Magdalena Małecka
Kilka (spóźnionych) uwag o „Jakubie S.” O spektaklu Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego
Pięć miesięcy, które upłynęły od premiery spektaklu „W sprawie Jakuba S.” Moniki Strzępki (reżyseria) i Pawła Demirskiego (autor dramatu) na deskach warszawskiego Teatru Dramatycznego, wystarczyło, by zapoznać się z opiniami (dodajmy – skrajnymi) na temat koncepcji przedstawienia oraz problemów w nim poruszonych. Spektakl pochwalono już za doskonałą realizację i grę aktorską, za skłanianie do przemyślenia historii na nowo oraz stawianie niewygodnych pytań. Skrytykowano za tanią publicystykę, upraszczanie polskiej historii czy stosowanie nieuzasadnionych analogii między ustrojem pańszczyźnianym a kapitalistycznym.
Może warto nareszcie przyjrzeć się krytycznej sile i wymowie teatralnej propozycji Strzępki i Demirskiego. Ich krytyczna strategia zdaje się polegać na ukazywaniu mechanizmów władzy, sposobów myślenia i działania niejako „od wewnątrz”. Czy takiego teatru krytycznego dziś potrzebujemy? Czy autorzy są w stanie spojrzeć z dystansu nawet na własne pozycje krytyczne?
Dzień na zmianę świata
Akcja przedstawienia rozpoczyna się w Galicji 1846 roku. Jakub Szela (Krzysztof Dracz) wspomina spotkanie ze starostą tarnowskim Breinlem, który daje mu 24 godziny na „zmianę swojej sytuacji”. Według zachowanych przekazów historycznych Jakub Szela miał organizować chłopów kierując się obietnicą zniesienia pańszczyzny; powoływał się przy tym na upoważnienie cesarza austriackiego do rozprawienia się ze szlachtą w ciągu doby. Pytanie: „Co byś zrobił, gdybyś miał jeden dzień” rozpoczyna i kończy spektakl, powracając także w kolejnych scenach. Jak można się było spodziewać, jednym z dwóch głównych wątków organizujących przedstawienie jest zatem problem zmiany (sytuacji indywidualnej, społecznej czy politycznej). Drugi, nie mniej istotny problem to kwestia polskiej tożsamości – oraz zbiorowego wyparcia z niej chłopskiego pochodzenia większości społeczeństwa (podsumowanego przez Jakuba Szelę lakonicznie i dosadnie: „Państwo wszyscy, k…, szlachta”).
Twórców zastanawia, jak doszło do tego, że społeczeństwo o wiejskich przecież korzeniach woli „myśleć o sobie jako o potomkach tej «lepszej», szlacheckiej części narodu” [cytat z programu do spektaklu]. Postanawiają zatem przyjrzeć się temu, co funduje dzisiejszą polską tożsamość. Akcja przedstawienia przenosi się do współczesnej Warszawy, gdzie widzimy m.in.: lęki przed utratą pozycji i pracy (uosabia je postać komiwojażera), indywidualistyczne strategie życiowe („a ja niczego wbrew sobie nie zrobiłam”, „ja kowalem swego losu”), ukrywanie swojego pochodzenia („najchętniej zamknęlibyście ojca w sypialni”), starania o awans społeczny („nic nam ojciec nie zostawił, to pracujemy ciężko”) oraz starania o kredyt hipoteczny („człowiek kontra milion złotych, z czego połowa to odsetki”). Do tego dochodzi jeszcze resentyment wobec uprzywilejowanych („zerwałam kontakty towarzyskie ze znajomymi, którzy mają mieszkania, bo im zazdroszczę”) wraz z rodzącymi się konfliktami społecznymi („Dlaczego w opozycji do mnie? Za co? Że mieć coś chcę?”; „Nie podoba się świat? To proszę sobie stąd pójść”). W tej właśnie współczesnej rzeczywistości pojawia się jeszcze Jakub Szela, który tutaj jest albo pijanym ojcem, albo diabłem, który podjudza wspomnianym już pytaniem: „Co byś zrobił, gdybyś miał władzę przez jeden dzień?”.
Czy to jedynie satyra na polskie społeczeństwo? To raczej tego społeczeństwa krytyka. Strzępka i Demirski pokazują i demaskują sposoby myślenia, ideologie, dyskursy, języki, które przejawiają się w działaniach i tych działań uzasadnieniach. Ukazują je często wyrwane z kontekstu albo doprowadzone do absurdu, co z jednej strony wywołuje efekt komizmu, z drugiej zaś pełni funkcję demaskatorską. Jak na przykład wykład szlachcica (Strzępka z Demirskim nie oszczędzają bowiem także dziewiętnastowiecznego polskiego społeczeństwa) o aktualnych teoriach ekonomicznych, wedle których podstawą efektywności są… „pańszczyzna i szubienica”.
Krytyczna strategia Strzępki i Demirskiego
Warto zwrócić uwagę, że autorzy nie budują jednak swojej krytyki z jednego, wyróżnionego punktu widzenia. To, co proponują, to rodzaj krytyki wewnętrznej: przyglądają się mechanizmom, które kształtują (czy kształtowały) nasze sposoby myślenia o sobie i innych, ich wpływ na sferę publiczną i prywatną, na wybierane życiowe strategie. Przechodzą przy tym zaraz z jednej pozycji krytycznej do drugiej. Widać to chociażby w momentach, gdy pozwalają bohaterom snuć narrację à la psychoanalityczna spowiedź – o dzieciństwie, upokorzeniu, traumach, alkoholizmie rodziców, po czym kontrapunktują ją pytaniem ojca: „A może ja mam powód, żeby pić?”. Na tej samej zasadzie pozwalają także wybrzmieć antysemickim frazom, a następnie pokazują, jak żenująca potrafi być próba zachowania politycznej poprawności w kwestii żydowskiej.
Co więcej, poglądy i postawy przypisywane Strzępce i Demirskiemu jako twórcom lewicującym, także zostają prześwietlone. Słyszymy na przykład, że „lęki lewicowe podobne są innym lękom”, albo że „na antyustrojowej działalności dobrze się zarabia”. Widzimy przy tym sceniczną parę łudząco przypominającą teatralny duet, starającą się o kredyt na mieszkanie. To obrazek raczej jak z fabuły o młodym małżeństwie z klasy średniej, niż o zaangażowanych artystach – intelektualistach. Innymi słowy: spektakl Strzępki i Demirskiego nie jest kolejną „antykapitalistyczną filipiką” (jeśli znów odwołać się do sformułowania ze spektaklu). To raczej krytyka, której nie można odmówić przenikliwości.
By nie zagalopować się w pochwałach: trzeba jednak przyznać, że po obejrzeniu przedstawienia nie jest do końca zrozumiałe, jakie są przyczyny niemocy i życiowego paraliżu jego bohaterów. Dlaczego jedynym podmiotem działania i zmiany ma być Jakub Szela (czyżby przywrócenie pamięci o tym dotychczasowym antybohaterze polskiej historii miałoby być warunkiem koniecznym do pomyślenia stanu innego od status quo) ?Jednak nawet jeśli ta i kilka innych interesujących i prowokacyjnych kwestii (jak np. porównanie rabacji galicyjskiej z rewolucją francuską, co od razu podsuwa myśl o historii pisanej przez zwycięzców), zostało jedynie rzuconych bez rozwinięcia i może stwarzać wrażenie publicystycznych komentarzy – to jednak krytyczna siła przedstawienia pozostaje zastanawiająco duża. To spektakl, który niepokoi i skłania do zastanowienia, czy przypadkiem – jak twierdzi sceniczny Jakub Szela – nie „błądzimy po nieswojej opowieści”. Weźmy ponadto pod uwagę, że Strzępka z Demirskim przeprowadzają swoją krytykę nie poprzez ostatnio popularną reinterpretację klasycznych czy współczesnych tekstów dramatycznych, przez odwołanie m.in. do teorii krytycznych, ale proponują własny tekst, komentarz, wizję. To odwaga, błyskotliwość i prowokacja nieczęsto spotykane w polskim teatrze.
Spektakl:
„W imię Jakuba S.” reż. Monika Strzępka,
Teatr Dramatyczny w Warszawie
Premiera: 18 grudnia 2011 r.
Najbliższe spektakle: 2, 3, 4, 5 czerwca
* Magdalena Małecka, doktorantka w Szkole Nauk Społecznych PAN.
„Kultura Liberalna” nr 177 (22/2012) z 29 maja 2012 r.