Kijów, 21 lutego. Wraz z grupą polskich dziennikarzy zmierzamy w stronę dzielnicy rządowej. Kilkanaście minut wcześniej dotarła do nas wieść o ucieczce Wiktora Janukowycza. Po mieście krążą również pogłoski o wycofaniu się służb porządkowych sprzed budynków administracji państwowej.
Przez ostatnie miesiące ten kwartał był ziemią niedostępną dla dziennikarzy, niebezpieczną i wrogą. W jego zaułkach kryły się wozy Berkutu i oddziałów wewnętrznych. Tymczasem chwilę po godzinie 23. ulice w tej części ukraińskiej stolicy opustoszały, z rzadka przejeżdżają koło nas pojedyncze samochody osobowe.
Pierwsi ludzie, których spotykamy to samotny patrol Majdanu z… kawą i herbatą. Towarzyszy im mały piesek, york. Śmiejemy się, że bojownicy rewolucji mają nawet psy bojowe. Gdy wolontariusze słyszą, że jesteśmy z Polski z miejsca dziękują nam za pomoc i wsparcie, częstują gorącymi napojami.
Po krótkiej rozmowie ruszamy dalej. Na rogu ulic Instytuckiej i Sadowej, niedaleko budynku administracji prezydenckiej przeciskamy się przez barykadę ustawioną przez porzucone wozy milicji. Pomagają nam żołnierze Samoobrony, jak się po chwili okazuje lwowiacy. Powraca dziękczynna litania, słowa o bratnich narodach Polski i Ukrainy.
Cztery długie miesiące zmieniły percepcję Polski w wyobraźni społecznej Ukraińców. Duża część Ukraińców stała się polonofilami.| Tomasz Piechał
Następnego dnia chodzę po Majdanie, rozmawiam z obecnymi tam ludźmi. Scenariusz tych konwersacji jest podobny – po pytaniu skąd jestem i mojej odpowiedzi, zawsze słyszę podziękowania i prośby o przekazanie pozdrowienia polskiemu narodowi. Ukraińcy nie kryją wzruszenia i sympatii wobec Polski.
Wizerunek Polski na Majdanie
Powyższe historie to zaledwie mała próbka tego, co spotykało większość Polaków na Majdanie. Cztery długie miesiące zmieniły percepcję Polski w wyobraźni społecznej Ukraińców. Wcześniej w postrzeganiu Polaków dominowały odczucia szacunku i lekkiej zazdrości wobec konsekwencji, z jaką Polacy walczyli o demokrację. Nie można stwierdzić, że byliśmy lubiani przez Ukraińców. Szanowani, owszem, ale przyjaźń i sympatię, Polska zdobyła dopiero podczas rewolucji.
Pośród wielu zmian jakie zaszły w ukraińskim narodzie na przełomie 2013 i 2014 roku, dla Polski najważniejsze powinno być zrozumienie, że duża część Ukraińców stała się polonofilami. To zainteresowanie, które od zawsze istniało u naszego wschodniego sąsiada, chociażby względem polskiej kultury (zapewne mało kto w Polsce zdaje sobie sprawę jaką popularnością cieszą się na Ukrainie wszelkie objazdowe pokazy najnowszych produkcji polskiej kinematografii), teraz osiągnęło apogeum. Czy będzie ono trwałą zdobyczą przemian na Ukrainie?
Nie ukrywam, że miałem problem z odbieraniem owych podziękowań dla narodu polskiego, gdyż każdy powrót nad Wisłę, pobieżna lektura wielu artykułów i głosów w prasie, kończyły się przykrą konstatacją, że owe postępujące polsko-ukraińskie zbliżenie w dużej mierze przebiega jednostronnie. Banderowcy, faszyści, Krym był zawsze rosyjski, zemsta za rozbiory, utratę Kresów, rzeź na Wołyniu – wyliczanka bolesnych miejsc pamięci polsko-ukraińskiej naznaczyła dyskurs medialny, wynaturzając jego oblicze.
Przez lata bowiem debatę publiczną na temat naszego wschodniego sąsiada dominowała romantyczna narracja kresowa, redukująca współczesną Ukrainę do ziem, które przed II wojną światową wchodziły w skład II RP. Fakt, że stanowią one tylko ok. 20 proc. kraju umyka uwadze większości polskiego społeczeństwa. To, co nie było Kresami, w powszechnej świadomości Polaków już nie istnieje. Nie ma Kijowa, nie ma Winnicy, Połtawy, Dniepropietrowska, Odessy. Ukraińska rewolucja zaburzyła ten obraz. Nagle okazało się, że na ulicach Kijowa nie protestują radykałowie, nacjonaliści, biedacy, tudzież przyszłe polskie gosposie. Społeczność Majdanu tworzyli ludzie dobrze wykształceni, pracownicy korporacji, biznesmeni, informatycy – przedstawiciele klasy średniej.
Przekuwanie stereotypów
Wtedy pierwszą reakcją większości Polaków okazała się obojętność. Nie rozumieliśmy kontekstu społecznego protestów. Prewencyjnie milczeliśmy. Pierwsze miesiące ukraińskiej rewolucji spotkały się z obojętnością tak polskich polityków, jak i zwykłych obywateli. Prawie wszyscy czekali, aż protest wygaśnie. Stało się inaczej – wybuchła rewolucja.
W tym momencie jak chyba nigdy dotąd, realne pojednanie między narodami jest blisko, na wyciągnięcie ręki. | Tomasz Piechał
Radykalizacja protestu stała się katalizatorem zmiany postrzegania Ukrainy w Polsce. Była otrzeźwieniem dla tych, którzy zaczęli wówczas organizować realną pomoc a wybawieniem dla wszelkiej maści sceptyków. Wkrótce okazało się jednak, że za radykalizacją Majdanu wiązała się m.in. z aktywizacją Prawego Sektora – a zatem nacjonalistów, banderowców, współwinnych Wołynia, itd. Od tego momentu z coraz większym niepokojem obserwowałem jak powoli zaczyna dominować w polskim społeczeństwie negatywna narracja wokół protestów w Kijowie.
Pytany przez Ukraińców, czy też uważam, że jesteśmy teraz braćmi, musiałem dyplomatycznie uśmiechać się i odpowiadać: „Tak, dla mnie z pewnością”. Niestety, wiele wskazuje na to, że ta niebywała szansa na realne zbliżenie polsko-ukraińskie, na zbudowanie nowych stosunków pomiędzy naszymi państwami i narodami, wytworzenie relacji opartych na myśleniu o przyszłości, a nie tylko i wyłącznie przeszłości, może zostać zaprzepaszczona. Tymczasem w tym momencie jak chyba nigdy dotąd, realne pojednanie między narodami jest blisko, na wyciągnięcie ręki.
Czy to się uda, w dużej mierze zależy od Polaków. Promyczek nadziei jest. W sondażu dla Informacyjnej Agencji Radiowej aż 46 proc. respondentów opowiedziało się za wspieraniem Ukrainy nawet w wypadku nałożenia rosyjskich sankcji gospodarczych. Negatywny wariant wybrało 44,5 proc. badanych, niezdecydowanych było 9,5 proc. W powyższych wynikach dostrzec należy wpływ Majdanu. Tym samym zmiany zachodzą, ale jaka będzie ich skala i trwałość, w dużej mierze zależy od nas.