Po pierwsze, twierdzą adwokaci obowiązującego stanu rzeczy, regulacja dostępu do broni jest niezgodna z konstytucją. Niekoniecznie. Słynna druga poprawka do konstytucji brzmi następująco: „Jako że dla zapewnienia sobie bezpieczeństwa wolny kraj potrzebuje odpowiednich rezerwowych sił zbrojnych, prawo ludzi do posiadania i noszenia broni nie może być ograniczane”. Fakt, że dane prawo nie może być „ograniczane” nie oznacza jednak, że dana kwestia nie może być „regulowana”. Prawo gwarantuje Amerykanom swobodę przemieszczania się, ale nikt nie postuluje zezwolenia wszystkim na prowadzenie samochodów, pociągów czy samolotów. W każdym z tych przypadków potrzebne jest zdobycie odpowiednich uprawnień. Dlaczego w wypadku broni ma być inaczej? Nawiasem mówiąc prawie nikt nie wspomina również, że drugą poprawkę do konstytucji uchwalono w roku 1791, kiedy Stany Zjednoczone nie miały regularnej armii, a instytucje państwowe dopiero się tworzyły. Powszechny dostęp obywateli do broni miał nie tylko chronić państwo na wypadek ataku z zewnątrz, ale także chronić obywateli przed państwem. Dziś, kiedy Stany Zjednoczone dysponują najsilniejszą armią świata, zapis ten ma już tylko wartość sentymentalną i kulturową.

Po drugie, mówi się, że broń jest tylko narzędziem – używa jej człowiek i to on ponosi odpowiedzialność za swoje czyny. Nie zakazujemy używania noży kuchennych, dlatego że ktoś niezrównoważony czasami wykorzysta taki nóż do popełnienia zbrodni. To prawda, ale narzędzia bywają mniej i bardziej niebezpieczne – broń palna należy do tej drugiej kategorii. Nikt w ciągu minuty nie wykona 100 pchnięć nożem w kierunku ludzi rozproszonych w dużej sali, a w takim właśnie tempie strzelał do ofiar zabójca w kinie na przedmieściach Denver latem, podczas premiery ostatniej części Batmana. Tego samego dnia, kiedy doszło do strzelaniny w Newtown, w Chengping w Chinach 36-letni mężczyzna również zaatakował dzieci ze szkoły podstawowej. Ranił ponad 20 osób, ale nie zdążył nikogo zabić. Posługiwał się nożem, nie bronią palną.

Po trzecie, większość pistoletów wykorzystywanych do popełniania przestępstw w Stanach pochodzi z kradzieży (tak było również w Newtown), w związku z czym zaostrzenie przepisów dotyczących legalnego zakupu niewiele zmieni. Pierwsza część powyższego zdania jest prawdziwa, ale nie ulega wątpliwości, że trudniej jest ukraść pistolet w kraju, w którym broń ma np. 1,3 procenta ludzi (Polska) niż takim, gdzie na 100 mieszkańców przypada niemal 90 sztuk broni (USA), a łącznie jest ich ponad 300 milionów.

Po czwarte, argumentują przeciwnicy zmian w prawie, większość posiadaczy broni to ludzie rozsądni i wytrenowani w jej obsłudze. Być może tak jest, ale nawet niewielki ułamek nieodpowiedzialnych posiadaczy broni może spowodować ogromne szkody. Prawdę mówiąc nie sądzę także, by ów ułamek był w rzeczywistości mały. Wystarczą krótkie poszukiwania na serwisie YouTube, by znaleźć setki filmów pokazujących broń w rękach ludzi niemających o posługiwaniu się nią zielonego pojęcia – a to ktoś udając szeryfa postrzelił się w nogę, a to odrzut shotgun’a wybił kobiecie zęby, a to huk wystrzału uszkodził komuś ucho, a to broń wypaliła zanim została przygotowana do strzału itp., itd.

Po piąte, broń wykorzystywana jest przede wszystkim w celach obronnych i sportowych. Naprawdę? W jakiej dyscyplinie sportowej używa się Kałasznikowa i kto atakuje domy Amerykanów, że muszą się przed nim bronić przy pomocy Uzi lub broni przeciwpancernej?

Po szóste, tam, gdzie wielu ludzi ma broń, złoczyńcy boją się grasować, z kolei ograniczenie dostępu do broni powoduje wzrost przestępczości. Kierując się tą logiką dochodzimy do wniosku, że południowe stany, gdzie broń zdobyć nietrudno, powinny należeć do najbezpieczniejszych w kraju. Nic bardziej mylnego. W Luizjanie odsetek morderstw na 100 000 mieszkańców wyniósł w 2009 roku 12,3, podczas gdy średnia dla całego kraju to 5,1 [1]. Przestępczość to złożone zjawisko i wypadkowa wielu czynników – sprowadzanie tak skomplikowanej kwestii do jednej tylko przyczyny jest najzwyczajniej fałszywe. W wielu stanach, gdzie dostęp do broni jest relatywnie łatwy (Alaska, Vermont), liczba zabójstw jest faktycznie niska, ale między tymi zjawiskami nie zachodzi prosta zależność przyczynowa. Zresztą gdyby było inaczej i liczba przestępstw naprawdę malałaby wraz z liczbą posiadanej przez ludzi broni, najbezpieczniejszym miejscem na świecie byłby Dziki Zachód.

Przypisy:

[1] Zobacz: http://www.census.gov/compendia/statab/2012/tables/12s0308.pdf