Agnieszka Wądołowska
Pozorne wyzwolenie czyli debata „Raj: Miłość” Ulricha Siedla
Piątkowy wieczór. Premierowy pokaz pierwszej części trylogii Seidla. Mimo późnej pory widzowie zostali posłuchać debaty. Temat jasno wynikający z filmu – seksturystyka. Padały pytania o międzykulturowe nieporozumienia, o różne modele atrakcyjności, o potrzebę seksualnego wyzwolenia starzejących się kobiet. Jak zwróciła mi uwagę znajoma, która siedziała na widowni, słowo kolonializm w całej dyskusji pojawiło się tylko raz. Biorąc pod uwagę fakt, że jednym z najmocniejszych obrazów w filmie jest bardzo długa scena, w której białe starzejące się kobiety bawią się z wynajętym na godziny młodym kenijskim striptizerem, trochę żałuję, że nie powtórzyłam go jeszcze kilka razy.
Wyzwolenie przez zniewolenie?
Największy rozwój seksturystyki kobiet zbiegał się w czasie z drugą falą feminizmu – padło na początku debaty. Kobiety, którym wcześniej odbierano prawo choćby do posiadania potrzeb, świadomie zaczęły również w ten sposób sięgać po to, czego im brakowało. Tylko czy odtwarzanie męskich schematów podporządkowania poprzez uprzedmiotowienie kogoś innego może być w ogóle rozpatrywane w kategoriach wyzwolenia? Wszystkie filmowe bohaterki – Niemki i Austriaczki – które przyjechały do kenijskiego raju są boleśnie wręcz świadome, że ich kształty dalekie są już zachodnich ideałów, czują się brzydkie i niedocenione przez swoich partnerów. Lekarstwem na wszystkie te frustracje mają być zainteresowane spojrzenia mężczyzn, których dobierają sobie właśnie według kategorii, przed którymi same uciekają.
Główna bohaterka, jak sama wyznaje, w ramionach młodych Kenijczyków sprzedających paciorki na plaży chciałaby szukać uczucia i zrozumienia. Młodzi, zadbani mężczyźni wyznając tytułową miłość, zabiegają o jej względy i zaspokojenie. Jednak błyskawicznie okazuje się, że każdy z nich ma brata i ojca w szpitalu, chorą siostrzenicę czy wielu innych krewnych na utrzymaniu – krótko mówiąc, potrzebują pieniędzy i to dużo. I wtedy nagle przychodzi złość i rozżalenie, a główna bohaterka Teresa zaczyna rozumieć, że nie osiągnęła żadnego wyzwolenia, że stała się jedynie jeszcze jedną sugar mummy.
Z widowni, już w toku debaty, padło przypuszczenie, że może dopiero w takich warunkach te starzejące się kobiety uczą się nazywać swoje potrzeby. Jeżeli już podążyć tą logiką to bardzo gorzka ta edukacja, bo same płacą Kenijczykom za to, że będą odgrywać role, z których one tak rozpaczliwie starają się wyrwać.
Bardzo różni „inni”
Najciekawszy w debacie był fragment o dwóch zasadniczo odmiennych obliczach seksturystyki – tej w granicach Europy i poza nią. Bo jedno to Szwedki zafascynowane Hiszpanami, spotkanie odmiennych kultur i naturalne na tym styku iskrzenie. A kupowanie erotycznych przyjemności czy sponsoring, bo tak należy nazwać relacje bogatych Europejek z afrykańskimi czy azjatyckimi kochankami, to jednak zupełnie co innego. Tylko pozornie w obu przypadkach chodzi o fascynację odmiennością i erotyczną przygodę. Relacje między „stronami” są zasadniczo różne. Białe bohaterki „Raju” Seidla skrajnie uprzedmiotawiają swoich „adoratorów”, bawią się nimi niczym egzotycznymi lalkami. I to że te „zabawki” nie są z trzeciego świata i mają ciemny kolor skóry jest bardzo ważnym elementem całego tego obrazka. Dlatego tak ważne by w dyskusjach o tym filmie słowo nawet nie postkolonializm, tylko właśnie kolonializm odpowiednią liczbę razy wybrzmiało.
Film:
„Raj: miłość” (Paradies: Liebe)
reż. Ulrich Seidl
Austria, Francja, Niemcy 2012.
* Agnieszka Wądołowska, dziennikarka portalu Gazeta.pl, stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.
„Kultura Liberalna” nr 192 (37/2012) z 11 września 2012 r.