisława Szymborska nie napisali jeszcze żadnego z tekstów, dzięki którym ich zapamiętamy. Mój dziadek miał lat dziewiętnaście – teraz ja dobijam do trzydziestych drugich urodzin.

W ciągu sześciu dekad Królowa stawiła czoło wielu zmianom. Podczas jej koronacji rewolucją byłą transmisja telewizyjna. Dziś o działalności monarchini dowiaduję się z jej facebookowego profilu i twitterowego konta. David Cameron jest trzecim z kolei premierem urodzonym już za jej panowania. Czymże są secesyjne pogróżki Szkotów (notabene nawet w wypadku secesji nikt poważnie nie domaga się usunięcia ze szkockiego tronu obecnej królowej – pełnoprawnej następczyni Stuartów) wobec utraty afrykańskich i azjatyckich kolonii? Czymże są obecne dyskusje o dalszym trwaniu monarchii wobec skandali wywołanych przez siostrę, synów czy synowe obecnej monarchini?

Królowa jest nieodzownym elementem brytyjskiego systemu. Nie chodzi tu o królową jako taką, ale o Elżbietę II we własnej osobie. Możliwe, że dlatego, że nie funkcjonują już w brytyjskim życiu publicznym osoby pamiętające inną głowę państwa. Jedynie dobrowolna rezygnacja królowej lub jej fizyczne odejście mogą ten stan zmienić. Nic tego jednak nie zapowiada.

* Łukasz Jasina, doktor nauk humanistycznych, historyk kina brytyjskiego, członek zespołu „Kultury Liberalnej”.

 „Kultura Liberalna” nr 161 (6/2012) z 7 lutego 2012 r.