Marta Bucholc

Bankierzy i tak wyjdą na swoje

Specyficzne spłaszczenie życia emocjonalnego, zarzucane epoce wcześniejszej w porównaniu z siłą i surowością epok wcześniejszych, łatwość intelektualnego porozumienia nawet ludzi o bardzo odmiennej naturze i pozycji (podczas gdy jeszcze człowiek tak intelektualnie wybitny a zainteresowany dyskursem teoretycznym jak Dante powiadał, że niektórym oponentom nie powinno się odpowiadać argumentami, lecz nożem), skłonność do godzenia się płynąca z obojętności na zasadnicze pytania życia wewnętrznego, pytania związane z uzdrowieniem duszy, na które rozum nie jest w stanie odpowiedzieć, wreszcie idea pokoju światowego, szczególnie kultywowana w gronie liberałów, historycznego nośnika intelektualizmu oraz gospodarki pieniężnej – wszystko to są (…) następstwa tego, że pieniądz pozbawiony jest charakteru.

Georg Simmel, „Filozofia pieniądza”

 Wszystko, co wartościowe w naszej refleksji nad kapitalizmem, w tym i to, co mamy za wytwór duchowości ponowoczesnej, zawdzięczamy długiemu wiekowi XIX. Obfitował on w dzieła ważne, mądre i odważne w tym sensie, że podejmowano w nich palące problemy bez wahania i bez nadmiaru irytujących zastrzeżeń, z energią zdolną zrekompensować oczywiste wady argumentacji. Rok 1918 był ważną cezurą w dziejach myśli społecznej, wydaje się bowiem, że żaden z myślicieli, których dojrzałość przypadła po tej dacie, nie był w stanie zdobyć się na rozmach i bezkompromisowość, jakie cechowały klasyków. Uświadomiwszy sobie granice pewności poznania, postanowiliśmy w akcie ekspiacji zrezygnować z wszelkich prób dotarcia do nich i jęliśmy z zadowoleniem dreptać w kółko. Badając zagadkę naszej społecznej kondycji, skazani więc jesteśmy wciąż na te same stare narzędzia.

Trudno jednoznacznie orzec, jakie przyczyny zadecydowały o tym, że właśnie „Etyka protestancka” Maxa Webera przyćmiła i wyparła stopniowo konkurencyjne dzieła poświęcone dylematom modernizacji i kapitalizmu, równie niegdyś poczytne i – by tak rzec – równie rokujące. Nieżyczliwi twierdzą, że zawinił przypadek: Komuś Ważnemu (a mianowicie Talcottowi Parsonsowi, synowi pastora) Weber odpowiadał najbardziej, a tak się składa, że ów Ktoś grał pierwsze skrzypce w Najważniejszej Socjologii Świata (czyli amerykańskiej), i tak już zostało. Abstrahując od tego rodzaju historycznych smaczków, można się dziwić temu, jak łatwo Weber zdystansował swoich kolegów, zwłaszcza Georga Simmela.

Polski czytelnik nie może się dziś uskarżać na niedostatek prac Simmela, choć niedogodne jest to, że jego fascynujące eseje (najciekawsza być może część spuścizny autora niezapomnianych analiz towarzyskości i mody) rozproszone są w trzech (a właściwie czterech) niezbyt obszernych zbiorach. Przez całe lata mieliśmy więc czas, by stworzyć sobie wizję Simmela jako autora krótkiej formy, pisarza o stosunkowo krótkim oddechu, którego prace prezentowały się niezbyt poważnie na tle sążnistych tomiszczy w rodzaju Webera „Etyki gospodarczej religii światowych”.

Wizerunek ten (z gruntu fałszywy) komplikowała zawsze „Filozofia pieniądza”. Zasięg jej oddziaływania w naszym kraju był jednak skromny. W oryginale dla mniej wytrwałych nie do przebrnięcia, po polsku wydana została (nie licząc niepełnego tłumaczenia z 1904 r.) raz, w roku 1997, i była stosunkowo trudno dostępna, a ponadto, z uwagi na tytuł zapewne, mniej ciekawiła badaczy społecznych niż dzieła sugerujące treść bardziej odpowiadającą ich zainteresowaniom, jak choćby „Socjologia” tegoż autora. Rzecz w tym, że ekonomiście „Filozofia pieniądza” może co najwyżej, jak to się uroczo ujmuje, „poszerzać horyzonty” (co na ogół skutkuje zmniejszeniem ostrości widzenia poszczególnych obiektów w polu widzenia). Socjologowi natomiast może otworzyć oczy. „Filozofia pieniądza”, którą Simmel – jak przypomina we wstępie Andrzej Przyłębski – uważał za swoje opus magnum, daje bowiem pełny, pogłębiony i wszechstronny obraz społeczeństwa kapitalistycznego.

Trzeba przyznać, że jest to książka niewdzięczna w lekturze; nawet wielbiciele Simmela mogą się od niej boleśnie odbić. Dlatego też zachęcam, by czytanie zacząć nie od początku, lecz od rozdziału szóstego, poświęconego stylom życia. Ten stustronicowy wywód zbudowany jest właściwie na jednej przesłance, to jest formalności pieniądza. Z niej to Simmel wywodzi opis epoki pozbawionej „charakteru”, w której bezosobowość, bezjakościowość i absolutna nieustaloność pieniądza przekształca stosunki społeczne na własne podobieństwo. Ze zwodniczą – bo pozorną – logiką i niewątpliwą swadą odmalowuje panoramę życia, w którym racjonalna kalkulacja, materializm, alienacja pracy, konsumeryzm, technicyzacja, rozwój rynków finansowych i przyspieszenie tempa życia skrywają, jak to ujmuje autor, „rozejście się kultury obiektywnej i subiektywnej”, czyli kryzys tożsamości i załamanie się poczucia sensu istnienia, w skali jednostkowej i społecznej.

Jeśli czytelnikowi przyjdzie chętka zabawić się w postmodernistę, przekona się, że zbiór mnożonych pracowicie od ponad stu lat przypisów do Marksa i Webera niewiele dodaje do Simmelowskiej diagnozy kapitalizmu. A przecież to nie kapitalizm jest tu tematem; kapitalizm jest zaledwie prostym następstwem pojawienia się i udoskonalenia wynalazku pieniądza. Dopiero zachęcony opisem podyktowanego przez pieniądz stylu życia, czytelnik może wrócić do początku dzieła. Zapozna się wówczas z rozumowaniem, które doprowadziło Simmela do ogólnego schematu rozwoju pieniądza jako „historycznego symbolu relatywnego charakteru bytu”, który sam jest nieubłagany i stabilny jak prawo przyrody, bowiem „wyznacza miarę wszystkich rzeczy, nie będąc samemu przez nie mierzonym”, a przez to trwa w ciągłej autoalienacji. Od niewielkich i na pozór bezpiecznych założeń w rodzaju: „niemal wszystkie stosunki między ludźmi mają postać wymiany” Simmel kroczy z niezrównaną dezynwolturą poprzez epoki, systemy prawne, monetarne, fiskalne, kodeksy obyczajowe i kanony estetyczne, zdążając nieubłaganie ku współczesności. I biada temu, kto nie zorientowawszy się na czas, zawaha się przed krytyką przesłanek, zwiedziony ich generalnym i nieostrym sformułowaniem. Zabrnie wówczas wraz z autorem w gąszcz wniosków takich jak poniższy:

„Korzyść, jaką czerpie pieniądz z odłączenia od wszelkich konkretnych treści i ruchów ekonomii, znajduje wyraz jeszcze w szeregu innych zjawisk, dla których typowe jest to, że nawet podczas silnych i rujnujących wstrząsów gospodarki dla tzw. ludzi pieniądza nic się zwykle nie zmienia, często nawet czerpią z tego korzyści w zwiększonej mierze. Zarówno gwałtowne spadki cen, jak i nieprzytomne hossy mogą być przyczyną wielu załamań i zniszczenia podstaw egzystencji. Doświadczenie pokazało jako regułę, że wielcy bankierzy z tych przeciwstawnych niebezpieczeństw (…) dla wierzyciela i dłużnika, potrafili ciągnąć równomierne zyski”.

I robi się nam trochę nieswojo, prawda?

Książka:

Georg Simmel, „Filozofia pieniądza”, przeł. Andrzej Przyłębski, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2012.

* Marta Bucholc, doktor socjologii, członek Redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 179 (24/2012) z 12 czerwca 2012 r.