Magdalena M. Baran
Pokrzykiwania Jobbiku
Na węgierskiej scenie politycznej zawsze głośno. Gdy tamtejszego nieba chwilowo nie rozświetlają żadne nowe fajerwerki wypuszczane przez Fidesz, gdy lewica boryka się z problemami natury wewnętrznej, które część jej przedstawicieli zmuszają do balansowania na granicach socjologicznych sondaży, tubę bierze do ręki ktoś inny. Tym razem – nie żeby trzeba było ustawiać się w jakiejś specjalnej kolejce do rozgłosu – najgłośniej pokrzykuje nacjonalistyczny Jobbik. Wystarczy wspomnieć wystąpienia ostatnich kilku dni, by zauważyć, że partia ta nie tylko utrzymuje swój narodowy ton, ale coraz mocniej radykalizuje się w swoich poglądach.
Chyba wszyscy zainteresowani polityką krajów Grupy Wyszehradzkiej przyzwyczaili się do mniej lub bardziej spektakularnych wystąpień Gábora Vona, przewodniczącego formacji politycznej, o której mowa. Jednak jego ostatnia aktywność może zastanawiać, szczególnie w obliczu najnowszych sondaży, o których za chwilę. Wydaje się, że w obliczu powstania nowej partii lewicowej, a także przy uspokojeniu okołofideszowych nastrojów po rezygnacji prezydenta Pala Schmita, czas przypomnieć o radykałach.
Zaczęło się – powiedziałby ktoś – z „grubej rury”, bo od nawoływania do zaostrzenia węgierskiego prawodawstwa. W kwietniu przez Węgry przetoczyła się bowiem fala zabójstw, która siłą rzeczy przywołała pytanie o siłę i skuteczność prawa. Jobbik zażądał jednak nie debaty, nie sprawdzenia działania sądów, nie rewizji przepisów dotyczących legalnego posiadania broni, ale od razu przywrócenia kary śmierci. „Ostatnie wydarzenia w Kulcs, Gyõr, Sopron i Balatonakarattya pokazują, że obecne prawo jest zbyt łagodne” – pokrzykiwali posłowie Jobbiku Lajos Kepli i István Apáti. Tym samym tchem dodawali jednak, iż nie chodzi wcale o bezwzględne i obowiązkowe zasądzanie kary śmierci, a jedynie o jej obecność w prawodawstwie (jakby samo jej istnienie miało kogokolwiek od czegokolwiek odstraszyć). Szczególnym punktem odniesienia dla działań Jobbiku stało się zabójstwo w miejscowości Berzék, gdzie grupa Romów zabiła mężczyznę. Woda na ich młyn! Wszak Jobbik od dawna tropi wszelkie „antyspołeczne” i „antywęgierskie” incydenty, w których udział biorą Romowie, grupę te upatrzywszy sobie jako główny cel politycznych ataków. Wystarczy jednak posłuchać samych mieszkańców Berzék (a niewielu dziennikarzy się o to pokusiło), a szybko okaże się, że z Romami żyją oni od dawna w stosunkach nader przyjaznych, zaś problemy zaczęły się stosunkowo niedawno. Nie były to jednak kłopoty z całą społecznością, ale z członkami dwóch „agresywnych rodzin”, które niedawno osiedliły się w okolicy.
Jednak Jobbik swoje wie i od kwestii Romów przechodzi płynnie do patrzenia na ręce Orbánowskiemu rządowi. W sprawie legalności umów, jakie węgierski rząd miał zawierać z przedsiębiorcami i firmami powiązanymi z Fideszem, już wcześniej interpelował klub partii Polityka Może Być Lepsza. Premier wyłgał się, (jak zwykle) podkreślając konieczność „wysokokapitałowych inwestycji węgierskich przedsiębiorców”, jednak ni słowem nie zająknął się na temat stawianych jego gabinetowi zarzutów. Niejako w odpowiedzi Jobbik zapowiedział, że bez problemu znajdzie 78 posłów, których poparcie pozwoli na utworzenie komisji śledczej we wspomnianej wyżej sprawie. Jakby nie patrzyć, bałagan nie tylko u nas.
Politycy pokrzykują, zaś socjologiczne słupki nieubłaganie idą… w górę. Nie wieści to jednak najlepiej klasie rządzącej, gdyż owa „góra” nie oznacza wcale poparcia, ale wzrastający wciąż odsetek obywateli, którzy– rozczarowani polityką i stylem władzy – deklarują brak poparcia dla jakiejkolwiek partii politycznej. Jeśli zaufać szacunkom Instytutu Szonda Ipsos dziś żadnej partii nie popiera aż 54 procent obywateli. Trudno jednak przypuszczać aby ciągłe polityczne targi, szarpaniny, kłótnie i rozgrywki mogły podnieść poziom zaufania społecznego. Węgrzy potrzebują spokoju, nic jednak nie zapowiada, aby szybko miał on zawitać do Budapesztu.
* Magdalena M. Baran, publicystka „Kultury Liberalnej”. Przygotowuje rozprawę doktorską z filozofii polityki.
„Kultura Liberalna” nr 176 (21/2012) z 22 maja 2012 r.