Dla wielu polskich dziennikarzy kluczową informacją staje się kwota i to, w jaki sposób przewieźć te 15 milionów – do ilu walizek lub kartonów je wpakować, jak przetransportować, komu wręczyć. Trochę mniej istotną – że polskie służby oddały część własnego ośrodka w niepodzielne władanie wywiadu obcego kraju, zgodziły się nie przeszkadzać i nie zadawać kłopotliwych pytań. Prawie nieważną – że amerykańskie służby na terenie Polski, za wiedzą i przynajmniej milczącym przyzwoleniem polskich władz, łamały polskie prawo, prawa człowieka i elementarne zasady moralności.

Dochodzenie prokuratury toczy się w ślimaczym tempie, polski rząd bardziej utrudnia niż pomaga w strasburskim śledztwie, a społeczeństwa polskiego cała sprawa po prostu nic nie obchodzi. Problemów jest kilka, a każdy zasługiwałby na zainteresowanie mediów i społeczeństwa. Ale jak widać nie zasługuje.

Problem pierwszy to zgoda na peryferyjność Polski. Problem drugi to dojmująca „obcość” ofiar. Problem trzeci to nasz dystans wobec europejskich wspólnot: wartości i politycznej jedności.

Peryferyjność

Nietrudno zauważyć, że Polska przyjmuje rolę peryferii, których zarząd stara się jak najlepiej odpowiedzieć na potrzeby metropolii. Stany Zjednoczone potrzebują przestrzeni, w której będą mogły spokojnie robić to, czego w metropolii nie wolno, więc Polska takie miejsce stworzy i za niewygórowaną opłatą odda w komis. Taki już los kolonii, że czasem muszą się tu dziać „rzeczy brzydkie”.

Zlecenie stworzenia ośrodka tortur pochodziło od Stanów Zjednoczonych. Polska wykonała je za piętnaście milionów, zapewne zrobiłaby to i za siedem. Mało kogo to oburza. | Helena Jędrzejczak

Celowo zwracam uwagę na kwotę. Nie po to, by wyceniać ludzkie cierpienie, ale by podkreślić polską autoidentyfikację kolonialną. W USA student przetrzymywany w celi przez cztery i pół doby bez pożywienia dostał 4,1 mln dolarów odszkodowania od rządu. Cytowany przez „Gazetę Wyborczą” anonimowy pracownik polskiej Agencji Wywiadu podkreśla, że te 15 milionów to „ogromna kwota, ponad połowa rocznego budżetu AW”. W ten sposób Polska pokazuje i jak marnie ceni ludzkie życie, i jak łatwo gotowa jest oddać polityczną podmiotowość.

Obcość

Metropolią zlecającą utworzenie ośrodka tortur, zwanych eufemistycznie „wzmocnionymi technikami przesłuchań” , były Stany Zjednoczone. A torturowanymi – przypomnę – Saudyjczyk i Palestyńczyk.

USA to kluczowy partner wojskowy, dobroczyńca, przyjaciel dbający o niepodległość (ach, ten Wilson! Jałtę pomińmy), cel pielgrzymek emigracji (co tam, że głównie zarobkowej), obiekt westchnień (ach, te autostrady, te wieżowce, ta demokracja, ta armia!) i marzeń. A Amerykanie to przecież szczęśliwi i bogaci ludzie, którzy – jak się postaramy – pozwolą nam wjechać do swojego raju bez wizy. Tak jak pozwolili Grekom czy Węgrom.

Saudyjczycy żyją z kolei nie bardzo wiadomo gdzie, ale na pewno nie w Europie i nie w USA. Gdzieś w dalekim Oriencie. Wyznają islam, noszą niepokojące brody i luźne szaty, pod którymi zapewne ukrywają bomby. Zajmują się wysadzaniem wieżowców i ambasad. Mają ciemną skórę, nie są chrześcijanami, raczej nie mają nic do zaoferowania. Są obcy, groźni i niebezpieczni.

Zwykły Saudyjczyk nie jest kimś, wobec kogo zwykły Polak czułby się jakkolwiek zobowiązany. Właściwie nic go z nim nie łączy. Pojmany Arab, obcy zarówno kulturowo, religijnie, narodowo, jak również estetyczno-wizualnie, jest po prostu „Innym”. Pojmany Saudyjczyk oskarżony o przygotowanie zamachów z 11 września jest nie tylko obcym. Staje się wrogiem. Przeciwnikiem, z którym przedstawiciele metropolii zrobią to, co w swej mądrości i skuteczności uważają za właściwe.

Miraż politycznej jedności

W kwestii współpracy międzynarodowej Polska, państwo kandydujące na początku XXI w. do Unii Europejskiej, postawiła na Stany Zjednoczone. Wspólne wartości UE, do której Polska aspirowała, stały się mniej istotne niż wykonanie zadania postawionego przez metropolię.

Ludzka godność, o której lubią mówić polscy politycy wszystkich opcji, okazała się nic niewarta. Tak bardzo, że nawet 12 lat po prawdopodobnym przekazaniu pieniędzy i utworzeniu „dziupli” CIA w Starych Kiejkutach, 11 po jej wykorzystaniu i 6 po rozpoczęciu śledztwa, żaden z nich, poza niezłomnym Józefem Piniorem, nie próbuje tej kwestii wyjaśnić. Widać wiedzą, że tym tematem nie zdobędą przychylności opinii publicznej.

Pytanie, jak do tego zjawiska odniosą się przedstawiciele starej Unii? Czy polityczny partner, dla którego ośrodkiem decyzyjnym jest ten sam rząd, który podsłuchiwał kanclerz Merkel, będzie wiarygodny? I czy w razie problemu (wszak Polska ma jedną z najdłuższych zewnętrznych granic Unii) warto będzie mu pomóc, czy raczej pozwolić Polsce poczekać na pomoc jej amerykańskiego przyjaciela?

Zachodowi wolno więcej

Zlecenie stworzenia ośrodka tortur obywateli państw trzecich pochodziło od Stanów Zjednoczonych. Polska je wykonała za piętnaście milionów, zapewne zrobiłaby to i za siedem. Mało kogo to oburza.

Potrafię sobie jednak wyobrazić, co by się działo, gdyby podobną propozycję złożył Polsce Władimir Putin pragnący poprzesłuchiwać Czeczenów poza granicami swego kraju. Zaoferowana przezeń kwota nie miałaby żadnego znaczenia – każda oznaczałaby, że traktuje Polskę jako część radzieckiej strefy wpływów, że próbuje odbudować ZSRR, że nie szanuje polskiej suwerenności i że uważa nas za dziki kraj. Politycy każdej opcji zatrzęśliby się z oburzenia, pod rosyjską ambasadą spłonęłoby coś więcej niż strażnicza budka, a polski rząd musiałby okazać faktyczną pomoc w dochodzeniu Rady Europy pod naciskiem opinii publicznej.

No ale Rosja przez stulecia zagrażała Polsce i polskości, uciskane przez nią narody przez sam fakt bycia zniewolonymi stają się nam bliskie. Rosja to dzicz i łamanie praw człowieka. A Stany to przecież cywilizacja i demokracja, którą my, obywatele niewielkiego kraju łasego na kilkanaście milionów dolarów i wizję zniesienia wiz, chętnie wesprzemy. Nawet jeśli nasza metropolia traktuje nas właśnie jak ową wschodnią dzicz.