Sebastian Smoliński
Między dźwiękami
Ballada o niewidomych nakręcona w słonecznej Lizbonie? Najnowsze dzieło Andrzeja Jakimowskiego, szufladkowanego u nas twórcy realizmu magicznego, ukazuje środowisko niewidomych, mieszkających nad portugalskim morzem. Na obrazy tworzące „Imagine” patrzy się z zachwytem, najważniejsze jednak odpowiednio się w nie wsłuchać. To nie kamera próbuje utożsamić się ze światem ociemniałych – pozostaje ona wszechwidzącym okiem o przenikliwym spojrzeniu. W „Motylu i skafandrze” Juliana Schnabla, równie pięknej opowieści o niedomagających zmysłach, obraz mrugał, rozmywał się, a niekiedy – szklił. Poznawaliśmy szpitalną rzeczywistość, podpinając się pod spojrzenie sparaliżowanego Jeana-Dominique’a Bauby’ego, który kontaktował się ze światem jedynie poprzez ruch powiek. W filmie Andrzeja Jakimowskiego możemy zbliżyć się do tajemnicy inności dzięki sferze odgłosów, prowadzącej żywot pełen napięcia.
Bez białej laski
Portret szkoły dla niewidomych opiera się na schemacie wypracowanym przez Petera Weira w „Stowarzyszeniu umarłych poetów”. Ian (Edward Hogg) przybył do Lizbony, aby uczyć dzieci orientacji w przestrzeni – echolokacji. Zajmuje się więc tym samym, czym zajmował się nauczyciel grany przez Robina Williamsa w filmie Weira. Wzbudzając w uczniach zaufanie i przełamując schematy myślenia, pomaga im zobaczyć więcej i pozbyć się lęku. Ian, wyćwiczywszy słuch do poziomu nieludzkiej doskonałości, porusza się bez białej laski. Nieufne dzieci, które zawsze szukają drogi z jej pomocą, stawiają na codziennej trasie nauczyciela przeszkody: rozciągnięty między ścianami sznurek, innym razem dużą szafę. Pokonanie ich przez Iana przekonuje je, że liczy się nie liczba zmysłów, lecz także ich jakość. Analogię z klasykiem Weira uzupełnia konflikt nauczyciela z kierownictwem szkoły, dla którego metody Iana, bazujące na intuicji i podsycone nutą ryzyka, stanowią zbyt śmiałe wyjście poza mentalne mury placówki.
Nie w samym rozwoju zdarzeń, konwencjonalnym i bezpiecznie rozkładającym akcenty, zawiera się jednak siła filmu. „Imagine” obfituje w niezwykłości dzięki konceptualnemu i zarazem pełnemu empatii użyciu dźwięku. Zabieg, który wydaje się oczywisty – uprzywilejowanie tego, co słyszymy, kiedy bohaterami są niewidomi – staje się realizatorską brawurą. Poprzednie dzieło reżysera, „Sztuczki”, ukazywało smykałkę twórcy do detalu, do konstruowania magicznej historii przy użyciu szarych rekwizytów takich jak ołowiane żołnierzyki, które chłopiec, bohater filmu, ustawia na torach, jakby gotowe do potyczki z silniejszym przeciwnikiem.
Liryczne napięcie
W „Imagine” nie jest już tak przaśnie. Rozpuszczone w jasnym świetle zdjęcia Adama Bajerskiego mają odcień dojrzałej pomarańczy i przenoszą nas do Portugalii tak urokliwej, że być może tylko wyobrażonej. Jakimowski nadal faworyzuje zbliżenia: szklanki z trudem napełniane przez dzieci wodą, gołębie zwiastujące początek kolejnego upalnego dnia, podkuty metalem but, którego pogłos umożliwia Ianowi zbudować w myślach otaczającą przestrzeń. Prawdziwą bliskość przedmiotów i zdarzeń zapewniają jednak nie obrazy, a brzmienia – pieczołowicie zaplanowane szmery i szumy codzienności.
Niektóre sekwencje są pełne suspensu. Selektywny, precyzyjnie rozdzielany dźwięk, będący dziełem Jacka Hameli i Guillaume’a Le Brasa, daje nam tyle samo informacji, co bohaterom – oni jednak potrafią usłyszeć w nim więcej. W emanujących napięciem spacerach po mieście nauczyciela i pensjonariuszki Ewy (Alexandra Maria Lara) obraz nie zapewnia nam przewagi, ponieważ najważniejsze odbywa się poza kadrem. Jakimowski konstruuje wówczas kino akcji, w którym stawką jest przedarcie się przez chaos uliczek z oczami szeroko zamkniętymi. Widz identyfikuje się wtedy z bohaterami całkowicie. Podobnie jak dla nich, również dla nas każdy dźwięk brzmi intensywnie, świeżo, ma własny kształt.
Dźwiękowy tour de force
„Imagine” jest w równym stopniu dziełem reżysera, aktorów i dźwiękowców. Rutynowo w rodzimej (i nie tylko) krytyce pomija się ten ostatni aspekt dzieła, tak jakby film nie był komunikatem audiowizualnym, a jedynie zbiorem obrazów z pozbawionymi znaczenia efektami dźwiękowymi. Mam nadzieję, że nowy film Jakimowskiego pomoże nam skorygować te błędne założenia. Język odgłosów jest w nim tak plastyczny i intensywny, że nie sposób puścić go mimo uszu. Jakby podążając za tematem filmu, sam wysuwa się na plan pierwszy. Dźwięk jako pełnoprawny bohater filmowy to sytuacja bardzo rzadka w kinie. Na myśl przychodzi mi przede wszystkim arcydzieło lat 60., „Playtime” Jacquesa Tatiego – twórcy ważnego zarówno dla Andrzeja Jakimowskiego, jak i Jacka Hameli. Celem Tatiego było między innymi wykrzesanie ze spreparowanych dźwięków maksymalnego potencjału komicznego. W „Imagine” wystudiowane pejzaże dźwiękowe służą intensyfikacji emocji, odwołują się wprost do zmysłów.
Warstwa dźwiękowa filmu Jakimowskiego to kolejne wybitne osiągnięcie być może najbardziej utalentowanego dźwiękowca w polskim przemyśle filmowym. Jacek Hamela robi kino już tylko z najlepszymi: Wojtkiem Smarzowskim, Andrzejem Wajdą, Janem Jakubem Kolskim, Piotrem Dumałą i Jakimowskim właśnie. Szczególnie owocna okazuje się jego współpraca z twórcą „Wesela” – także dlatego, że sam Smarzowski z filmu na film zmienia poetykę, dążąc zarówno do ekonomii stylu, jak i oszałamiającej wyrazistości. Tegoroczna „Drogówka”, imponująca namacalną wręcz atmosferą brudu, zbrodni i cwaniactwa, jest przede wszystkim na poły mistrzowskim, na poły dezorientującym ćwiczeniem stylistycznym. Wypełniona elipsami, przeskokami czasowymi i urywanymi mikroscenkami polega w znacznej mierze na dźwięku, który pomaga widzom odnaleźć się w świecie stołecznych gliniarzy. Dopiero jednak oglądane w kinie „Imagine” pozwala usłyszeć kunszt Hameli w czystej postaci. Można odnieść wrażenie, że jest to film zaprojektowany jako tour de force dźwiękowca.
Kluczowa dla niewidomych bohaterów staje się niepewność, czy odczucia i emocje znajdują odzwierciedlenie w dotykalnej rzeczywistości. Romans między piękną, lecz wystraszoną Ewą a odważnym nauczycielem jest czysty, ponieważ pozostaje niewypowiedziany. Jakimowski kreśli parabolę, wedle której wszyscy skrycie pragniemy, aby fantazje materializowały się w naszej obecności. Zdumiewające wyjście Iana do portu po zmroku z nastoletnim uczniem przemienia się w lekcję czytania świata dla wtajemniczonych. Kamera panoramuje brzeg mola: przyjmuje ptasią perspektywę i konstruuje tym samym hitchcockowską niemal sytuację zagrożenia. Jeden fałszywy krok może zakończyć się upadkiem. Z drugiej strony, odgłosy spadających kamieni, faktura drgań ziemi, świst powietrza opisują przestrzeń przeznaczoną do oswojenia – słyszalną, a więc możliwą do zobaczenia.
[yt]7UsYPjF4u9U[/yt]
Film:
„Imagine”, reż. Andrzej Jakimowski, Francja, Polska, Portugalia, Wielka Brytania 2012
* Sebastian Smoliński, student kulturoznawstwa i amerykanistyki w ramach Kolegium MISH. Publikuje w „Filmie”, „Tygodniku Powszechnym” i na Stopklatce.
„Kultura Liberalna” nr 222 (15/2013) z 9 kwietnia 2013 r.