Niezwykły duet twórczy Franciszki i Stefana Themersonów, poza rozlicznymi poważnymi (lub mniej) dziełami literacko-filmowo-artystycznymi, parał się również twórczością dla dzieci. Stefan pisał, Franciszka rysowała i wspólnie tworzyli książeczki, które sami nazywali BESTLOOKERAMI, idealnymi kompozycjami treści, ilustracji i typografii. Wydawane w latach 30. i 40. książki, przez dekady nieobecne w świadomości czytających rodziców i kanonie dziecięcym, właśnie wracają na należne im miejsce. Dzięki wydawnictwu Widnokrąg możemy cieszyć oczy i uszy lekturą jednej wolumenowo, ale podwójnej treściowo pozycji, tak bowiem (zachowując oryginalną obustronną edycję) wydano „Był gdzieś haj taki kraj” i „Była gdzieś taka wieś”. To jedyna książka, jaką znam, w której posłowie i strony redakcyjne znajdują się w samym środku książki. Pod koniec tego roku mają się ukazać kolejne – „Poczta” i „Narodziny liter”.
Te dwie krótkie historie, na pozór nie mające ze sobą wiele wspólnego, dzieją się w kraju Alibajdadzikafrajdawtomigraj i w bezimiennej wsi. W pierwszej, dwoje bohaterów Sabarawarak i Karawarabas cieszą się owocami pracy rąk swoich – figowym tortem i pitnym kwasem, ale gdy chcą zrezygnować z autarkii i rozpocząć barterową wymianę, do akcji wkracza mucha tse-tse, „strach, gdy brzęczy koło ucha”. I jest się czego bać, bowiem doprowadza do tego, że zamiast handlu fair-trade i obopólnej korzyści, pomiędzy wytwórcami pojawia się cały łańcuch pośredników. I to oni tuczą się na torcie i kwasie, a producenci kończą z okruchami maku w gardle i piękną ością w garści. W drugiej opowiastce leniwi mieszkańcy wsi toną w błocie, najeżdżają ich hipopotamy i krokodyle, do działania dopiero mobilizuje ich brzęk skrzydełek wrażego insekta. Zakasują rękawy i zabierają się do wspólnej pracy, osuszają ulicę, budują łaźnię, dom spółdzielni i kino. A na końcu jest morał: „Teraz jest piękna wieś, chcesz żyć w takiej, to ją wznieś!”.
Zabawnie absurdalne historyj
Pewien ładunek ideologiczny nie sprawia bynajmniej, że lektura książki Themersonów równa się przyjemności zgłębiania „Manifestu komunistycznego”. Rysunki Franciszki, tylko w trzech kolorach, zgrabnie ilustrują i uzupełniają wierszowaną treść. Czasem zajmują całą stronę, czasem stają się literami, niekiedy zmieniają się w zagadkę i rebus. Tekst jest cudownie rytmiczny, zabawny, pełen oryginalnych słownych łamigłówek. Mucha tse-tse knuje w różnych językach, z lisem – po lisio-rudemu, z marabutem – po maraszewsku, z kotem – po czarnołapsku. Szczególnie uroczy i wzbudzający dziki entuzjazm małoletniego słuchacza, jest maraszewski: „mara przynio bucie słamci/ mara projekt bucie damci/ mara pomysł bucie jak/ mara zdobyć bucie mak!”.
Kolejne książki Themersonów dla dzieci? „Mara chętnie owszem but!”.
Książka:
„Był gdzieś haj taki kraj”, „Była gdzieś taka wieś”, napisał St. Themerson, rys. Fr. Themerson, Wydawnictwo Widnokrąg, Piaseczno 2013.