Mare nostrum
Lampedusa to niewielka włoska wyspa, znajdująca się około 100 kilometrów od Tunezji i Libii oraz blisko 200 kilometrów od Sycylii. Skalisty brzeg, do którego kiedyś przybijały statki Fenicjan, Greków, Rzymów i Arabów, dla tysięcy Afrykanów stał się jedną z symbolicznych bram do Europy. Dla części nielegalnych migrantów to początek kontaktu z nową ojczyzną – dla wielu wody wokół Lampedusy stały się grobem, ziemią niczyją rozdzielającą bogatą Północ i biedne Południe. Morze Śródziemne – nazywane przez Rzymian Mare Nostrum, „Naszym Morzem” – przekształca się w „Morze Europejskie”, kolejny z zazdrośnie strzeżonych murów budowanych na granicy światów i cywilizacji.
„Nie domyślamy się nawet, jak głęboka jest wiara w to, że w Europie pieniądze leżą na ulicy. Jaką siłę mają mity: smutek jest czarny, dobro jest białe” – stwierdza jedna z bohaterek reportażu Klausa Brinkbäumera „Afrykańska odyseja”. Niemiecki dziennikarz scharakteryzował w nim afrykański pęd ku europejskim mitom, dramatyzm migracji „za chlebem”, ucieczek przed prześladowaniami czy „akcji łączenia rodzin”. Decyzja o wyjeździe – zdaniem Brinkbäumera – rzadko bywa motywowana jednym powodem. Najczęściej decyduje splot czynników ekonomicznych, politycznych czy rodzinnych. Migranci z Afryki wybierają zwykle jedną z trzech dróg do Europy: przez Wyspy Kanaryjskie, przez Maroko do Hiszpanii oraz z Libii i Tunezji do Włoch. Warto zwrócić uwagę, że afrykańska diaspora w Europie jest mocno zróżnicowana. Tworzą ją zarówno osoby osiadłe od pokoleń, jak i nowi migranci – legalni i nielegalni. Ci ostatni decydują się na wyjazd dobrowolnie (smuggling) lub są wywożeni wbrew woli (trafficking) jako tania, a często darmowa, siła robocza.
Obecnie we Francji mieszka blisko 5 milionów Afrykanów, w Wielkiej Brytanii – około 3 miliony, w Niemczech i we Włoszech – po milionie. W każdym z tych krajów władze próbują wypracować strategie kontroli napływu, przyjmowania i integracji przybyszów – przedstawianych najczęściej jako „obcych” kulturowo, etnicznie i religijnie. Utożsamianie migranta zarobkowego wyznającego islam z terrorystą współpracującym z Al Kaidą to powszechna praktyka w wielu mediach europejskich. Dyskurs ten stał się narzędziem stygmatyzacji migrantów, do którego chętnie uciekają się populistyczni nacjonaliści. Negują oni przeszłość relacji kolonialnych, tradycję przepływów ludzkich między metropoliami a peryferiami dawnych imperiów. Próbują zagospodarować niezadowolenie społeczne związane z doświadczeniem kryzysu gospodarczego, przekuwając lęki Europejczyków przed tym, co nieznane w kapitał wyborczy.
Globalizacja obojętności
Domenico „Mimmo” Paladino, rzeźbiarz, jeden z głównych przedstawicieli włoskiej transawangardy, w 2008 roku ukończył pomnik „Brama Lampedusy – Brama Europy” (Porta di Lampedusa – Porta d’Europa). To hołd dla Afrykanów, którzy utonęli w Morzu Śródziemnym. Na stosunkowo prostej konstrukcji umocowanej na klifie Lampedusy znajdują się głównie buty i misy. Przywodzą na myśl przedmioty wyławiane z morza przez włoskich rybaków, ponure pamiątki po Afrykanach, którzy nie zdołali dotrzeć do brzegów Europy. Dzieło sprawia wrażenie niedokończonego, jakby artysta pozostawił odbiorcom swobodę decyzji, czy bramę należy zamknąć i zamurować, czy zmodernizować i otworzyć na oścież dla gości spoza Starego Świata.
Lampedusa to punkt tranzytowy dla nielegalnych migrantów. Według szacunków Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców, w XXI w. dotrzeć do niej miało ponad 200 tysięcy mieszkańców globalnego Południa. Większość stanowili Erytrejczycy, Somalijczycy oraz mieszkańcy Egiptu, Libii, Mali, a także Afganistanu i Syrii. Migranci trafiają do ośrodka dla uchodźców, a następnie przewożeni są do większego centrum we Włoszech, skąd są repatriowani albo kierowani do ośrodków dla azylantów. Szacuje się, że w ciągu ostatnich trzech dekad u wybrzeży Lampedusy utonęło około 20 tysięcy Afrykanów. Tylko podczas wydarzeń Arabskiej Wiosny śmierć ponieść miało około 2 tysięcy ludzi uciekających przed falą konfliktów w Maghrebie. Każdego miesiąca cmentarz w Cala Pisana wypełniają nowe, bezimienne groby.
Warto przypomnieć, że Lampedusa była celem pierwszej podróży papieża Franciszka. Zdaniem watykanistów była to podróż pokutna, symboliczna wyprawa na peryferia Europy, wypełnione cierpieniem i ubóstwem mieszkańców „Trzeciego Świata”. Biskup Rzymu trzy miesiące temu wypłynął w morze na pokładzie statku patrolowego straży przybrzeżnej. Rzucił w fale wieniec z białych i żółtych chryzantem w hołdzie dla ofiar, następnie zaś odprawił mszę nieopodal składowiska łodzi uchodźców, nazywanego „cmentarzyskiem łodzi”. Papież zwrócił uwagę na „globalizację obojętności” dotykającą Europejczyków, którzy – żyjąc zatopieni w kulturze dobrobytu – bagatelizują problem migracji ubogich Afrykanów.
Odpowiedź na pytanie, czy Europa powinna udzielać azylu migrantom z globalnego Południa, nie wiąże się jednak tylko z diagnozą kondycji moralnej mieszkańców Starego Świata, zamykających się w „twierdzy luksusu”. Migracja Afrykanów – z racji na skalę zjawiska – stała się jednym z najważniejszych wyzwań stojących przed Europą, ściśle związanym zarówno z polityką bezpieczeństwa, jak i pytaniem o przyszłość europejskiego welfare state. Wysokość nakładów na stworzenie sprawnie działających instytucji odpowiedzialnych za przyjmowanie migrantów dotyczy wizji państwa narodowego, stopnia kosmopolityzmu, otwarcia na dialog religijny, a także stabilności struktury demograficznej starzejących się społeczeństw europejskich. Ghański filozof Kwame Anthony Appiah pisał: „Nakłaniam, żebyśmy nabywali wiedzy o ludziach z innych miejsc, zainteresowali się cywilizacjami w których żyją (…) nie dlatego, że doprowadzi nas to do porozumienia, ale dlatego, że pomoże nam przywyknąć do siebie nawzajem”. To celna uwaga, wskazująca, że łodzie pod Lampedusą będą tonąć, dopóki włodarze w Brukseli nie wypracują spójnej strategii wobec migrantów z Afryki.