Agnieszka Wojtyra
Jak zhumanizować miasto? O kobiecym widzeniu świata
Człowiek i przestrzeń współczesnego miasta to „obraz braku bliskości i porozumienia”. Czy projektując nasze otoczenie, zastanawiamy się, jaki jest naprawdę człowiek, jakie są jego marzenia, pragnienia, sny albo obawy? Problem ten dotyczy zarówno specjalistów w dziedzinie architektury i urbanistyki, jak i każdego pojedynczego użytkownika przestrzeni, który funkcjonując w niej na co dzień, staje się przez to jej kreatorem, nadaje jej rytm życia, nierzadko określa ramy jej funkcjonowania. Miasto żyje, nieustannie rozwija się, przekształca, mutuje. Obecnie odbywa się to jednak w zupełnej separacji względem jego mieszkańców. Umyka gdzieś istota koegzystencji człowieka oraz miasta. Utraciło ono swą ludzką twarz: oferuje człowiekowi życie na pustyni doznań, zaniedbując nawet podstawowe relacje zachodzące między ludźmi oraz między nimi a otoczeniem. To jak rejs po zupełnie gładkiej, monotonnej tafli morza – bez nadziei, że coś wreszcie wyłoni się na horyzoncie.
Technokratyczna maszyna miejska. Z dala od człowieka
Poruszamy się w mieście jak w obcej komórce, często nawet bez świadomości tej niewygodnej obcości i nieludzkości. Jesteśmy zdezorientowani. Miasto, jako twór ludzki i twór zbudowany docelowo w odpowiedzi na potrzeby człowieka, staje się nagle formą niezrozumiałą dla naszego ciała i umysłu. Wynika to z faktu, że człowiek w mieście jest dziś pozbawiony możliwości odczuwania go całym sobą. Jak przekonuje fiński architekt, Juhani Pallasmaa: dziś wszędzie króluje władcze oko, zaś doświadczanie przestrzeni tylko przez wzrok, to doświadczanie płaskie [1]. Nasze codzienne życie staje się zbiorem obrazów, a pełen wachlarz doświadczeń – dotyk, smak, zapach, wyobraźnia, ludzkie marzenia – w mieście stworzonym ku czci oka nie znajduje zastosowania. Projektujemy miasto, obliczając jedynie zyski ekonomiczne. Zupełnie oddalamy się od tych nawet najprostszych ludzkich potrzeb: zrozumienia swego człowieczeństwa i możliwości doświadczania go w pełni. Owijamy się w grube kokony. Otępiali, apatyczni i nieświadomi, brniemy przez kolejne dni, pogrążając się coraz bardziej we własnej obojętności. Brak empatii to jeden z podstawowych problemów mieszkańców współczesnego miasta.
Plac Piłsudskiego: widok z ulicy Królewskiej. Szarość i pustka. Autor: Agnieszka Wojtyra
Duża, pusta, otwarta przestrzeń jest zbyt oficjalna, onieśmiela swoich użytkowników. Każe im jak najszybciej schronić się w bardziej ustronnym miejscu, gdzie panuje większa dowolność.
Nic jednak nie dzieje się bez przyczyny. Ludzie pozbawieni możliwości zaangażowania się i głębokiego odczuwania stają się robotami przemykającymi obojętnie przez szarą, miejską codzienność. Ciało człowieka nie jest już miarą miasta, nie jest żadnym wyznacznikiem projektowania przestrzeni. Zupełnie zapomina się o ludzkiej skali, która pozwalałaby na pełne zrozumienie otoczenia; nie dba się o istotę pełnozmysłowego odbioru świata, które uwzględniłoby dźwięk, zapach, dotyk, czucie. Obecnie wszystko ocenia się poprzez wygląd – dobrze wyglądający znaczy pełnojakościowy [2]. Stajemy się jedynie widzami wielkiego miasta. Zimna dłoń usycha w kieszeni z tęsknoty za dotykiem. Z badań antropologa Ashley’a Montagu wynika, że to dotyk jest właśnie najstarszym i najwrażliwszym ze zmysłów. To on umożliwia integrację wszystkich innych zmysłów. Nie stawia siebie na piedestale – w przeciwieństwie do wzroku, który we współczesnej interpretacji zmysłowego doświadczania świata staje się zmysłem samolubnym, samodzielnie decydującym o odbiorze rzeczywistości – a współpracuje z resztą zmysłów, tworząc integralne, całościowe doznanie. Nawet oczy pokryte są warstwą skóry. Dotyk to nasza pierwsza droga poznania [3].
Pallasmaa z kolei mówi o dłoniach jako o oczach rzeźbiarza. Dłonie myślą [4]. Już jako dzieci poznajemy świat, wyciągając ręce do przodu, badając wszystko, co pojawi się na naszej drodze. Gryziemy, smakujemy, wspinamy się, dźwigamy – czujemy każdy najdrobniejszy szczegół. To czyni rozwój dziecka prawidłowym. Czas jednak mija i gdy dorastamy, nagle okazuje się, że za zabójczym tempem pędzącego miasta nadąża już tylko wzrok, który daje nam błyskawiczny przekaz, niewymagający współpracy z pozostałymi zmysłami. Spłaszcza on jednak nasze doświadczenie, ograniczając je tylko do tego, co widoczne, a więc powierzchowne. Bez świadomego dotyku niemożliwe jest wzmocnione poznanie [5]. Współczesne miasto nie skłania nas do głębszego doświadczania. Brakuje tu więc pewnej integracji.
Ulica Piekarska. Ciekawa forma muru. Autor: Agnieszka Wojtyra
Dotyk to „najbliższy” ze zmysłów. Kiedy badamy przestrzeń ręka, ciałem czujemy wręcz bicie serca ścian budynków, podłoża. To rodzi najmocniejszą więź. Nie projektujmy więc przestrzeni, po której nie można się „wspinać”, której boi się ręka i która onieśmiela.
Miasto ludzi nijakich
Odczłowieczony wymiar miasta sprawia, że jego mieszkańcy mają coraz słabsze charaktery. Miejska maszyna, ze swoją architekturą wyizolowaną od ludzkich potrzeb, próbuje przemleć wszystko na jednolitą masę. Szuka się uniwersalnych rozwiązań, zapominając o różnorodności ludzkiego bytu. Nie ceni się indywidualności. Nikt nie próbuje przyjrzeć się człowiekowi z bliska, uszanować go takim, jakim jest. Żyjąc w mieście, spotykamy się jednak na co dzień z wieloma wartościami, poglądami, postawami i to może nierzadko budzić w człowieku pewne rozdarcie – między tym, co czuje w głębi serca, co chciałby robić, jaki jest naprawdę, a tym, co się już utarło, co jest mu czasem narzucane, społecznie propagowane, uznawane za najlepsze i jedyne prawidłowe rozwiązanie. Najłatwiej więc nie wyróżniać się, upodobnić do innych, przyjąć ich sposób myślenia i bycia, ponieważ to gwarantuje akceptację, zrozumienie, pozwala uniknąć pewnego trudu walki o zachowanie swojej osobowości i dogłębnego zrozumienia samego siebie. Na miasto patrzymy z perspektywy ptaka, który widzi szarą, pulsującą masę, ale nie dostrzega pojedynczego człowieka [6]. Tak tworzymy miasto ludzi nijakich i tym samym przegrywamy walkę o zhumanizowane przestrzeni ludzkiego życia.
Postulat: miasto jako konkretyzacja ludzkiego bytu
Duński architekt i urbanista, Jan Gehl, jednoznacznie określił, że: „(…) batalię o jakość wygrywa się lub przegrywa w małej skali” [7]. Najmniejsza skala powinna być bardziej doceniana w procesie projektowania miasta. Projektowanie powinno być więc całościowym procesem, za każdym razem indywidualnym, dopasowanym do potrzeb miejsca i jego otoczenia. Powinno odnosić się do ludzkiej natury, pragnień i obaw, przysłuchiwać się szeptom mieszkańców, uwzględniać najmniejsze detale. Powinno wreszcie pamiętać o przeszłości i mieć świadomość dnia dzisiejszego.
Dobrze zaprojektowane, prawidłowo funkcjonujące i zdrowe miasto jest pełną odpowiedzią na ludzkie istnienie i pozwala człowiekowi doświadczyć siebie zarówno w aspekcie duchowym, jak i cielesnym. Architektura i urbanistyka konkretyzuje ludzki byt – to, co tworzymy, stanowi odpowiedź na nasze potrzeby [8]. Gdy zaprzestajemy przyglądać się ludzkiej naturze, a kierują nami inne względy – na przykład wyłącznie ekonomiczne – tworzymy spaczoną rzeczywistość. Ludzie są skłonni do tego typu nadużyć, a to rodzi patologię przestrzeni miejskiej, która prędzej czy później odwdzięczy się tym samym. Christian Norberg-Schulz ujął to następująco: „Życie samo siebie interpretuje jako przestrzeń, obejmując w posiadanie otoczenie” [9]. Gdy posiądziemy, stajemy się jednak odpowiedzialni za rzecz posiadaną. Czy miasto ma być w takim razie narzędziem do odnalezienia siebie, swojej drogi w życiu? Tak, powinno zawsze towarzyszyć człowiekowi w tych poszukiwaniach, a ponadto – współegzystować z nim, być dla niego partnerem szanującym każdą inność, każdą indywidualność z jej bagażem na danym etapie życia, bez usilnej próby sprowadzenia wszystkich ludzi na jednej poziom.
Pewien obraz kobiety: bliżej człowieka
Skoro tak wiele niepokojów dostrzega się w wymiarze funkcjonowania przestrzeni miejskiej, to na pewno warto przypatrzeć się człowiekowi dłużej i bardziej wnikliwie. Potrafimy przecież określić różnorodne potrzeby ludzkie, postawy, wskazać różny wiek, upodobania, charaktery itd. Zaczynamy więc rozróżniać ludzi, dostrzegać ich indywidualność i prawo do bycia sobą w pełnym wymiarze: pierwotnie monolityczny tłum rozbija się na dziecko, dorosłego, emeryta, ekstrawertyka, introwertyka, kobietę, mężczyznę, mnie, ciebie, jego, ją… Wydaje się, że to rzecz oczywista, jednak obecnie coraz częściej boimy się dostrzegać te różnice. Myślimy schematami i przez to odbieramy rzeczywistość bardzo powierzchownie. Tak jest łatwiej, jednakże ta tendencja do generalizacji otaczającego nas świata zamazuje nam nasze własne drogi docierania do prawdy. Ceną za ów komfort jest jednoznaczne zafałszowanie rzeczywistości i spłycanie wartości życia. Tymczasem różnice wcale nie muszą być przyczyną podziałów. Weźmy za przykład fakt istnienia mężczyzn i kobiet. Kobieta i mężczyzna są przeciwieństwami, które się dopełniają. Kobieta i mężczyzna są dla siebie partnerami. Podział ten wydobywa w pewnym zakresie istotę człowieczeństwa.
Starsza pani karmi ptaki. Autor: Agnieszka Wojtyra
Dobrze zaprojektowana przestrzeń publiczna nawiązuje dialog z przeróżnymi ludźmi – w różnym wieku, o różnej płci, wykształceniu, charakterze itd. Nikt nie czuje się w niej jak intruz, nie musi udawać, za to może wyrażać siebie.
W tym kontekście możemy skupić się na kobiecym pierwiastku. Warto uskutecznić analizę kobiecego fenomenu widzenia świata właśnie w odniesieniu do tematu humanizacji przestrzeni miejskiej. Być może kobiece spojrzenie, dotąd specjalnie niewyróżnianie i niedoceniane w tym temacie, pozwoli nam bardziej zbliżyć się do człowieka w mieście. Uczyńmy to jednak zupełnie dowolnie – tak jak nam się to jawi, w zależności od naszych doświadczeń i postaw, i zupełnie oddalając się od jakichkolwiek uprzedzeń związanych z różnymi teoriami. Nie podejmujmy próby określenia tej „najwłaściwszej kobiety”. Zobaczmy ją taką, jaką można ujrzeć w domu, w mieście, w pracy, w parku, w książkach, w opowieściach, a nawet w snach. Co więc może tworzyć obraz kobiety?
Przede wszystkim partnerstwo i autentyczne relacje jako przeciwstawienie się jakimkolwiek podziałom. Z tym wiąże się również pełne zaufanie, poszanowanie i bezgraniczne zrozumienie. Kobieta starannie pielęgnuje więzi. Kobieta może być partnerką mężczyzny, kobiety, partnerką codziennych rozmów, w cierpieniu i szczęściu. Chodzi zarówno o partnerstwo życiowe, jak i chwilowe, kiedy mignie gdzieś przypadkiem przed oczami, pozostawiając ślad w pamięci na długi czas.
Drugi obraz kobiety wyłania się jako poruszające piękno i zmysłowość. Kobieta jest symbolem piękna, nie tylko fizycznego, lecz także duchowego. Zachwyca, a nawet hipnotyzuje. To takie piękno, które cieszy oko, ale też głęboko porusza nasze zmysły. To celebracja piękna.
Idąc jeszcze dalej, możemy wyróżnić poczucie bliskości, akceptacji i bezpieczeństwa. Ściśle wiąże się to ze wsparciem, ciepłem rodzinnym. Kobieta jest matką, która czuwa, obserwuje, zawsze rozumie, głęboko przenika nasze myśli. Stoi tuż obok. Widać każdą jej najmniejszą zmarszczkę, grymas na twarzy, czuć ciepły dotyk, bicie serca, zapach. Jest po prostu niezmienną ostoją dla zagubionej, udręczonej duszy.
Wreszcie kobiecość to wrażliwość i pełne zaangażowanie, czyli świat „od stóp do rąk”, całościowe doświadczenie. To zaangażowanie emocjonalne i intelektualne, gdzie nie pomija się nawet tych najdrobniejszych szczegółów. Wrażliwość i uczuciowość uważa się często błędnie za słabość, a stanowi ona w rzeczywistości o bogactwie doświadczania. Kobieta ukazuje się tu jako ta delikatna, pełna emocji, dostrzegająca każdy drobiazg, wyczuwająca każdą nierówność. To kobieta głęboko przeżywająca, która dociera do sedna sprawy. To burza myśli, emocji, brak monotonii i zachwyt nad tą niesamowitą różnorodnością chwili dnia.
Park Natoliński. Ławki z pełną swobodą ustawione wedle potrzeb użytkowników. Autor: Agnieszka Wojtyra
Ludzie sami potrafią wyznaczyć dla siebie najwygodniejsze ścieżki, sami też mogą ustawić siedziska. Czasem potrzebują tylko naprowadzenia. Taki udział w kształtowaniu przestrzeni sprawia, że ludzie się z nią identyfikują.
Kobiece spojrzenie na świat a kwestia intymności
Zbiór tych wszystkich znaczeń i symboli tworzy pewien obraz kobiety. Krystalizuje się on w do pewnego stopnia ruchomą całość, określoną przez obserwacje, lata ludzkich doświadczeń, historię, kulturowe czynniki i własną wrażliwość. To kobiecy pierwiastek, który każdy z nas może posiadać w różnej ilości, niezależnie od płci. To pewien charakterystyczny sposób odbierania świata, który może pomóc w zrozumieniu człowieka. Można zatem spróbować spojrzeć na świat kobiecymi oczami, szczególnie koncentrując się na kwestii ludzkich relacji i głębokim ich zrozumieniu. Próba ta prowadzi nas w jedną stronę – ku bliskości z drugim człowiekiem. To pewien ukłon w kierunku człowieczeństwa – otwarcie wymiaru intymnego. Właśnie on pozwala nam sięgnąć głębiej. Uwalnia nas od powierzchowności schematów. Nie pozwala umykać szczegółom, zbliża do człowieka, zwraca się ku niemu. Jak powiedział Christian Alexander, intymność leczy społeczne problemy właśnie poprzez bliskość [10]. Jednocześnie nie wystawia nas na pokaz. Raczej chroni. Szanuje wszystkie nasze potrzeby, obawy i pragnienia. Opiera się na pełnej komunikacji, zrozumieniu i uszanowaniu różnorodności. Tym samym sprzeciwia się wszelkim schematom, nie generalizuje. Intymność łagodzi, pozbywa się kontrastów. Z intymnością związane jest pełne, głębokie doświadczenie, zaangażowanie. Liczy się uczciwość, autentyczność, nie ma miejsca na udawanie [11]. Aspekt intymny każe więc zajrzeć w głąb człowieka, przebijając się przez narastające w czasie grube warstwy zapomnienia. Zmusza do wnikliwości i pragnie na nowo odkryć człowieka. Także człowieka w mieście.
Intymność, poprzez ukazanie bogactwa szczegółów i uświadomienie wspaniałości różnorodności, skłania do umiłowania istnienia człowieka, do umiłowania życia. Pozbawiona fałszu, zbędnej oficjalności i egoizmu, ona umożliwia pełne zrozumienie i partnerstwo. Sztuczność relacji prowadzi bowiem do tworzenia otoczenia zupełnie nieodpowiadającego ludzkim potrzebom, pragnieniom, marzeniom.
Miejsce dla człowieka
Intymny wymiar i jego analiza może pomóc w dostrzeżeniu patologii życia współczesnego człowieka w mieście i znalezieniu przyczyn istniejącego stanu. Oddalamy się od ludzi i zapominamy o nich. Inny człowiek często staje się dla nas przeszkodą; potrafimy marnować wiele energii na walkę z ludzką naturą. Próbujemy ogłuszyć potrzeby, bóle, cierpienia, marzenia. W ciągu dnia nosimy maski, które już tak do nas przyrosły, że nierzadko nie potrafimy się ich pozbyć nawet w zaciszu domowym. Żyjemy razem, ale niejako odizolowani do siebie. Przyzwyczajeni do swojego pancerza, do swoich czterech ścian, zaczynamy odczuwać dyskomfort na samą myśl, że nasze prawdziwe „ja” może zacząć wyciekać do świata zewnętrznego. Zupełnie jakby to była społeczna zbrodnia, kompromitacja, słabość. Wrażliwość i indywidualizm nierzadko napawają nas lękiem.
Potrzebujemy więc budowy tych zdrowych więzi z otaczającym nas światem, wzajemnego uszanowania i prawdy we wspólnym trwaniu. Sprowadza się to do dostrzeżenia ludzi z całą ich przeszłością, teraźniejszością i przyszłością oraz do akceptacji, uszanowania i pełnego zrozumienia. Nie ma nic niestosownego w tym, że próbujemy dotrzeć do człowieka, odkryć go na tyle, na ile on sam tego chce i potrzebuje. Chodzi o otwarcie umysłu, a nie umacnianie schematów, które dezawuują jednostkowość człowieka i które blokują, ograniczają. Budujmy zatem przestrzeń dla ludzi, a nie przestrzeń, która istnieje w opozycji do nich. Miasto bez humanizmu, pozbawione dotyku, bliskości, zrozumienia, wrażliwości na ludzkie potrzeby to twór nad wyraz sztuczny. Kobiece widzenie świata może być jedną z tych dróg, które doprowadzą do znaczącej poprawy w kwestii humanizacji przestrzeni publicznej. Nie chodzi o kreowanie przestrzeni medialnie porywającej, ale raczej o tworzenie miejsca dla człowieka poprzez wsłuchanie się w ten najcichszy rytm jego życia, gdzie każdy odczuwa przestrzeń całym sobą, wszystkimi zmysłami, angażuje się na każdym kroku; chodzi wreszcie o miasto na wyciągnięcie ręki, w ludzkiej skali, w ludzkim kształcie i w rytm bicia serca. Relacja między człowiekiem a miastem musi opierać się na prawdzie, a nie – manipulacji. Potrzebujemy pewnej opieki, poczucia bezpieczeństwa w otoczeniu, w którym żyjemy. Miejsc, które otoczą nas ramionami, skryją, zrozumieją, ale pozwolą też manifestować siebie w pełni – takimi, jakimi jesteśmy. Miasto, które pamięta wiele życiorysów, szumi historią, minionym dniem, pełne śladów dawnych pokoleń, ale też żyje teraźniejszością i patrzy w przyszłość.
Moje miasto i ja.
* Agnieszka Wojtyra, absolwentka gospodarki przestrzennej w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Obecnie działa w Fundacji Puszka, która zajmuje się warszawską sztuką publiczną. Od dziecka związana sercem z Warszawą, bacznie obserwuje i bada przestrzeń miejską. Prywatnie zafascynowana również sztuką, nowoczesnym designem, fotografią i kulturą Japonii.
Przypisy
[1] Pallasmaa J., „The eye of the skin: Architecture and the Senses”, John Wiley & Sons, Chichester 2005, England;
[2] Ibid.;
[3] Montagu A., „Touching: The human significance of the skin”, William Morrow Paperbacks, New York 1986;
[4] Pallasmaa J., „The eye of the skin: Architecture and the Senses”, John Wiley & Sons , Chichester 2005, England ;
[5] Ibid.;
[6]Riesman D., „Samotny Tłum”, wydawnictwo Spectrum, Warszawa 1996;
[7] Gehl J., „Życie między budynkami. Użytkowanie przestrzeni publicznych”, Wydawnictwo RAM, Kraków 2009, str. 131;
[8] Norberg-Schulz Ch., „Bycie, przestrzeń i architektura”, Wydawnictwo MURATOR, Warszawa 2000;
[9] Ibid.;
[10] Alexander C., „Język wzorców”, Wydawnictwo GWP, Gdańsk 2008;
[11] Kunce A., „Intymność” [w:] „Anthropos?”, pod red. Kunce A., Czasopismo Naukowe Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach., nr 8-9/2007.
„Kultura Liberalna” nr 223 (16/2013) z 16 kwietnia 2013 r.