(Do posłuchania w trakcie lektury: http://www.youtube.com/watch?v=LRS13e5R8GI; http://www.youtube.com/watch?v=2EXzfpS6WK4).
W samo południe na ulicach balijskiego miasta widać odświętnie ubrane rodziny podążające na motorach w kierunku świątyni. Z okazji ceremonii dzieci zwolniono ze szkoły, rodzicom dano wolne w pracy. Przychodzą wszyscy, rolnicy – mimo całodziennej pracy w polu – właściciel drogiego hotelu, nastoletni chłopak bawiący się telefonem. Zostawiają troski w domu, wychodzą na spotkanie z bogami. Kobiety na głowach niosą banten – koszyczki ofiarne z owocami, drobnymi pieniędzmi, ryżem i papierosem. Wykańczają ostatnie kwiatowe dekoracje z bambusa. Zaczyna się święto, które tutaj – na Bali – trwa nieustannie.
Żadna ceremonia nie może odbyć się bez dźwięku gamelanu i tańca. Ślub, pogrzeb, narodziny dziecka, ceremonia oczyszczenia, konsekracja świątyni, kremacja, rytuały egzorcystyczne – wszystkie one do zaistnienia potrzebują muzyki, która w swoich początkach służyła balijskim wojownikom. Ostry, charakterystyczny rytm, mocne uderzenia gongu dodawały odwagi. Gamelan oznacza zarówno grupę stylów muzycznych, jak całą orkiestrę składającą się z instrumentów, z których dźwięk wydobywa się przez uderzenie młoteczkiem w metalową płytkę, ksylofonu, różnego rodzaju gongów, bębnów, instrumentów strunowych, fletu.
Każdy ojciec marzy o synu grającym w lokalnej orkiestrze gamelanowej. Każdy Banjar – balijska wspólnota rolna, społeczna i administracyjna – posiada swoją orkiestrę i pragnie, by była ona najlepsza na wyspie. Reprezentować Banjar to zaszczyt. Mężczyźni spotykają się wieczorami, by ćwiczyć. Biorą udział w konkursach na najlepszą orkiestrę gamelanową. Nie potrzebują nut; ćwiczą tak długo, aż muzyka wwierca się w wątrobę i staje się jednością z ciałem; wtedy mogą poddać się ciału i muzyce, i grać nie myśląc o tym. Tak mówią. Łatwiej poczuć dźwięk nie myśląc o nutach.
Żeby odpocząć od zgiełku miasta, ludzi, rozmów, upału, zatrzymuję się przed świątynią, zakładam sarong, siadam na schodach i słucham dźwięków gamelanu. Panowie po skończonej próbie częstują mnie wodą i ciastkami ryżowymi. Lubię te momenty. Wieczorami nad miastem unosi się dźwięk gamelanu; miesza się z odgłosami samochodów, klaksonów, silników, muzyki, rozmów. Jest zawsze obecny. Gdy nie ma próby Banjaru, na pewno jest ceremonia w mieście.
Jeżdżę motorem po wioskach i wsłuchuję się w dźwięki, szukam ceremonii. Chcę trafić na Calonarang, odczuć na własnej skórze opowieści, o których czytałam. Wypytuję o ceremonie transowe – jestem ciekawa, jak wygląda przejście w inny świat za sprawą muzyki i tańca.
Ceremonie transowe
Trans jest stanem umysłu charakteryzującym się utratą świadomości i dostępem do wiedzy. To doświadczenie nieosiągalne w stanach codziennych. Zapadający w trans człowiek dosięga innego rodzaju wiedzy o samym sobie, a transgresję umożliwia właśnie muzyka. Otwiera ona drogę do niecodziennego doświadczenia życia codziennego, pozwala na więcej niż tylko jedną „opcję” siebie.
Balijscy uczestnicy tańca transowego stają się naczyniami, które wypełniają siły czyste i nieczyste, koegzystujące zawsze razem. Bez muzyki bogowie nie przybędą z gór, a demony nie wyłonią się z oceanu.
Wybrani przez bogów
Jadę motorem na północ zobaczyć archaiczne wioski społeczności Bali Aga. Widzę ludzi w sarongach zmierzających do świątyni. Idę za nimi. Mężczyzna o nieobecnym wzroku zaczyna ze mną rozmowę pierwszy; nie patrzy na mnie, nie patrzy na nic konkretnego. Jeszcze nie powrócił do siebie. Wszyscy odpoczywają, oczekują. Jakąś kobietę wprowadzają do świątyni – płacze, próbuje wydostać się z ramion mężczyzn. Zostawiają ją na dziedzińcu samą, zaczyna tańczyć. Będzie płakała przez kolejne dziewięć godzin podczas całej ceremonii. Nie przestanie płakać, zacznie krzyczeć w sanskrycie niezrozumiałe dla nikogo słowa. Pytam tancerza, dlaczego właśnie on został wybrany, by przyjąć w siebie boga. Mówi, że po prostu to poczuł. Został przez bogów wybrany.
Orkiestra gamelanowa rozpoczyna ponowną grę. Kobiety śpiewają w sanskrycie wersy z Ramajany – niezrozumiałe dla Balijczyków, ale tajemne i mistyczne. Kapłan zaczyna śpiewać mantrę. Wyczuwa się lekkie zdenerwowanie, podniecenie. Głosy są coraz śmielsze, napięcie rośnie w miarę kolejnych punktów ceremonii. Mieszają się rozmowy. Wszystkie dźwięki z jednym głównym – uderzeniem młoteczka w cymbały – łączą się w harmonijną całość.
Hipnotyczne dźwięki
Dźwięk młotków obijanych o metal. Jest ciężki, agresywny, twardy, zmienia brzmienie. Czasem to trzask agresywny, innym razem miękki i powolny, lecz nigdy nie brzmi słodko, nie kojarzy się z czymś, co daje nam wytchnienie. Dźwięki uzupełniają się wzajemnie, tworząc intensywną i zdumiewającą kombinację fonetycznych linii melodycznych i wzorów. Niesamowite środowisko akustyczne – gęste, hipnotyczne, wywołujące mocne i głębokie doznania emocjonalne. Wszystko, co dzieje się w świątyni, staje się mikrokosmosem szerszych wrażeń spirytualistycznych. Hipnotyczna, polichromatyczna muzyka ma swoją niecodzienną energię, wibrujące dźwięki. Jest czysta, podobna do dzwonków, przerywana dźwiękiem tjeng-tjeng – onomatopeicznymi cymbałami – z akcentami nadawanymi przez głębokie gongi przypominające uderzenia pioruna przed burzą, które zapowiadają wybuch pojedynczych rytmicznych tonów cymbałów i talerzy.
Jest to bardzo wewnętrzne uczucie: odczuwa się je tak bardzo, jak odczuwa się w ciele głęboko dudniące basy. Jestem w świątyni od paru godzin, jest bardzo gorąco. Po dłuższym czasie rytmiczna, ale i monotonna muzyka staje się nieznośna dla ucha. Ogarnia mnie uczucie nagłego zmęczenia, zawrót głowy – jakby całe ciało opadło z sił. Czuję siłę tej muzyki i widzę ją w ciałach tancerzy. Monotonne rytmy, agresywne, różne natężenia młoteczków, gongi, talerze, a wszystko to coraz głośniej, coraz szybciej, z coraz większym natężeniem, stężeniem.
Gęste rytmy. Szybka perkusja. Czysty głos cymbałów, głębokie dźwięki gongu, pulsujące bicie bębnów. Tej muzycznej jedności doświadcza się całym systemem nerwowym. Gongi, talerze, młotki stymulują wiązki neuronów. Rytm muzyki staje się rytmem pulsującej w żyłach krwi i rytmem potrząsanych ciał. Ruchy stają się agresywniejsze, ekspresyjne.
Bogowie i demony
Na środek wychodzi starzec w czarnych okularach przeciwsłonecznych. Spojrzenie w jego oczy może sprawić, że popadnie się w podobny stan. Porusza się powoli, ale w rytm. Inny mężczyzna, w którego wstąpiły demony, porusza się szybko, przypomina drapieżnika. Wysuwa do przodu ręce, jakby chciał kogoś zaatakować. Stoję bardzo blisko; mężczyźni sprawujący opiekę nad całą ceremonią, stojący dookoła i pilnujący, aby nikomu nic się nie stało, odsuwają mnie. Żeby przebłagać demona, który tkwi w ciele tamtego, składają mu ofiarę z żywego kurczaka – mężczyzna odgryza mu głowę. Poją go arakiem, podają żar w misce, a mężczyzna zjada go zachłannie.
Spotkaniu Baronga (maski personifikujące siły dobre) i Rangdy (siły złe) towarzyszą krótkie cykle grane na gamelanie, które wskazują na obecność demonów i zbliżającą się walkę. Niemilknące tematy muzyczne wzmacniają poczucie dziwnych stanów maniakalnych, wzmagają szaleństwo wdowy Rangdy i atakujących ją mężczyzn. To muzyka jest źródłem tego stanu, w którym młodzi wojownicy – „aktorzy” widowiska – pod wpływem złej energii Rangdy kierują noże w swoją stronę; centymetr bliżej, a okaleczyliby swoje ciała.
Napięcie spada, długie, powolne cykle z czytelnym opracowaniem melodycznym przywołują harmonijne sceny z Ramajany i postacie walecznych bohaterów.
Gamelan posiada moc
Ekstatyczny trans utożsamiony jest z ekstremalną przyjemnością, która powoli dobiega końca. Gamelan ma moc, zostawia wyraźny ślad w psychice uczestników ceremonii. Wyczerpane ciało opada na ziemię, mężczyzna zostaje przeniesiony na bok. Cucą go wielkimi liśćmi palmowymi i poją. Kapłan kropi poświęconą wodą młodą kobietę; ta wyrywa się, ale rytuał egzorcysytyczny uspokaja ją. Ciało przestaje być tak sztywne, wzrok znów staje się świadomy, a za nim powraca rzeczywistość.
Powoli budzi się także świadomość mężczyzny obok niej. Może już nie pamięta, co się dzisiaj działo. Poczuje ból w ustach, ale nie będzie wiedział, skąd ten ból pochodzi. Nikt mu nie powie; o tym bowiem, co się wydarzyło, nie mówi się głośno.
Gamelan cichnie. Balijczycy powracają do domów. Bogowie w góry, demony do oceanu.
Korzystałam z:
Judith Becker, Trance and Music, „Leonardo Music Journal” 1994, nr 4.
Miquel Covarrubias, Island of Bali, Oxford University Press 1972.
Marc Perlman Review by: Lisa Gold, Benjamin Brinner, Deep Listeners: Music, Emotion, and Trancing by Judith Becker; Unplayed Melodies: Javanese Gamelan and the Genesis of Music Theory, „Journal of the American Musicological Society” 2007, nr 3.