Z pewnością nie jest to najbardziej metodologicznie poprawne narzędzie do badania nastrojów społecznych, ale daje pewien wgląd w to, co w trawie piszczy i skąd wieje wiatr.

Wytypowane przez Oxford Dictionary selfie, słowo, które zrobiło największą karierę w anglojęzycznym świecie, to polska zadziorna „samoje*ka” (dla nieznających słowa śpieszę wyjaśnić, że to zdjęcie robione sobie smartfonem z wyciągniętego ramienia, a potem wrzucane w celach autopromocyjnych na Facebooka). Chińczycy może i nie mają dostępu do tego medium społecznościowego, ale mają krajowy odpowiednik o miłej nazwie Renrenwang (dosłownie „Sieć wszystkich ludzi”) i również lubią sobie pstrykać selfies, aby epatować nimi znajomych i nieznajomych, ale daleko, oj daleko im do tak żartobliwych wyborów, jeśli chodzi o słowo roku. Chińczycy to ludzie praktyczni, stojący na ziemi mocno i obiema nogami, stąd ich słowa i znaki roku raczej odzwierciedlają jak najbardziej realne, namacalne i najczęściej bolesne zjawiska, z jakimi musieli się ścierać w ciągu ubiegłych dwunastu miesięcy.

Konkursy wyłaniające znak roku to specjalność nie tylko Państwa Środka. Znakami posługują się także Tajwan, Singapur, Japonia, wciąż są obecne w Korei, używa ich także chińska diaspora w Malezji (ok. 25 proc. populacji kraju). Znaki występują w wersji tradycyjnej lub uproszczonej, na co dzień lub jedynie w pismach urzędowych czy książkach historycznych, a czasem jako część systemu pisma lub jako język mniejszości. Jednak niewątpliwie wciąż stanowią kulturowe spoiwo łączące kraje Azji Wschodniej. Dlatego konkursy na znaki roku przydarzają się nie tylko w ChRL, lecz także w całej strefie, dawnej i obecnej, cywilizacji pisma chińskiego.

W Chinach Ludowych w głosowaniu online zorganizowanym przez państwowe jednostki badawcze, uniwersytet, wydawnictwo naukowe i stację TV, cokolwiek zaskakująco znakiem roku został wybrany „dom, mieszkanie” (房). Fakt, ceny nieruchomości wciąż się pną, ale tak dzieje się od lat i mimo kasandrycznych przepowiedzi analityków, nie mają ochoty ani spaść, ani chociaż się zatrzymać. Pekin zajął nawet niechlubne pierwsze miejsce w światowym rankingu miast o najgorszej relacji zarobków do cen nieruchomości (kolejne na podium to Szanghaj i Shenzhen). To wszystko prawda, ale kwestia mieszkaniowa to problem nienowy. Wiele osób zastanawia się, dlaczego nie wybrano znajdującego się w finałowej dziesiątce znaku „smog” – bez wątpienia w ubiegłym roku najbardziej medialnego i dotkliwego dla mieszkańców Chin zjawiska. Słowem roku zostało zaś wyrażenie „pozytywna energia” (正能量), które prześcignęło w liczbie głosów „chiński sen”, „reformę”, „przesunięcie wieku emerytalnego” i „akcję czystych talerzy” (była to akcja społeczna zachęcająca do niepozostawiania resztek w restauracjach). Wybrano również globalny znak i słowo. W tej kategorii na prowadzenie wybiły się „rywalizować, walczyć” (争) i Mandela (曼德拉) – pokonały m.in. kryzys, napięcie, wściekłość, przerażenie, wyspy Diaoyu, chińskie mamuśki, program PRISM oraz broń chemiczną.

Na Tajwanie w ankiecie telefonicznej zorganizowanej przez popularny dziennik wygrał znak „podróbka, oszustwo” (假) – efekt licznych skandali w kręgach politycznych, wojskowych, a także afer ze skażoną żywnością. Jedna z nich dotyczyła składników słynnej i możliwej do skosztowania również w naszej kosmpolitycznej stolicy bubble tea – herbaty z mlekiem i kulkami tapioki. Kolejne znaki na liście pokazują spójny, acz dość ponury obraz ubiegłego roku w oczach Tajwańczyków: czarny, trucizna, chaos, kłamstwo…

To Singapurczycy, czytelnicy gazety „Lianhe Zaobao” w głosowaniu online, postawili na „smog”” (霾), bowiem latem nad miastem-państwem zawisła chmura dymu przywiana znad płonących indonezyjskich lasów, przez co dramatycznie pogorszyła się jakość powietrza. Drugie miejsce przypadło zaś znakowi „chciwość” (贪).

W głosowaniu zorganizowanym przez Federację Organizacji Chińskich w Malezji prowadzenie objął znak „inflacja” (涨), co dobrze oddaje lęki całego narodu, nie tylko chińskiej mniejszości, bo aż 67 proc. Malezyjczyków uznaje szybki wzrost kosztów życia za swoje największe zmartwienie. W Korei, gdzie po chińskie znaki sięga się w codziennym życiu w bardzo ograniczonym zakresie, ponad połowa słownictwa pochodzi z języka dużego sąsiada, a hanja, czyli chińskich znaków wciąż uczy się w szkołach średnich, specjalistyczne czasopismo wybiera czteroznakowe przysłowie roku. Zwycięzcą w 2013 r. zostało „działać niezgodnie z zasadami, próbować zmienić bieg historii” (倒行逆施).

Z dominującego czarnowidztwa i niezadowolenia wyłamuje się jedynie Japonia, w której znakiem roku został „krąg, koło” (輪), mający odzwierciedlać radość Japończyków z przyznanej im w ubiegłym roku organizacji igrzysk olimpijskich w 2020 r.

Jak widać z przytoczonych powyżej zwycięskich znaków i słów, w dużej części Azji panują raczej minorowe nastroje. Lekkie przejawy optymizmu wyglądają mizernie, jak pojedyncze promienie słońca z trudem przebijające się przez grubą warstwę smogu. Trochę to tylko ironiczne, że znaki „podróbka” i „smog”, zjawiska, które sami Chińczycy bez wahania wymieniają jako swoje największe problemy, zostały wybrane, ale przez inne kraje.