To właśnie otwarte ignorowanie rosyjskich wpływów doprowadziło do porażki. A przecież Rosja wciąż ma silne powiązania gospodarcze z Ukrainą, nawet jeśli dziś są one słabsze niż w czasach sowieckich. Ukraina dysponuje ogromnymi złożami gazu, które z punktu widzenia interesów rosyjskich firm eksportujących gaz do Europy mają kluczowe znaczenie. Rosyjska flota czarnomorska wciąż stacjonuje na ukraińskim Krymie. Wreszcie, co nie mniej ważne, owszem, Czerniowce i Lwów są historycznie i kulturowo związane raczej z Austrią i Polską niż z Rosją, ale już Kijów jest kolebką rosyjskiej państwowości i Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. I choć na Majdanie trudno znaleźć kogokolwiek, kto by się do tego przyznał, wielu Ukraińców, zwłaszcza we wschodniej części kraju, popiera ścisłą współpracę z Rosją. Z tych wszystkich powodów nie było szans na to, by Putin spokojnie siedział przy kominku, oczekując na rozpoczęcie „swoich” igrzysk olimpijskich, podczas gdy Unia Europejska przeciągała Ukrainę na Zachód.

Rosjanie mają trzeźwe spojrzenie na sprawy ukraińskie: o to, w którą ze stron zwróci się ten kraj, walczyli od co najmniej ostatnich dziesięciu lat. Choć Moskwa bardzo by tego chciała, nikt na Kremlu nie spodziewa się, że Janukowycz, Kliczko albo jakikolwiek inny ukraiński polityk zgodzi się na przystąpienie w najbliższej przyszłości do zdominowanej przez Rosję Unii Celnej. Ale Rosjanie zrobią wszystko, aby zapobiec zbliżeniu Ukrainy z Unią Europejską na warunkach, które byłyby dla Rosji niekorzystne. Porozumienia podpisane przez Janukowycza w Moskwie to element tej strategii. Putin nie daje jednak Ukrainie wsparcia za darmo. Kluczowe w komentarzu rosyjskiego prezydenta do obniżek cen gazu jest to, że są one „tymczasowe”. Nie tylko Bruksela straciła zaufanie do Janukowycza, ale także sam Putin.

Jak na razie Rosja ma w grze o Ukrainę dobrą pozycję. Unia Europejska nie daje żadnych konkretnych perspektyw zniesienia wiz dla Ukraińców (nie mówimy tutaj o rzeczywistej perspektywie członkostwa – warto zwrócić uwagę, jak długo zajęło Turcji wyłącznie rozpoczęcie negocjacji na temat ruchu bezwizowego). Nie obiecuje także pomocy gospodarczej na skalę, jakiej Ukraina potrzebuje.

I wreszcie, UE proponuje dostawy gazu na Ukrainę z Europy, aby uczynić ten kraj mniej zależnym od Rosji. To brzmi jak żart. Problemem Ukrainy nie jest brak gazu, ale fakt, że jej obywatele i przemysł nie mogą sobie pozwolić na zapłacenie ceny rynkowej na poziomie 400 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Czy ktokolwiek sądzi, że Statoil, BP lub jakikolwiek inny zachodni koncern zdecyduje się wsparcie jakiegoś kraju tylko dlatego, że z powodów politycznych życzą sobie tego unijni biurokraci? Unia Europejska to (na szczęście) nie jest Rosja!

Nie zapominajmy zatem: niezależnie od tego, jak zakończy się obecny kryzys polityczny na Ukrainie, i niezależnie od tego, czy podoba się to unijnym biurokratom lub opozycji w Kijowie, bez udziału Rosji nie da się rozwiązać ukraińskiego węzła.

* Niniejszy tekst został poprawiony. W poprzedniej wersji nazwę miejscowości Czerniowce zapisano według transliteracji angielskiej jako „Chernivtsi”.