Co „potwierdza” pompatyczna ceremonia powitalna (i przez przekorę można przyznać im rację, bo patriarsze Konstantynopola kompania honorowa czci nie oddawała, a z papieżem – jako głową państwa – to jednak zupełnie inna sprawa). Są też tacy, których poglądy plasują się bardziej na lewo i w Cyrylu widzą ortodoksyjnego dżihadystę. Są wreszcie i tacy, którzy zachłysnęli się odmianą słowa „pojednanie” i widzą w tej wizycie symbol wielkiej zmiany w relacjach polsko-rosyjskich.
Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana. Wizyta Cyryla, patriarchy Moskwy i Wszechrusi, jest bez wątpienia wydarzeniem historycznym. Należy jednak spojrzeć na nią w szerszym kontekście. I nie nadużywać wielkich słów.
Wymiar prawosławny
Zapomina się, że wizyta ma przede wszystkim wymiar religijny – stricte prawosławny. Patriarchę Moskwy i Wszechrusi zaprosił Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny. Kościół ten jest spadkobiercą prawosławnej tradycji na ziemiach polskich i wywodzi się ze struktur stworzonych na nich przez Cerkiew rosyjską. Dopiero przyznanie autokefalii przez patriarchę Aleksieja I w roku 1948 zakończyło proces formalnego uniezależnienia – związki polskiej Cerkwi z Moskwą do dziś pozostają jednak trwalsze, niż się przypuszcza. Gest Cyryla niezależność polskiego prawosławia potwierdza. Przeważająca część wizyty jest zresztą poświęcona sprawom wewnątrzprawosławnym. Kto wie, może dzięki telewizyjnym transmisjom z wizyty większość obywateli RP dowie się, że prawosławie to drugi co do wielkości Kościół w naszym kraju, z tradycją równie długą jak katolicyzm.
Rzym i Moskwa
Jan Paweł II był dla wielu przedstawicieli struktur rosyjskiej Cerkwi bohaterem negatywnym. Tym samym stał się dla wielu katolików poprzednik Cyryla – Aleksiej II. Nie trzeba być jednak prawowiernym katolikiem, aby z negatywnymi stereotypami o Janie Pawle II w tej materii walczyć, wystarczy trzeźwy osąd. Kościół katolicki oskarżany o szaleńczy prozelityzm robił wszak tylko to, czego – odwracając perspektywę – prawosławiu w krajach Europy Zachodniej nikt nie zabrania, czyli nawracał. Cerkiew strukturalna, nie do końca przygotowana do przemian społecznych, obawiała się po prostu energii misjonarskiej Kościoła katolickiego. Lęki te dotyczyły zresztą także islamu i licznych grup protestanckich.
Do tego dochodzi symboliczne znaczenie polskiego katolicyzmu. Tak, tak – polskiego. To właśnie z nim Cerkiew przez kilkaset lat toczyła walkę o „rząd dusz” na Ukrainie i Białorusi. Siła negatywnych symboli jest ciągle znaczna. Papieża pochodzącego z Polski i podkreślającego znaczenie wschodniej gałęzi chrześcijaństwa i tak podejrzewano w Moskwie o złe zamiary. Teraz Jana Pawła II już nie ma, zastąpił go Benedykt XVI, dla którego sprawy prawosławia nie są już czymś równie ważnym. Katolicyzm stracił też swój misjonarski rozpęd. Nie ma już także Aleksieja II. Dla prawosławia w Rosji zagrożeniem staje się raczej islam – w starciu z którym należy zewrzeć chrześcijańskie szeregi.
Droga do Rzymu prowadzi jednak przez Warszawę. Dla polskiego katolicyzmu i rosyjskiego prawosławia to właśnie sąsiad zawsze był forpocztą ogólnowyznaniowych zamiarów. Czyż może istnieć lepszy dowód na historyczną zmianę niż pojednanie Rosjan i Polaków?
Wielkie słowo – pojednanie
Deklarację podpisaną przez arcybiskupa Michalika i patriarchę Cyryla na Zamku Królewskim – blisko miejsca, w którym czterysta dwa lata temu hołd składał rosyjski car (co symbolizuje nieco inną przeszłość) – zbyt łatwo porównuje się do listu biskupów z 1965 roku czy też deklaracji polsko-ukraińskiej z roku 2005. Gesty te miały charakter wewnętrzny – katolicy pisali do katolików. Teraz polski Kościół zaczyna uprawiać dyplomację w stopniu od dawna niespotykanym.
Głównym promotorem deklaracji jest przewodniczący polskiego episkopatu, arcybiskup przemyski Józef Michalik. Z racji na lokalizację swojej diecezji arcybiskup zajmuje się od dawna sprawami dialogu z Kościołami wschodnimi. Gest ten jest także dla niego – hierarchy postrzeganego zazwyczaj jako symbol konserwatyzmu w polskim Kościele – możnością pokazania swojej otwartości (znanej obserwatorom spraw kościelnych) i wyjścia z cienia hierarchów obdarzonych już kardynalskim kapeluszem i zasiadających w znaczniejszych stolicach biskupich. Jest to także szansa na zapisanie się w historii. Pojednanie z prawosławiem nie udaje się polskiemu Kościołowi od czasów Unii Florenckiej w wieku XV.
Dla patriarchy Cyryla przełamanie historycznego fatalizmu w relacjach z polskimi katolikami jest pokonaniem ostatniej przeszkody na drodze do Rzymu. Spotkanie patriarchy i papieża może nastąpić jeszcze w tym dziesięcioleciu.
A co z pojednaniem? Gest hierarchów stanie się z pewnością jednym z tych momentów, które powinniśmy zapamiętać. A czy naprawdę coś zmieni? O tym przekonamy się dość prędko, będzie to zresztą także próba sił obydwu Kościołów instytucjonalnych przeżywających –oględnie mówiąc – kryzys.