Błażej Popławski
Dzieciństwo w ciemności. „Wiedźma wojny” Kima Nguyena
Walczą w wojnach dorosłych, choć nie są za nie odpowiedzialne ani nie znają ich celów. Łączy je widmo utraconego dzieciństwa i doświadczenie kultury przemocy. Według definicji UNICEF są to osoby poniżej 18 roku życia, będące dobrowolnie lub przymusowo, bezpośrednio lub pośrednio, członkiem sił zbrojnych lub innych uzbrojonych grup. Sam zwrot „dziecko-żołnierz” budzi zakłopotanie jako oksymoron wskazujący na trudności z podziałem na ofiarę i sprawcę.
Losy jednego z nich – afrykańskiej nastolatki, Komony – śledzi film „Wiedźma wojny”, kanadyjski kandydat do Oscara 2013, nagrodzony Specjalnym Wyróżnieniem Jury Ekumenicznego oraz Nagrodą Srebrnego Niedźwiedzia dla Najlepszej Aktorki na Festiwalu Berlinale. To film bolesny – zdecydowanie potrzebny, ale niewolny od uproszczeń. Czy kanadyjskiemu reżyserowi udało się zgłębić złożoność problemu dzieci-żołnierzy – zarówno jeśli chodzi o podłoże problemu jak i szukanie jego rozwiązań? Czego nie zdołał nam pokazać?
Kolejna podróż do jądra ciemności
W opartym na wspomnieniach dzieci-żołnierzy z Burundi scenariuszu widać wyraźne inspiracje Conradowskim „Jądrem ciemności”. Komonę poznajemy jako dwunastolatkę, jej spokojne dorastanie przerywa atak rebeliantów. Widz nie wie, przeciwko komu walczą, w imię jakich wartości i ideałów. Wie jedynie, że dokonują masakry mieszkańców wioski; wówczas też zmuszają Komonę do zastrzelenia własnych rodziców, po czym rozpływają się w dżungli , uprowadzając dziewczynkę ze sobą. Choć obrazek ten może przywodzić na myśl hollywoodzkie ujęcia problemów Afryki – oparte na eksponowaniu przemocy, egzotyki i barbarzyństwa, wyrwane z lokalnego kontekstu i grające na emocjach widza – Nguyen szybko jednak zrywa z uproszczoną narracją.
Pogłębione spojrzenie na problem dzieci-żołnierzy widać chociażby w rzetelnym sposobie, w jaki reżyser pokazał proces ich psychicznego łamania: indoktrynowania do ślepego posłuszeństwa zbrodniczym rozkazom, narkotyzowania, szantażowania, wpajania, że zabijanie to zabawa, a wojna to gra. Patrzymy, jak dzieci angażowane są w sytuacje skrajnej przemocy, po to, by znieczulić je na cierpienie, wykształcić mentalność żołdacką. Karabiny i obuwie wręczane im przez szamana stanowić mają amulety chroniące przed kulami – to manipulacja, która już w pierwszym starciu kończy się tragicznie.
Interesującym zabiegiem, na który zdecydował się Nguyen, jest oparcie się na konwencji realizmu magicznego, dosyć swobodne łączenie przedstawień naturalistycznych z onirycznymi. Część filmu wypełniają zatem wizje Komony, która – poddana działaniu narkotyków – walczyła w imię idei, której nie mogła zrozumieć. O jej przetrwaniu zadecydował kontakt z duchami zmarłych rodziców, podpowiadających, jak uniknąć niebezpieczeństwa; jej dar, użyteczny na polu bitwy, stał się jednak – po ucieczce od partyzantów – symptomem choroby psychicznej. Przedstawiając wszechobecność magii w tradycyjnych kulturach i starając się przenieść na ekran stan umysłu dzieci, Kim Nguyen skupił się na ukazaniu psychospołecznego wymiaru traumy. Tym samym jednak zmarginalizowane zostały strukturalne mechanizmy przeciwdziałania problemowi dzieci-żołnierzy.
Państwo upadłe, czyli gra stereotypami o Afryce
Nguyen świadomie unikał umiejscowienia akcji w konkretnym miejscu i czasie. Rozpoznać tu można jedynie ulice Kinszasy, choć większość akcji dzieje się w głębokim, afrykańskim interiorze. Z jednej strony, takie ujęcie problemu sprzyja może uniwersalizacji przekazu; pokazuje, że dramaty dzieci-żołnierzy mogą zdarzyć się wszędzie. Areną konfliktów są zresztą często trudno dostępne, nadgraniczne regiony, co znacznie utrudnia chociażby estymację liczby ofiar. Z drugiej strony jednak, scenariusz taki podtrzymuje stereotypy Afryki – kontynentu jednorodnego, zamieszkałego przez nieznane, homogeniczne ludy.
Oblicze współczesnych wojen w Afryce zostało zatem ukazane w sposób schematyczny – toczą je, według Nguyena, partyzanci z wojskami rządowymi. Nie uwzględniono czynnika różnic etnicznych, a wyjaśnienie przyczyny konfliktu sprowadzono do rywalizacji o złoża koltanu – materiału stosowanego w elektronice oraz przy produkcji pancerzy czołgowych i kadłubów statków kosmicznych. Wojny surowcowe przedstawione zostały ponadto na poziomie mikro – jako prowadzone w gęstwinie lasu równikowego starcia dzieci-żołnierzy Wielkiego Tygrysa. Choć Nguyen najwyraźniej starał się zatem uchwycić kształtowanie się wysoce zmilitaryzowanej „kultury kałasznikowa” – udało mu się to tylko połowicznie. Widz pozbawiony został bowiem informacji o geopolitycznym kontekście transetnicznych i transnarodowych wojen o strategiczne surowce. Państwo jest tutaj z zasady upadłe – pozbawione działających instytucji politycznych – a jego społeczeństwo znajduje się w stanie anomii. To kolejny uproszczony obraz, oparty na powielaniu negatywnych klisz poznawczych o Afryce.
Co umknęło „Wiedźmie wojny”?
Szkoda, że Nguyen skupił się na dość jednostronnym portrecie Czarnego Lądu i jego mieszkańców. Jeśli nawet zgodzimy się, że reżyser chciał ukazać tylko jeden z aspektów wojen prowadzonych w Afryce, warto było przynajmniej zasygnalizować inne wymiary problemu dzieci-żołnierzy.
Oś filmu stanowi przedstawienie nieludzkiej, dokonywanej siłą rekrutacji. Porywanie dzieci z wiosek, przeistaczanie ich w wojowników na skutek indoktrynacji i brutalnego treningu na pierwszy rzut oka łatwo jest wytłumaczyć jedynie tym, że dzieci-żołnierze są użyteczne: mało kosztują, nie muszą być opłacane, są wytrzymałe, posłuszne i wytrenowane w znoszeniu okrucieństwa.
Nguyen nie dostrzegł jednak złożoności problemu zwiększenia się liczby dzieci-żołnierzy w różnych regionach Afryki. Ich akces do grup rebelianckich nie zawsze jest wymuszany – często decydują się nań dobrowolnie jako na formę ucieczki od dramatycznych sytuacji rodzinnych, biedy, samotności czy marginalizacji etnicznej. Dla mieszkańców obszarów o wysokim poziomie korupcji, przemocy czy ubóstwa to szansa na awans społeczno-ekonomiczny, a zbrojny oddział niejednokrotnie stanowi dla wielu nową, lepszą rodzinę. Daje im złudne poczucie bezpieczeństwa.
Stwierdzenia te mogą wydawać się szokujące – warto jednak pamiętać o skomplikowanym kontekście etniczno-ekonomicznym, determinującym wybory młodych Afrykańczyków. Temat ten przedstawiony został niestety zdawkowo – zasygnalizowano jedynie wybrane zagadnienia. Ujęcie takie skrytykują zapewne osoby oczekujące od reżysera przygotowania rzetelnego dokumentu lub też – per contrarium – luźnej, fabularnej opowieści o Afryce. Balansowanie na granicy narracji reportażu i fantazji nie jest wygodne dla widzów, którzy nie dysponują wiedzą kontekstualną o Afryce – sprzyjać może natomiast utrwaleniu stereotypów.
Pamiętajmy zatem, że nie we wszystkich krajach na południe od Sahary dzieci-żołnierze spacerują radośnie z kałasznikowami po ulicach miast. Szacuje się ponadto, że problem wcielania do armii dotyka około 300 tysięcy dzieci z całego świata, z czego 1/3 przypada na państwa Afryki. Kwestia ta dotyka znacznej części krajów rozwijających się Azji i Ameryki Łacińskiej, nieobcy był także dziejom Europy i Ameryki. Ponadto dzieci-żołnierze to nie tylko osoby walczące z karabinem – problem ten obejmuje także dziesiątki tysięcy tragarzy, kucharzy oraz seksualnych niewolnic oddawanych za „żony” liderom partyzantek. Dzieci-żołnierze pełnią role wojowników, giermków, ale także prostytutek. Są przedmiotem handlu i wykorzystywania.
Dokąd wracają dzieci-żołnierze?
Kim Nguyen dotknął jedynie problemu reintegracji dzieci-żołnierzy ze społeczeństwem; ich powrót do rodzinnych wspólnot jest niezwykle trudny. Po wygaśnięciu konfliktu młodzież często wcielana jest do regularnej armii – nie ma wiec mowy o jakichkolwiek programach resocjalizacji, lecz raczej o utrwaleniu i instytucjonalizacji kultury przemocy. Alternatywnym rozwiązaniem, coraz częściej implementowanym na południe od Sahary, są na szczęście specjalistyczne ośrodki opiekuńcze, w których dokonuje się rekonstrukcja historii dziecka oraz powolne przezwyciężanie traumy. Pracownicy socjalni i psychiatrzy próbują przekonać dzieci, że koniec służby nie oznacza dla nich deprywacji statusu, przemiany z dorosłego wojownika w bezbronnego nastolatka.
Pobyt w ośrodkach reintegracji ma zatem na celu oddanie im dzieciństwa. Dopiero jednak po kampanii społecznej skierowanej do wspólnot, z których pochodzą dzieci-żołnierze, można myśleć o ich powrocie do społeczeństwa. W filmie Nguyena rolę instytucji odpowiedzialnej za resocjalizację pełni dom rzeźnika, gdzie Komona znajduje pracę – mieli ziarna palmy oleistej, tłoczy z nich olej. Zabrakło tu jednak informacji o wyzwaniach demobilizacji i reintegracji byłych dzieci-żołnierzy, a także o naglącej potrzebie edukacji społecznej i konieczności wypracowania wielowymiarowego konsensu etnicznego.
Tym samym Nguyen nie sili się na ukazanie jakiegokolwiek wymiaru pojednania. Wskazuje, że młodzież, zamiast marzyć o przyszłości, załamuje się raczej pod ciężarem nieprzemijającej przeszłości – jedyną alternatywą jest dla niej agresja; często są to zachowania autodestrukcyjne. „Wiedźma wojny” to wstrząsający obraz wojen domowych widzianych oczami dziecka oraz hołd ich ofiarom. To także przejmująca, naturalistyczna opowieść o nadziei i woli przetrwania, portret pamięci naznaczonej traumatycznym w skutkach koszmarem wojny. Być może na bardziej złożone obrazy przyczyn problemu dzieci-żołnierzy przyjdzie nam jednak jeszcze poczekać.
Film:
„Wiedźma wojny” (Rebelle / War Witch)
Reż. Kim Nguyen
Kanada 2012
* Błażej Popławski, doktor historii, socjolog, członek Polskiego Towarzystwa Afrykanistycznego.
„Kultura Liberalna” nr 194 (39/2012) z 25 września 2012 r.