Wojciech Kacperski 

Smutek warszawskich przystanków, czyli o tym, dlaczego nie dorobiliśmy się jeszcze odpowiednich mebli miejskich

EURO przeszło już do historii i po miesiącu rozmawiania o nim, wokół niego i w związku z nim możemy w końcu pomyśleć o czymś innym. Powróćmy zatem do naszej szarej, pięknej codzienności i starych problemów, którym wreszcie możemy poświęcić należytą uwagę. Doświadczenie rzeczywistości po miesiącu skoncentrowania na stadionach, piłkarzach i wydarzeniach okołomeczowych naprawdę może być niekiedy inspirujące.

Swoje głębokie doświadczenie pozaturniejowe miałem jeszcze w trakcie EURO, gdy pewnego dnia, po długiej przerwie, postanowiłem przejechać się miejskim autobusem. Sama jazda być może nie należała do szczególnie interesujących, choć bywa i doświadczeniem, które pamięta się długo i nie zawsze miło. Jednak tym, co zatrzymało mnie na chwilę, była pewna myśl związana z czekaniem na przyjazd autobusu. Dzień był dość ciepły, bezchmurny, ławki obok tablicy z rozkładem jazdy zajęte, a oprócz tego zero schronienia przed słońcem. Jakiś czas później nad Warszawą przeszła ulewa – czekałem wówczas na Krakowskim Przedmieściu pod jedną z nowocześniejszych wiat. Ponieważ nie byłem jedyny, musiałem wcisnąć się w tłum oczekujących i chroniących się przed deszczem ludzi. Nie było ich dużo, jednak skromny daszek tak umiejętnie nas osłaniał, że prawie wszyscy solidarnie byliśmy mokrzy. I tak źle, i tak niedobrze.

Od wielu lat czytam w prasie artykuły na temat warszawskich wiat przystankowych [1] [2] – że są brzydkie, że stare nie przystają do nowych. Ja zaś powiem – są niewygodne, niefunkcjonalne i źle obmyślane. Z czym nam się kojarzy przystanek? Chyba nigdy z czymś przyjemnym, bo jeśli nie z irytacją, że uciekł nam autobus, to w najlepszym wypadku ze znudzeniem wynikającym z oczekiwania na spóźniający się transport. Niezależnie od tego, z jaką okolicznością by nam się nie kojarzył, przystanek jest dla przeciętnego mieszkańca polskiego miasta miejscem, które chciałby jak najszybciej opuścić. Ale także tym, w którym spędza sporo czasu, jeżdżąc i przesiadając się. Dlatego doprawdy zastanawiające jest to, że osoby zatwierdzające kolejne wersje przystanków nie biorą tego pod uwagę.

Nie tak dawno moją uwagę zwrócił artykuł [3] prezentujący nowoczesny model przystanku autobusowego. Projekt wykonał Marc Aurel. Eksperymentalny przystanek został postawiony w Paryżu w pobliżu Dworca Lyońskiego. Jego złożona konstrukcja pozwala zakupić bilet, otrzymać informację na temat okolicy, kupić kubek kawy, wypożyczyć książkę, posłuchać muzyki, naładować telefon, kupić coś do jedzenia na wynos, a nawet wypożyczyć rower (z tyłu przewidziano małe miejsce postojowe dla jednośladów). Wielofunkcyjność takiej konstrukcji wydaje się czymś nieprawdopodobnym dla polskiego pasażera, przyzwyczajonego, że na przystanku znajdzie co najwyżej ławkę do siedzenia, rozkład oraz kilka reklam do oglądania. Taki przystanek nie tylko przestałby kojarzyć się z irytacją i chęcią natychmiastowej ucieczki, ale być może dawałby poczucie, że chce się na nim zostać (czy potrafilibyśmy wyobrazić sobie coś takiego?). Stałby się czymś, czym w naszym kraju nigdy nie był – „miejscem”.

(zdjęcie ze strony projektanta: http://designurbain.fr/en/portfolio/projects/84)

William H. Whyte, jeden z głównych amerykańskich badaczy przestrzeni publicznej, stwierdził kiedyś, że najważniejszą funkcją, jaka tworzy życie społeczne na miejskich placach, to możliwość spoczynku [4]. Tam, gdzie można usiąść, ludzie usiądą. Jego badania wskazywały jednak, że od kilku siedzeń do „miejsca” jest jednak pewna droga. I to jest właśnie ta droga, na którą projektanci stołecznych przystanków nawet nie zechcieli wejść. Nie chcieli spojrzeć na przystanek jako na miejsce, w którym ktoś naprawdę miałby ochotę się zatrzymać.

Jest lato i chyba mało kogo obchodzi to, gdzie będziemy mogli się skryć przed deszczem, wiatrem czy nawet śniegiem, gdy zrobi się chłodniej. Czy nie warto byłoby pomyśleć o tym już teraz? Czy dożyjemy czasów, w których z przyjemnością będziemy szli na przystanek, mając przed sobą jeszcze kilku minut czekania na autobus?

Przypisy:

[1]artykuł na: http://warszawa.gazeta.pl/

[2]artykuł na: http://bryla.gazetadom.pl/

[3] artykuł na: http://sustainablecitiescollective.com/

[4] William H. Whyte (2001), The Social Life of Small Urban Spaces, New York: Project for Public Spaces.

* Wojciech Kacperski (1986), student filozofii i socjologii UW. Miejski przewodnik po Warszawie. Stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.

„Kultura Liberalna” nr 181 (26/2012) z 26 czerwca 2012 r.