Między radosnym macierzyństwem celebrytek a mniej cukierkowymi przekazami, których liczba rośnie pod koniec maja, przy okazji Dnia Mamy, w dyskursie publicznym widać także trzeci sposób prezentowania tego tematu. Odkąd współczynnik dzietności w Polsce zaczął znacząco wyróżniać się in minus w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej, można mieć wrażenie, że o sytuacji demograficznej dyskutują w Polsce niemal wszyscy. Politycy reprezentujący różne opcje polityczne dostrzegli problem i prześcigają się w propagowaniu odmiennych pomysłów na zmianę sytuacji; demografowie, publicyści i badacze życia społecznego przedstawiają kolejne interpretacje tego zjawiska. Niemal wszyscy zastanawiają się, jak przekonać Polki do rodzenia dzieci. A w tak prowadzonych dyskusjach decyzja o byciu mamą przechodzi ze sfery prywatnych wyborów do publicznych obowiązków.

Jednocześnie, co doskonale pokazują wywiady zrealizowane przez Aleksandrę Sołtysiak dla „Kultury Liberalnej”, w codzienności macierzyństwa, szczególnie gdy z jakiś powodów jest ono trudne (na przykład ze względu na niepełnosprawność dziecka) kobiety są pozostawione same sobie i są „zamknięte” w sferze domu. Krępują się wyjść „do ludzi” z powodu choroby dziecka i związanych z tym „dziwnych” zachowań. Boją się spojrzeń innych dorosłych. Jedna z matek mówi w wywiadzie: „w Polsce ten wzrok mówi tylko: no idź już do domu” i porównuje wejście w przestrzeń publiczną do walki – „zawsze trzeba wejść w dyskusję, tłumaczyć. Zawsze trzeba walczyć”.

Podobne doświadczenia, choć o innym natężeniu, mają także matki dzieci zdrowych, „normalnych”. Jak pokazały badania prowadzone w ramach projektu „Z macierzyństwem na co dzień” (materiał pobrać można TU) i co potwierdziły wywiady w dzisiejszej „Kulturze Liberalnej” z matkami z małych miast, czy gmin wiejskich – w dużych miastach jest inaczej. Bohaterki tego reportażu nie tylko nie mają wokół siebie przestrzeni publicznej, w której mogłyby czuć się dobrze. Powody „zamknięcia” mogą być jeszcze bardziej prozaiczne: nie ma chodników, po których można by się bezpiecznie poruszać z dzieckiem w wózku.

Z jednej strony więc obowiązek niemal narodowy: rodzenie dzieci oraz dyskusje o kryzysie demograficznym i „zastępowalności pokoleń”, z drugiej – brak przestrzeni i życzliwości innych w sferze publicznej. Tym bardziej zaskakujące, że niektóre matki i ojcowie (o których nie piszę tu nie ze względu na brak chęci docenienia ich działań, lecz ze względu na to, że odnoszę się przede wszystkim do wypowiedzi matek, z którymi rozmawiała Aleksandra Sołtysiak) „dobrze sobie radzą”. I to nie tylko w prywatnej sferze domu: zagospodarowują także przestrzeń publiczną, zakładając grupy wsparcia dla rodziców dzieci niepełnosprawnych i organizując pikniki dla rodziców.