Karolina Błachnio

Dotknąć Dzikusa

„Królowie lata”, komediowy debiut Jordana Vogt-Robertsa, to film o słodkim uroku „Cudownych lat” i „Kochanków z księżyca” Wesa Andersona. Trzech nastolatków ucieka do lasu, gdzie budują dom i postanawiają żyć w zgodzie z naturą, a ich wszystko-najlepiej-wiedzący rodzice rozważają w tym czasie złożenie na własne dzieci donosu o popełnieniu przestępstwa. Publiczność kinowa wyrzuca z siebie salwy śmiechu m.in. w „momencie”, gdy bohaterowie „stają się mężczyznami”:

Joe: Mamy wodę, dach nad głową, zbilansowane posiłki. Nie musimy się przed nikim tłumaczyć. Jesteśmy mężczyznami.

Patrick: Od teraz?

Ta chmura dialogowa wisi nad filmem i określa jego ducha: chłopięco-męskiej niepewności. W „Królach lata” pytaniu o bycie mężczyzną towarzyszy wątpliwość, czy to już i co to znaczy. I brak odpowiedzi. Robert Bly, autor bestsellerowego „Żelaznego Jana”, powiedziałby, że chłopcy nie mają kontaktu ze swoim Dzikusem.

Dotknąć Dzikusa

Bly, pisarz i poeta z antropologicznym zacięciem, przytacza w swojej książce baśń Grimmów pt. „Żelazny Jan”, w której pojawia się postać Dzikusa zamieszkującego staw położony w lesie. Stwór wciąga pod powierzchnię wody każdego, kto wejdzie do lasu. W baśni pojawia się też myśliwy, który wiadrami wybiera wodę ze stawu, odkrywając na dnie rudego, włochatego, sędziwego Dzikusa, i z rozkazu króla zamyka go w klatce na zamku, jako Żelaznego Jana. Bly twierdzi, że legenda świetnie opisuje zadanie rozwojowe stojące przed każdym chłopcem, który chce stać się mężczyzną. I że jest to zadanie, którego współcześni mężczyźni nie wykonują. Trzeba zanurzyć się pod powierzchnię wody, aby dotknąć Dzikusa albo wypuścić Dzikusa z klatki, nie bojąc się ani jego, ani gniewu króla. Inaczej: chodzi o zanurzenie się w czeluści własnej psychiki i odkrycie tam specyficznej, męskiej siły, innej niż brutalność i agresja, innej niż bycie macho, innej też niż wrażliwość i umiejętność rozpoznania własnych emocji.

Chłopcy „szukają Dzikusa” po omacku. Prowokują go w sobie samych mniej i bardziej udolnie. Szukają go poprzez wzorce z popkultury – tak jak Robin z Sherwood i jego kompania w serialu Iana Sharpa biegają z mieczami, nadają elementom krajobrazu symboliczne nazwy (jak „drzewo przeznaczenia”), w snach i marzeniach Joe walczy sztyletami i magią z ojcem, który nazywa wybrankę serca syna „ladacznicą”. Próbują wywołać Dzikusa poprzez określanie swojej sytuacji pół żartem, pół serio – mówią o „polowaniu na bizony”, choć udaje im się złapać szczura, przed którym z wrzaskiem uciekają, a ostatecznie stają się mistrzami polowania na wyprzedaży pieczonych kurczaków w Boston Market. Szukają Dzikusa poprzez głośne czytanie literatury, nawiązującej klimatem do filozofii znanej z „Walden, czyli życie w lesie” Henry’ego Davida Thoreau – chcą zrozumieć ducha lasu i natury. Próbują uchwycić Dzikusa także intelektualnie, antropologicznie, mówiąc o „rytuale przejścia”, inicjacji, jednak i tutaj Dzikus wymyka się poprzez deklarację niedookreślenia Biaggio:

Joe: Było, nie było, to rytuał przejścia! Czy czułeś się kiedyś bardziej w harmonii ze sobą? Ze swoim instynktem? Z przyrodą? Taki… taki męski?

Biaggio: No nie wiem. Właściwie nie przypisuję sobie żadnej płci. Czy to problem?

Joe: Szału nie ma.

Poszukiwaniom męskiej inicjacji towarzyszy mistyczno-oniryczna muzyka Ryana Millera inspirowana chyba znów „Robin Hoodem” Iana Sharpa, sugerująca półserio przeniesienie się w jakiś mityczny, ponadczasowy obszar. Ekstremalna sytuacja, jaką jest życie w lesie, w domu o przeciekającym dachu, brak pieniędzy na zakupy żywności w Boston Market oraz pojawienie się dziewczyny, która stanie się impulsem do rozłamu między bohaterami, doprowadzi do tego, że każdy z nastoletnich bohaterów w końcu skonfrontuje się ze swoim Dzikusem. Ostatecznie polowanie będzie prawdziwe, jedzenie będzie z lasu, a nie z marketu, natura okaże się realnie groźna, lęk podsunie serce do gardła, a życie będzie można naprawdę stracić.

Od ojca czy do ojca?

„Królowie lata” to też lustro współczesnych relacji między ojcami a synami, sytuacji bardzo niewesołego w gruncie rzeczy rozłamu, braku porozumienia. Robert Bly przytacza rewolucję przemysłową jako moment, w którym „najbardziej ucierpiała więź ojca z synem. (…) Rewolucja przemysłowa (a następnie rewolucja informatyczna – K.B.), potrzebując rąk roboczych do fabryk i biur, oderwała ojców od ich synów i co więcej, umieściła tych ostatnich w obowiązkowych szkołach, w których uczyły przeważnie kobiety” [1]. Zwraca on również uwagę na to, że w czasach przedindustrialnych istniały różne miejsca i instytucje, w których chłopcy poznawali sekrety bycia mężczyzną – chociażby męskie wioski prowadzone przez starców, w których chłopcy dorastali z dala od matek i reszty rodziny, czy rodziny wielopokoleniowe, w których żyło się pod jednym dachem z ojcem, wujami i dziadkami. Męska inicjacja była więc symboliczną ucieczką od matki do ojca, do świata męskich praktyk. W „Królach lata” inicjacja Joego odbywa się boleśnie, wbrew więzi z ojcem, przeciw niej. Kiedyś oznaczała dążenie w kierunku ojca, obecnie jest ucieczką od ojca. Symboliczne jest to, że matka chłopca nie żyje, ojciec (Frank) i Joe żyją więc sami w jednym domu, ale ojciec nie potrafi wprowadzić umiejętnie syna w męski świat. Dopiero dokopywanie się Joego do własnego Dzikusa wymusza na Franku wejście w tę rolę.

Słodki urok „Królów lata” to nie tylko urok adolescentów próbujących odnaleźć tożsamość związaną z płcią. To też urok zamierzonej niedoskonałości warsztatu. Vogt-Roberts zszywa ze sobą gatunki i motywy znane z różnych produkcji, obnażając z rozbrajającą szczerością szwy (m.in. łączy „Robin Hooda” z „Zodiakiem” czy motywami z cukrowanych fabuł o amerykańskich high schools). Dzięki tym sprzężeniom „Królowie lata” to kopalnia pełna zabawnych dialogów nie do podrobienia na miarę serialu Carol Black i Neala Marlensa. To cudowne późne lata 90.

Przypis:

[1] Robert Bly, „Żelazny Jan”, 2004.

Film:

„Królowie lata”, reż. Jordan Vogt-Roberts, USA 2013, dystrybucja: Best Film.

* Karolina Błachnio, współpracuje z działem „Patrząc” w „Kulturze Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 245 (38/2013) z 17 września 2013 r.