Katarzyna Sarek

„Oszuści”, „mąciciele” i chiński koniec świata

Już jutro ma nastąpić koniec świata. W przepowiednię Majów rozsławioną hollywodzkim hitem uwierzyło całkiem wielu Chińczyków. I choć nie zapanowały masowe rozpasanie oraz niecodzienne zachowania typowe dla ludzi przekonanych, że nie mają już nic do stracenia, to jednak  niektórzy przystąpili do energicznych działań.

Nie ma co czekać z założonymi rękami, stwierdził Lu Zhenghai, mieszkaniec pustynnej prowincji Xinjiang i w ciągu dwóch lat kosztem prawie miliona juanów zbudował statek, który ma ocalić jego rodzinę w czasie potopu. Yang Zongfu, przedsiębiorca i wynalazca z Yiwu, skonstruował kapsułę, która jest w stanie przetrwać różnorakie kataklizmy i unosić się na powierzchni wzburzonych wód. Nie ograniczył się jednakże do zapewnienia szansy przetrwania tylko swym najbliższym, ale wspaniałomyślnie przyjął zamówienia na dwadzieścia jeden egzemplarzy swego wynalazku. Gdy wody opadną, będzie miał kto odbudować cywilizację… Do grona ewentualnych budowniczych być może dołączy grupa wieśniaków z powiatu Xianghe w Hebei, którzy własnym sumptem zbudowali kapsuły, które nie dość, że przetrwają fale potopu, to także ochronią przed ogniem. Nie wszyscy wykazują się aż taką determinacją. Części ludności do poprawy samopoczucia wystarczył zakup świec i zapałek, część sięgnęła po fachowe publikacje dające cenne porady survivalowe na okoliczność końca świata czy w przypływie wisielczego humoru zakupiła na Taobao (chińskim Allegro) bilety na „Doomsday party” czy „wejściówkę na Arkę Noego”.

O wiele poważniej do końca świata podeszli wyznawcy sekty Błyskawicy Wschodu (Dongfang shandian), nazywanej też Kościołem Boga Wszechmogącego, której dogmaty częściowo zaczerpnięte z Nowego i Starego Testamentu, zostały poddane bardzo twórczej reinterpretacji i wzbogacone o chińską charakterystykę. Tak się składa, że przepowiednie Majów zgrabnie pasują do głoszonych przez sektę przekonań – koniec obecnego świata jest bliski i jedynie prawdziwi wierni dostąpią zbawienia, a Szatan działający pod postacią wielkiego, czerwonego smoka zostanie ostatecznie pokonany. Nadeszedł już czas, gdy powróci Jezus pod postacią kobiety, a świat zostanie zniszczony falami tsunami i trzęsieniami ziemi. Dodając do tego kolejne punkty ze swojego credo, że Chiny to „forteca demonów” i „więzienie pod kontrolą diabeł”, nie może dziwić, że działalności sekty od dawna przygląda się z uwagą Biuro 610, czyli Central Leading Group on Dealing with Heretical Religions (powołanej nota bene do walki z Falun Gong). W ostatnich tygodniach członkowie sekty uaktywnili się i zaczęli przeprowadzać różne akcje informacyjno-werbujące, ale, jak donoszą media, w ich efekcie aresztowano już ponad 1000 osób w kilku prowincjach i skonfiskowano znaczną ilość materiałów propagandowych. Członków sekty oskarża się o spiskowanie, pranie mózgów, zabieranie majątków członków, a nawet o „sex communication”, jak nazwano uwodzenie mężczyzn i wciąganie ich do organizacji przez oddane jej członkinie.

Wierzenia milenarystyczne i mesjanistyczne mają w Chinach długą tradycję. Popularne były zwłaszcza w czasach dynastii Ming i Qing, kiedy sekta Białego Lotosu czy Tajpingowie byli całkiem blisko przejęcia władzy. Dlatego chiński rząd reaguje histerycznie na wszelkie organizacje religijne, nawet na te, które nie nawołują do przejęcia władzy, bowiem zarządzając swymi członkami i nakazując im określone działania, wkraczają w rewir kompetencji państwa.

Wydział propagandy zabronił rozpisywania się o końcu świata, zalecił uspokajanie opinii publicznej i tonowanie nastrojów, policja wydaje komunikaty twierdzące, że plotki o nadchodzącej apokalipsie to wyssane z palca brednie i ostrzega przed oszustami i mącicielami.

W gruncie rzeczy wystarczy przecież poczekać do jutra, wtedy wszyscy się przekonamy po czyjej stronie leży racja.

* Katarzyna Sarek, doktorantka w Zakładzie Sinologii Uniwersytetu Warszawskiego, tłumaczka, publicystka, współprowadzi blog www.skosnymokiem.wordpress.com.

„Kultura Liberalna” nr 206 (51/2012) z 18 grudnia 2012 r.