Magazyn „Foreign Affairs” w ostatnim numerze z 2013 roku przedrukowuje fragment najnowszej książki Greenspana, w której autor szuka odpowiedzi na pytanie od lat zadawane przez rzesze Amerykanów poszkodowanych przez kryzys – jak to możliwe, że tak wielu uznanych ekonomistów nie zdołało przewidzieć najpoważniejszego krachu od czasów wielkiej depresji?
Jeszcze w październiku 2008 roku, tuż po bankructwie banku Lehman Brothers, podczas przesłuchań przed komisją amerykańskiego Kongresu wyraźnie zdezorientowany Greenspan przyznawał, że popełnił błąd, pokładając zbyt wielką wiarę w samoregulujących mocach wolnego rynku.
Czy kilkuletnia intelektualna wyprawa w poszukiwaniu źródeł kryzysu umocniła go w tych przekonaniach? Bynajmniej. We wspomnianym fragmencie książki autor stwierdza jedynie, że przewidywanie zjawisk ekonomicznych nie jest niezawodne i nie może opierać się na wyobrażeniu człowieka jako homo oeconomicusa, czyli w pełni racjonalnej maszyny, rozumującej wyłącznie w kategoriach zysków i strat. Ludzie mają także emocje. „Nikt nie jest odporny na wpływ strachu czy euforii stanowiących jeden z najważniejszych motorów działania rynków spekulacyjnych”, twierdzi autor.
Chociaż wielu ekonomistów od dekad dowodzi, jak nieracjonalni bywamy w naszych decyzjach rynkowych – blisko 90-letni Greenspan dopiero teraz przyznaje, że ekonomia nie jest nauką ścisłą, a w przewidywaniu ludzkich zachowań trzeba brać pod uwagę wpływ czynników społecznych i psychologicznych, takich jak ludzkie słabości, strach, presja ze strony otoczenia itd. Co ciekawe, owe wnioski nie mają żadnego przełożenia na politykę gospodarczą, jakiej broni.
Zapytany w telewizyjnym wywiadzie, czy ‒ mając całą wiedzę zawartą w najnowszej książce ‒ jako szef Rezerwy Federalnej podejmowałby inne decyzje, na przykład zwiększające regulacyjną rolę rządu, odparł: „Trudno powiedzieć. Zapewne nie, ale nie mogę być tego całkowicie pewien”.
Niewiadome wiadome
Słowa Greenspana dobrze ilustrują tezę brytyjskiego filozofa Johna Graya przedstawioną niedawno na stronach BBC . Gray nawiązał do słynnej wypowiedzi byłego amerykańskiego sekretarza obrony Donalda Rumsfelda, który podczas pewnej konferencji prasowej dokonał klasyfikacji ludzkiej wiedzy, dzieląc ją na „wiadome wiadome” (known knowns), a więc rzeczy, o których wiemy, że je wiemy; „wiadome niewiadome” (known uknowns), czyli rzeczy, o których wiemy, że ich nie wiemy; „niewiadome niewiadome” (unknown unknowns), to znaczy rzeczy, o których nie wiemy, że ich nie wiemy.
Gray dodaje do tego zbioru czwartą kategorię „niewiadomych wiadomych” (unknown knowns), a więc rzeczy teoretycznie nam znanych, o których jednak z jakichś względów wolimy nie wiedzieć. Należy do nich bieżący stan światowej gospodarki. Choć wszyscy zdają sobie sprawę, że sektor finansowy nie został gruntownie zreformowany, a winni kryzysu ukarani, w związku z czym wciąż grozi nam załamanie podobne do tego z 2008 roku, udajemy, że recesja została już zażegnana i z nadzieją godną lepszej sprawy wpatrujemy się we wskaźniki wzrostu PKB.
„Bliski zeru poziom stóp procentowych czyni oszczędzanie właściwie niemożliwym, a na rynkach akcji i nieruchomości mamy do czynienia z kolejnymi bańkami. To patologiczny stan rzeczy, który na dłuższą metę nie może się utrzymać. Niewiele trzeba, by wywołać kolejny wstrząs – wystarczy pogorszenie sytuacji w Europie czy postępujące szybciej niż oczekiwano spowolnienie wzrostu gospodarczego Chin. Ale to okropna perspektywa, dlatego wolimy o niej nie myśleć”, pisze Gray.
Dziurawe Stany
Tymczasem zmiana sposobu myślenia o roli rynków i władzy państwowej jest w Stanach Zjednoczonych konieczna nie tylko ze względu na możliwą powtórkę kryzysu, lecz także dlatego że najzamożniejszy kraj świata dramatycznie potrzebuje poważnych rządowych inwestycji w infrastrukturę. Państwo kojarzone z kilometrami szerokich, gładkich jak stół i ciągnących się po horyzont autostrad ma coraz większe kłopoty z ich utrzymaniem. Zbudowana głównie w latach 50. i 60. infrastruktura dziś wymaga pilnej naprawy. Brytyjski tygodnik „The Economist” podaje, że 84 tysiące amerykańskich mostów jest dziś „funkcjonalnie przestarzałych”, a zatem mogą pełnić swoje funkcje tylko przy ograniczeniu natężenia ruchu i dopuszczalnej prędkości. Kolejne 66 tysięcy ma wymagające szybkiej naprawy wady konstrukcyjne.
Politycznie podzielony Kongres nie kwapi się jednak z wyasygnowaniem na najpilniejsze remonty 50 miliardów dolarów, o które poprosił prezydent Barack Obama. To ogromna suma, ale opublikowany dwa lata temu raport Amerykańskiego Stowarzyszenia Inżynierów szacuje, że niedomagająca infrastruktura rocznie przynosi amerykańskiej gospodarce blisko trzykrotnie wyższe straty. Mimo to środków na jej modernizację na razie nie udało się znaleźć.
Korzyści z podsłuchów
Pieniędzy nie brakuje za to na agencje wywiadowcze, chociaż skuteczność ich pracy jest coraz częściej podawana w wątpliwość. Zakrojona na szeroką skalę działalność nie pozwoliła przewidzieć wybuchu arabskiej wiosny, wojny domowej w Syrii czy nuklearnych planów Iranu. Jakie więc namacalne korzyści odnosi amerykańska dyplomacja z informacji dostarczanych przez wywiad, pyta na łamach „Foreign Policy” Stephen Walt, profesor stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Harvarda.
A nie znajdując przekonującej odpowiedzi, słabości amerykańskiego wywiadu dopatruje się w jednej z trzech przyczyn. Być może NSA dobrze opanowała sztukę zbierania danych, lecz nie jest w stanie odsiać informacji ważnych od nieistotnych? Z drugiej strony, nie można wykluczyć, że choć dane dostarczane przez wywiad są wartościowe, amerykańscy dyplomaci nie potrafią właściwie ich wykorzystać.
Trzecie wyjaśnienie zakłada z kolei, że większość informacji zebranych przez służby wywiadowcze jest dla dyplomatów po prostu bezużyteczna. Być może, twierdzi Walt, amerykański wywiad zbiera takie ilości materiałów tylko dlatego, że… jest w stanie to robić. Jak w owej anegdocie o pijanym mężczyźnie, który szuka zagubionych kluczy pod uliczną lampą nie dlatego, że tam właśnie je zgubił, ale dlatego, że akurat w tym miejscu jest jasno.
Może więc zamiast przeznaczać ponad pół biliona dolarów rocznie na Departament Obrony, amerykańskie władze powinny część tej sumy spożytkować na inne cele, choćby na rozpadające się drogi i mosty? Do podjęcia takiej decyzji potrzebna jest jednak radykalna zmiana sposobu myślenia, a to – jak dowodzi choćby książka Allana Greenspana i artykuł Johna Graya – często okazuje się zadaniem ponad siły.