Marta Bucholc

Chłopomania à la française. „Nietykalni”

Powiedzmy to sobie otwarcie: „Nietykalni” to ważny głos w dyskusji, której znaczenia dla przyszłych losów świata nie sposób przecenić, a która dotyczy roli wykształcenia humanistycznego w wielokulturowym społeczeństwie. Na film Nakache’a i Toledano warto spojrzeć nie tylko jako na kąśliwy portret francuskich elit, ale i doskonałą ilustrację teorii reprodukcji systemu społecznego Pierre’a Bourdieu i Jean-Claude’a Passerona.

Blokersem w sybarytę

Oto Philippe, subtelny intelektualista, sybaryta i esteta, a zupełnie przy okazji milioner, ulega wypadkowi podczas uprawiania sportów ekstremalnych, wskutek czego, sparaliżowany od uszu w dół, zmuszony jest poszukiwać opiekuna. Fakt, że postanawia dać w tym celu ogłoszenie, wypada uznać za ukłon reżysera pod adresem rzeczywistości. W innym wypadku ta postarałaby się bowiem niewątpliwie, by uprzywilejowany bytowo inwalida nie poznał młodego, szalenie przystojnego i kompletnie pozbawionego jakichkolwiek kwalifikacji (nawet w fachu włamywacza) Senegalczyka Drissa. Ów wychował się na blokowisku wypisz wymaluj takim, na jakich wyrosła zapewne spora część moich czytelników, co rzecz jasna skazuje go na nędzę materialną i ubóstwo duchowe, klarownie symbolizowanych przez białe adidasy. Driss zostaje oczywiście wyłoniony spośród stada bladawych kretynów z długaśnym CV jako najlepszy kandydat na stanowisko ofiary złych nastrojów chlebodawcy oraz lokatora luksusowego apartamentu, zapewne w stylu Ludwika.

Dalej następuje to, co na ogół w recenzjach nazywa się „mnóstwem przezabawnych perypetii”, nieodmiennie skonstruowanych wedle tego samego schematu. Sybaryta kończy więc z głową wyszorowaną płynem do stóp, bo imigranta przerastają etykiety. W operze Driss omal nie umiera ze śmiechu na widok drzewa, które nie dość, że śpiewa, to jeszcze po niemiecku. Przy goleniu inwalida wystylizowany zostaje najpierw na brakującego członka zespołu The Clash, potem na anioła piekieł, a w końcu na Hitlera. Dowcipne afro-parafrazy utworów Apollinaire’a kruszą lody w sercu asystentki bogacza tak skutecznie, że gdyby nie była lesbijką, bez wątpienia doczekalibyśmy się jakiejś sceny bardziej erotycznej niż masaż wspomnianych uszu. I tak dalej.

Rousseau w wielkim mieście

Bohaterem tego rodzaju monstrualnie stereotypowych scenek zderzenia kulturowego w kinie i literaturze bywał tradycyjnie chłopak ze wsi w wielkim mieście. Same scenki miały o tyleż mniej wdzięku, o ile więcej ma go Driss (nie tracący nigdy kontenansu, elokwentny, przede wszystkim zaś: emanujący pozytywną energią) od bohatera wyobraźni masowej, w naszym kraju zwanego wdzięcznie „wieśniakiem”. Wynik jest jednak zawsze ten sam: z russoistycznej konfrontacji kultura wyższa wychodzi zwycięsko.

Driss nie ma bynajmniej zamiaru kwestionować obcych sobie wartości elit, co różni go od wielu innych bohaterów tego rodzaju, zwłaszcza amerykańskich – od Pana Smitha Franka Capry począwszy. Śmieje się wprawdzie, ale przyjaźnie, kulturze wyższej zaś jest to najzupełniej obojętne, skoro przy okazji przyswaja się ją, uwewnętrznia i memoryzuje.

Najważniejsza z tego punktu widzenia scena rozgrywa się pod koniec filmu, gdy Driss, zakończywszy epizod pielęgniarski, stara się o solidną robotę w firmie kurierskiej. Erudycja i subtelny dowcip, polerowane w najlepszym towarzystwie, przydają mu się jak znalazł, oto bowiem w kolejnym ujęciu widzimy go już jako filar społeczeństwa, dumnie zdający zmiennikowi furgonetkę pełną niezmiernie ważnych przesyłek. Kto z kim przestaje…

Reżyser oczywiście udaje, że opowiada historię o tym, jak prosty chłopak wnosi w puste, statyczne życie inwalidy prawdziwe wartości („ktoś powinien ustawić twoją córkę”), głębokie emocje („od razu widać, że chce się bzykać”) i odrobinę dynamizmu („gapisz się na ten obraz już 45 minut”), nie tracąc własnej tożsamości („nie będę nakładał mężczyźnie pończoch”). W gruncie rzeczy jednak opowiada o tym, że humanistyczna kultura – umiejętność poprawnego wysławiania się na temat zakazów parkowania, znajomość paru najczęściej reprodukowanych malowideł, rozpoznawanie tematów kilku szlagierów muzyki klasycznej – przydaje się zawsze i każdemu.

Dotyk Bourdieu i Passerona

„Nietykalni” to film tak niewiarygodnie pogodny, że skojarzenie z produkcjami Franka Capry nasuwa się nieodparcie: dzielni mężczyźni w walce z przeciwnościami losu wykazują hart i konsekwencję, życie zaś nagradza ich miłością, bogactwem i ludzkim szacunkiem. Jeśli jednak przyjrzeć się bliżej światu przedstawionemu przesuwającemu się za plecami świetnie zagranych i przykuwających uwagę głównych bohaterów, okazuje się, że trafniejsze byłoby inne skojarzenie: z niemiłosiernie nudnym, ale równie jak filmy Capry złośliwym, klasycznym dziełem Pierre’a Bourdieu i Jean-Claude’a Passerona zatytułowanym „Reprodukcja” (1970, wyd. polskie 1990).

Bourdieu i Passeron dowodzili, że system społeczny reprodukuje się dzięki temu, że szkolnictwo premiuje kompetencje właściwe klasom wyższym, najważniejszą z których jest umiejętność eleganckiego wywodzenia w zadanej formie na temat wolny. Do wniosku tego wspomniani badacze doszli jeszcze we Francji uważającej się za jednorodną kulturowo, w której szkoła była głównym kanałem przekazu kultury, a klasy niższe aspirowały do awansu, w pocie czoła wkuwając formy subjonctif imparfait.

„Nietykalni” świadczą dobitnie, że społeczeństwo francuskie nie zmieniło się ani na jotę nie tylko od końca lat sześćdziesiątych, ale zapewne i od czasów Balzaka i Stendhala. System podstępnie reprodukuje się w najlepsze, trując czystą duszę prostego chłopaka waporami trzynastozgłoskowców, surrealizmów i romantycznych singspielów. Różnice etniczne, kulturowe, wiekowe i majątkowe są bez znaczenia: wyższe wykształcenie humanistyczne ma dla wszystkich ten sam zwodniczy urok – i taką samą wartość. To zaś, że Driss nie kończy jak Julian Sorel, uznać wypada zapewne za łagodzący wpływ wielokulturowości na reprodukcję i smutne świadectwo degrengolady kultury francuskiej.

Film:

„Nietykalni”
Reż. Olivier Nakache, Eric Toledano
Prod. Francja 2011
Dystr. Gutek Film

* Marta Bucholc, doktor socjologii, członek Redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 172 (17/2012) z 18 kwietnia 2012 r.