01

8 maja na Poddaszu Kultury odbyła się debata pt. „Kobiety na wojnie”. W dyskusji udział wzięli:
Maria Wiernikowska – korespondentka wojenna, autorka właśnie wydanej książki „Widziałam. Opowieści wojenne”;
Agnieszka Nogal – dr hab. nauk o polityce Uniwersytetu Warszawskiego;
Weronika Grzebalska – socjolożka, autorka książki „Płeć powstania warszawskiego”;
Łukasz Jasina – historyk, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.
Debatę prowadziła Emilia Kaczmarek.

Dla tych z Państwa, którym nie udało się dotrzeć na majową debatę przygotowaliśmy krótkie sprawozdanie z tego spotkania.

Maria Wiernikowska opowiadała o tym, jak to jest być na wojnie kobietą reporterem. Z jej doświadczeń wynika, że dziennikarka ma na froncie taryfę ulgową. Spotykani mężczyźni, widząc samotną kobietę jadącą samochodem blisko linii ostrzału, byli zazwyczaj zupełnie zaskoczeni. Walczący żołnierze często wchodzili w rolę szarmanckich mężczyzn, traktując ją jak królewnę (w miarę frontowych możliwości).

Autorka książki „Widziałam. Opowieści wojenne” mówiła także o tym, dlaczego zwątpiła w sens zawodu korespondenta wojennego. „W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że jestem trybikiem w medialnej machinie, że biorę udział w produkcji informacji, która zaczyna bardziej przypominać propagandę niż informację”.

Po co to wszystko? Po co ta cała niepodległość? Może lepiej byłoby po prostu żyć?| Maria Wiernikowska

Doświadczenia wojenne doprowadziły do tego, że została pacyfistką. Kobiety, które spotykała na wojnie – na Bałkanach, w Czeczenii, w Iraku czy w Turcji – najczęściej były matkami zabitych lub okaleczonych przez wojnę dzieci i żonami walczących mężczyzn. Jednak szczególnie zapadły jej w pamięć młode dziewczyny walczące w imię kurdyjskiej niepodległości. „Patrzyłam na te młode dziewczyny bez nóg i nagle uderzyło mnie ‒ po co to wszystko? Po co ta cała niepodległość? Może lepiej byłoby po prostu żyć?”

Agnieszka Nogal opowiadała o silnych związkach ‒ bardzo widocznych u źródeł zachodniej myśli ‒ między wojną a statusem społecznym. Związek ten widać w pismach Arystotelesa czy Tukidydesa. Według starożytnych, aby zostać obywatelem, trzeba było umieć narazić swoje życie dla wspólnoty. Ci, którzy tego nie robili – np. kobiety – nie wchodzili do sfery politycznej, nie byli uznawani za obywateli. Należeli do sfery „zwierzęcego” podtrzymywania życia, nie mieli prawa głosu, prawa do kształtowania wspólnoty politycznej. Na echa tego starożytnego sposobu myślenia można natrafić i dzisiaj.

Być może kobietom trudniej jest zabijać, bo widzą w żołnierzu strony przeciwnej przede wszystkim człowieka, „czyjegoś syna i brata”, a nie tylko „wroga czy Niemca”.| Agnieszka Nogal

Agnieszka Nogal analizowała także postawy kobiet opisywanych w książce „Płeć powstania warszawskiego” Weroniki Grzebalskiej. Zwracała uwagę na powtarzające się deklaracje powstanek o tym, że nie chciały i nie mogłyby zabijać. Istnieją dwa sposoby feministycznej interpretacji tego typu wypowiedzi. Albo uznamy, że kobieca niechęć do agresji jest przejawem „uwewnętrznionej matrycy dominacji”, że kobiety wychowano do łagodności, a ta kobieca łagodność to swego rodzaju fałsz i słabość; albo zaakceptujemy takie deklaracje jako wyraz autentycznych preferencji danej kobiety. Możemy wtedy sięgnąć po inspiracje do feministycznych zwolenniczek „etyki troski”, czyli tego nurtu w myśli feministycznej, który podkreśla „kobiece strategie” rozwiązywania problemów moralnych. Strategie te kładą nacisk na konkretne osoby i łączące je relacje, a nie na uniwersalne zasady jak w „etyce sprawiedliwości”. Jeśli spróbujemy opisać wojnę językiem etyki troski może się okazać, że ‒ statystycznie rzecz biorąc ‒ kobietom trudniej jest zabijać, bo widzą w żołnierzu strony przeciwnej przede wszystkim człowieka, „czyjegoś syna i brata”, a nie tylko „wroga czy Niemca”, który winien zostać zgładzony w sprawiedliwej wojnie.

02

Weronika Grzebalska nie wierzy w naturalną łagodność kobiet. Liczne przykłady historyczne – strażniczki w obozach z czasów II wojny światowej, kobiety biorące czynny udział w masakrze w Ruandzie, kobiety torturujące więźniów w Abu Ghraib – pokazują, że obie płcie są równie zdolne do najdrastyczniejszej przemocy.

Strażniczki w obozach z czasów II wojny światowej, kobiety biorące czynny udział w masakrze w Ruandzie, kobiety torturujące więźniów w Abu Ghraib – te przykłady pokazują, że obie płcie są równie zdolne do najdrastyczniejszej przemocy.| Weronika Grzebalska

Autorka „Płci powstania warszawskiego” zauważyła też, że kobiety wchodzące w rolę „żołnierza” bywają czasem wyjątkowo okrutne, właśnie dlatego, że chcą wykazać się w tej „męskiej” roli, pokazać, że mogą być „prawdziwymi żołnierzami”. Według Weroniki Grzebalskiej emancypacja kobiet nie powinna polegać po prostu na równouprawnieniu w armii. Zamiast dopasowywać się do męskich ról, kobiety powinny raczej przedefiniowywać zastane warunki, walcząc z wszelkimi przejawami dominacji.

Łukasz Jasina stwierdził, że skłonność do okrucieństwa zależy od konkretnej jednostki, a nie od jej płci. Zdarzało się, że ktoś wychodził z wojny jako przyzwoity człowiek, i zdarzało się, że został przez nią zupełnie zniszczony. Jednak okrutne kobiety były lepszym kąskiem dla artystów, dlatego często stawały się tematem wojennych filmów czy książek. Ich postaci wydawały się bardziej intrygujące niż kolejny film o okrutnych męskich strażnikach czy żołnierzach.

Łukasz Jasina twierdził także, że badanie przeszłości pod kątem płci jest anachroniczne – to narzucanie dzisiejszych kategorii na przeszłość, kategorii, które kiedyś byłyby zupełnie niezrozumiałe. Nie zgodziła się z nim Weronika Grzebalska, zauważając, że feministyczna historiografia pozwala dostrzec wiele zjawisk pomijanych w historii głównego nurtu – np. pisząc o wojnach, koncentrowano się zwykle na armiach i bitwach, pomijając całe wojenne zaplecze, bez którego każda wojna byłaby niemożliwa. To zaplecze stanowiły głównie kobiety – czy to jako markietanki, czy po prostu jako matki, wychowujące swoich synów „dla Ojczyzny”, a w bliższych nam czasach także jako sanitariuszki i robotnice produkujące broń.

Okrutne kobiety były świetnym kąskiem dla artystów.| Łukasz Jasina

Po dyskusji panelowej padały pytania z sali. Karolina Kiczyńska zastanawiała się, co ludzi przyciąga do wojny. Co powoduje, że nadal bawią się w rekonstrukcje historyczne, ubierają mundury, stroją się w piórka? Wspominała też, że kiedy sama brała udział w rekonstrukcjach historyczno-militarnych, uderzyło ją powszechne przekonanie, że coś takiego jak kobieta żołnierz nigdy nie istniało. Jej koleżanki, jak same mówią, przebierają się teraz za żołnierzy, bo lubią sobie postrzelać, ale tylko się przebierają, niczego nie rekonstruują. Ta dygresja jeszcze raz zwróciła uwagę panelistów na nieobecność kobiet w popularnym dyskursie o wojnie. Mało kto pamięta o tysiącach kobiet walczących w Armii Czerwonej czy o masowym zjawisku kobiet przebierających się za mężczyzn, by walczyć w wojnie secesyjnej.

Następnie głos zabrał Tadek Markiewicz, zauważając, że debatę zdominowała dyskusja o takich pacyfistycznych odłamach feminizmu jak etyka troski. Tymczasem wojny raczej nigdy nie znikną, a skoro na świecie będą i wojny, i armie, to lepiej by było, żeby w tych armiach były też kobiety.

Ostatnie pytanie zadał Kacper Nosarzewski ciekawy motywacji warszawskich powstanek ‒ czy biorąc udział w walce chciały się sprawdzić, indywidualnie wykazać czy raczej poświęcić dla ojczyzny? Weronika Grzebalska zwróciła uwagę na to, że jednostkowe motywacje walczących zwykle giną w opisach historycznych, zastąpione wspólnym hasłem „walki o ojczyznę”, tymczasem jej rozmówczynie często miały osobiste pragnienia związane z wojną, np. jedna z nich powiedziała, że chciała dorównać bratu.

KOBIETY_na_wojnie