Obserwujemy właśnie fenomen nietypowy dla III Rzeczypospolitej – mianowicie masowe wstępowanie do jednej z partii politycznych. W kraju, którego mieszkańcy tradycyjnie nie darzyli zaufaniem partii politycznych, takie zjawisko wymaga odnotowania.

Polacy nie lubią wstępować do partii politycznych

Liczebność członków polskich partii jest relatywnie niska – GUS podaje, że na koniec 2022 roku wszystkie partie zrzeszały łącznie około 203,8 tysięcy osób (czyli to okolice 0,5 procenta populacji). Od 2014 (kiedy w partiach było 298 tysięcy Polaków) liczba ta sukcesywnie spadała – wskazując na rosnące rozczarowanie zaangażowaniem politycznym Polaków.

W III RP liczba zaangażowania w partie polityczne w Polsce, w porównaniu do reszty Europy, w ogóle była niska. Dla przykładu, w Wielkiej Brytanii liczba obywateli będących członkami partii politycznych to około 1 procent, raporty wskazują, że na początku lat dwutysięcznych w Rumuni członkami partii politycznych było prawie 6 procent obywateli. Może to kwestia złych skojarzeń po PRL, w którego schyłkowym okresie – oraz na początku III RP – przynależność do partii, kojarzyła się raczej negatywnie, z brakiem niezależności, konformizmem, niezdolnością do samodzielnego myślenia.

W opracowaniu z 2007 roku pt. „Członkostwo w polskich partiach politycznych”, autorzy Katarzyna Sobolewska-Myślik, Beata Kosowska-Gąstoł i Piotr Borowiec zwracają uwagę na szereg badań wskazujących na niskie zaangażowanie Polaków w partie polityczne od wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Przytaczają między innymi badania Petera Maira i Ingrid van Biezen nad członkostwem partyjnym w dwudziestu europejskich demokracjach w okresie 1980–2000. Mair oraz van Biezen objęli nie tylko ustabilizowane państwa zachodnie, ale i wybrane kraje Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polskę, Czechy, Słowację i Węgry.

W Polsce jedynie 1,15 procent polskich wyborców było wówczas formalnie związanych z partiami politycznymi. To rezultat niższy nie tylko od poziomu notowanego w zachodnich demokracjach, lecz także od innych państw postkomunistycznych ujętych w badaniu.

Dla porównania: w Austrii odsetek ten wynosił aż 17,66 procent, na Słowacji – 4,11 procent, w Czechach – 3,94 procent, a na Węgrzech – 2,15 procent. Podobne wnioski można znaleźć w zestawieniu przygotowanym przez Stevena Weldona, gdzie Polska, z wynikiem 1,13 procent, zajęła ostatnią pozycję spośród 27 analizowanych krajów. Można więc powiedzieć, że co do zasady Polacy nie ufają partiom politycznym, chętniej działają w organizacjach charytatywnych czy tych skupionych na rozwoju społeczeństwa obywatelskiego.

Ilu członków mają polskie partie?

Dane w raporcie GUS-u oraz doniesienia medialne z początków 2023, wskazują, że spośród 99 zarejestrowanych partii, zrzeszających wspomniane już 203 tysiące osób, najważniejsi gracze mają następującą liczbę członków:

  • PSL – 73 222 członków (stan na 2023). PSL zawsze był najbliższy bycia partią masową, z racji zrzeszania osób o podobnych interesach klasowych i sektorze zatrudnienia. Historycznie chwaliło się nawet 100–130 tysiącami osób.
  • Prawo i Sprawiedliwość (PiS) – ok. 48 000 członków.
  • Platforma Obywatelska (PO) – ok. 24 500 członków. PO utraciła znaczny odsetek członków w ostatniej dekadzie; dla porównania w 2010 roku miała ponoć ponad 50 tys. zrzeszonych.
  • Nowa Lewica (SLD/Wiosna) – 25 703 członków. Co istotne – liczba ta może być przeszacowana, w środowisku lewicy mówi się czasami o tym, że NL nie usuwa z listy członków osób, które prawdopodobnie już nie żyją, co biorąc średni wiek elektoratu SLD, jest jak najbardziej możliwe.
  • Lewica Razem – niecałe 3000 członków (plus około 1 000 sympatyków – którymi mogą być osoby niepełnoletnie lub niechcące zaangażować się w pełni w życie partii – nieposiadających pełni praw i niemogących głosować).
  • Konfederacja (kluby partyjne) – sama partia Konfederacja Wolność i Niepodległość, na koniec 2022 miała mieć mniej, według wypowiedzi jej członków, niż 100 formalnych członków, jednak około 20 tysięcy sympatyków. Rzecznik klubu Paweł Rzońca w czerwcu 2023 mówił o jedynie 11 476 członkach zrzeszonych w klubach Konfederacji. Co istotne – nie są zazwyczaj formalni członkowie partii. Konfederacja tworzy koalicję wielu drobnych formacji; podana liczba dotyczy głównie sympatyków, nieposiadających pełni praw i obowiązków, w tym prawa do głosowania, czasami członków mniejszych partii, zarejestrowanych w jej lokalnych „klubach”.
  • Polska 2050 – 848 członków (stan na początek 2023 roku), stan nieobecny w badaniach GUS, w oparciu o doniesienia medialne.

W 2025 roku dane te na pewno są już do pewnego stopnia nieaktualne. Chociażby przez rozłam w Razem, którego część posłów – i ich zaplecza – odeszła do Nowej Lewicy, albo przez falę odejść z PSL-u po Zielonym Ładzie.

Różnice w liczbie członków wynikają z kilku czynników.

Po pierwsze, duże znaczenie ma tradycja i struktury terenowe. Jak zauważa prof. Antoni Dudek, PSL i dawne SLD (teraz Nowa Lewica) mają historyczne zaplecze kadrowe – sięgają jeszcze czasów ruchów ludowych i okresu PRL. Dzięki temu wciąż dysponują rozbudowaną siecią lokalnych działaczy. Z kolei PiS i PO to stosunkowo młodsze ugrupowania, które zbudowały struktury w ostatnich kilkunastu latach, co widać w uboższej bazie członkowskiej w porównaniu do PSL.

Po drugie, model rekrutacji i kultura partyjna wpływają na liczebność. Niektóre partie wymagają wpisowego i rekomendacji – dołączenie do PiS-u poprzedza konieczność rekomendacji dwóch członków. Inne przyjmują niemal wszystkich chętnych (co widzimy przy PSL-u lub Lewicy). Małe ugrupowania często rezygnują z klasycznego przyjmowania nowych członków, stawiając raczej na formalnych sympatyków, którzy nie mają pełni praw czy prawa głosu (tak jest w Konfederacji) lub działania poza formalnym obiegiem partyjnym (Polska 2050).

Liczba formalnych członków nie przekłada się wcale na faktyczne poparcie partii w społeczeństwie, ani nawet nie oznacza gotowości tylu osób do woluntarnej pracy na rzecz danego ugrupowania. Pozwala jednak z grubsza oszacować zdolność struktur do mobilizacji przy takich zadaniach jak zbieranie podpisów czy kampania wyborcza.

Fenomen Młodej Lewicy

Wcześniejsze dane dotyczące członkostwa są dobrym tłem dla nietypowego zjawiska, które właśnie obserwujemy: masowego zapisywania się do Partii Razem w ostatnich miesiącach. W ciągu 24 godzin od głosowania podczas pierwszej tury prezydenckich, liczba potencjalnych członków Razem się podwoiła. Złożono aż 3000 zgłoszeń do partii. Mateusz Merta, rzecznik Razem, wspominał, że to większa mobilizacja niż ta w 2015 roku.

Na początku czerwca 2025 kanały kontaktowe partii donoszą o 10 000 zgłoszeń od początku 2025 roku, z czego około 9000 wpłynęło w okresie kampanii prezydenckiej lub tuż po niej. Bartosz Grucela, jedna z bardziej rozpoznawalnych twarzy partii i były członek jej zarządu krajowego, 30 maja napisał na portalu X o 6,5 tysiącach zgłoszeń w samym maju. 3 czerwca napisał już o 10 000 tysiącach zgłoszeń. Partia, w ciągu kilku miesięcy z około 3000 członków, jest w stanie urosnąć do kilkunastu tysięcy. Struktury nie nadążają za procesowaniem nowych zgłoszeń. Informują o tym zarówno publicznie social media Partii Razem, jej lokalni frontmani (między innymi edukator internetowy Jakub Żynis), jak i liderzy kół (tematycznych grup roboczych wewnątrz partii), z których część zamroziło przyjmowanie nowych członków z powodu zbyt dużej liczby chętnych. Mimo to ciągle napływają nowe zgłoszenia.

„Nie wiem, jak my ich wszystkich przerobimy” – mówi mi członek Okręgu Warszawskiego, Aleksander Paradziński.

Należy odnotować, że rekordową – ale mniejszą – mobilizację przechodzi też Nowa Lewica. „Kampania Magdy przypomniała wielu osobom o możliwości zaangażowania się w politykę. W Warszawie cały czas napływają do nas zgłoszenia chętnych do przystąpienia do partii, wiem też, że w skali kraju liczymy takowe w tysiącach” – mówi mi Jeremi Czarnecki, odpowiedzialny za rekrutację w okręgu warszawskim.

Chociaż obie partie podnosi ten sam fenomen, to wzajemnie kanibalizują one swój aktyw. Napięcia między partiami pogarsza fakt, że prawdopodobnie Nową Lewicę przed upadkiem uratował napływ świeżej krwi. Tym razem w postaci rozłamowczyń z Razem: młodych, sprawnych medialnie kobiet, których twarzą jest Magda Biejat.

Jednak Razem zdecydowało o wyjściu z klubu Lewicy w zeszłorocznym referendum, a częścią jego sukcesu jest idealizm i bezkompromisowość. Trudno jest wyobrazić sobie jego ponowne podporządkowanie się Nowej Lewicy. Już bardziej prawdopodobny wydaje się powrót rozłamowców czy przejście części polityków NL do Razem, a pozostałych do Koalicji Obywatelskiej.

„Chyba już wszyscy mają dość”

Dla lepszego zrozumienia fenomenu – bo przecież mówimy tu o partiach, których wejście do Sejmu nie jest pewne, a ich kandydaci na prezydenta, Adrian Zandberg i Magda Biejat, zebrali po niecałe 5 procent poparcia – zapytałem o motywację osoby, które złożyły swój akces do Razem.

Pola ma 31 lat i jest absolwentką językoznawstwa, montażystką filmów i tłumaczką, pochodzącą ze Skierniewic i mieszkającą w Warszawie. Pod wieloma względami jest typową wyborczynią Razem: zna dobrze prekaryczne warunki pracy w tym mieście, chociaż w ostatnim czasie udało jej się znaleźć stałe zatrudnienie. Obawia się o przyszłość, ponieważ nie wie, czy mimo tego będzie miała w najbliższym czasie cień szansy na kredyt i własne mieszkanie. Złożyła wniosek do partii około tydzień temu.

„Wydaje mi się, że chyba już wszyscy mają już dość i poczuli, że muszą wziąć się do roboty” – mówi Pola.

Razem z Polą do Razem zapisał się jej partner i przyjaciółka. W jej gronie jest już kilka osób, które były w partii wcześniej.

„Odezwali się do mnie dosyć szybko, ale widać obłożenie. W Warszawie są 3 dni w tygodniu, w których są spotkania wprowadzające, po dwa każdego dnia. Miejsca na nie rozchodzą się jak świeże bułeczki” – opowiada. Zastanawia się, czy będzie w stanie w partii robić coś więcej niż jedynie płacić składki. Wydaje się jednak, że jej umiejętności znajdą zastosowanie wśród młodej lewicy.

Skąd to wiem? Ponieważ sam spędziłem w niej wiele lat.

Do Partii Razem wstąpiłem w 2015 roku, po niecałej dekadzie zrezygnowałem jednak z członkostwa w celu zachowania bezstronności w ramach swojej pracy medialnej. Kilka razy zbierałem podpisy i marzłem w namiotach pod KPRM w 2016 roku. Były lata, w których moje członkostwo sprowadzało się do płacenia składek. Zawsze jednak imponowała mi gotowość do pracy szeregowych osób w partii, poświęcających prywatne zasoby i czas, często bez ambicji zrobienia politycznej kariery, co odróżniało ich od młodych działaczy PO czy SLD.

Problem wyimaginowanego elektoratu

O ile jeszcze za wcześnie mówić o tym, czy Razem ma potencjał zostania partią masową – bo termin ten nie ma wiele sensu w polskich realiach – to warto mówić o niej raczej jako o partii, której członkowie będą faktyczną awangardą polityczną. Chociaż zarzuca się jej często – szczególnie ze strony tak zwanej lewicy ludowej – oderwanie od „zwykłego człowieka” (zaledwie 2,5 procent poparcia wśród robotników), jej głównym potencjałem są oddani sprawie członkowie.

Partia jednak stanie przed znanym już z przeszłości dylematem. Musi zdecydować, czy będzie reprezentować swój faktyczny elektorat – młodych, wykształconych, z dużych miast – czy elektorat ludowy, do którego aspiruje. Wydaje się jednak, że odpowiedzią na pytanie jest rozpoznanie faktu, że wiele młodych osób żyjących w dużych miastach to po prostu wykształcony, aspirujący prekariat, zastępujący w dużej mierze tradycyjny elektorat ludowy. Co więcej, nie brak lewicowych intelektualistów i aktywistów, którzy zdają sobie sprawę ze swojego przywileju i czują odpowiedzialność i zobowiązanie wobec tych, których losy potoczyły się inaczej.

Mimo posiadania w przeszłości zauważalnie mniejszej liczby członków niż pozostałe partie, aktywistyczne zaangażowanie jej członków pozwalało przez lata zbierać podpisy pod kolejnymi listami i agitować nie gorzej niż partie liczące kilka- czy kilkunastokrotnie więcej formalnych członków. Jeśli nowi członkowie będą posiadali podobną determinację do tych, którzy organizowali przeszłe kampanie, masowe wstępowanie do Razem może mieć istotny wpływ na sytuację w następnych wyborach parlamentarnych.