W rejonie Waszyngtonu, gdzie mieszkam, polskie filmy holokaustowe pokazują się z opóźnieniem i prędko znikają z ekranu. „Pokłosia” w tutejszych kinach w ogóle nie było, widziałem je na wideo, które znajomi przywieźli z Polski. „Idę” udało mi się niedawno przyłapać w kinie dobrych filmów. Do obejrzenia obu produkcji ponaglali mnie znajomi z Nowego Jorku, największego w świecie skupiska żydowskich widzów, gdzie oba zrobiły mocne wrażenie, a poza tym zaintrygowała mnie bardzo pozytywna recenzja w wychodzącym tam prestiżowym  żydowskim tygodniku „Forward”, który prenumeruję.

Produkt eksportowy?

„Pokłosie”  jest wyraźnie wzorowane na dokumencie Pawła Łozińskiego „Miejsce urodzenia”: przylot z Ameryki na miejsce zbrodni, prywatne śledztwo, opór świadków, odkopanie kości, odjazd. Fabuła opiera się na autentycznej zbrodni w Jedwabnem i nawet dzieje się w Łomżyńskiem, ale w nieprawdopodobnej wsi, gdzie rzekomo dwadzieścia sześć żydowskich rodzin posiadało i uprawiało ziemię. Takie żydowskie kolonie zdarzały się na rzadko zaludnionej Białorusi i na Krymie, ale nie w centralnej Polsce. I jakby jedwabnieński temat był za mało wstrząsający, dramat spotęgowano dosłownym a nieprawdopodobnym ukrzyżowaniem głównego bohatera, lekceważąc do reszty tło historyczne i społeczne. Można coś takiego robić w abstrakcyjnych opowieściach-przypowieściach jak „Malowany ptak” Kosińskiego, ale nie gdy się pretenduje do przedstawiania kontrowersyjnych stosunków polsko-żydowskich. O ukrzyżowaniu opowiada narratorka jednego z opowiadań w moim zbiorze „Drohobycz, Drohobycz” – i kto wie, czy nie stamtąd pożyczono pomysł – ale to się działo na Wołyniu w latach 1943-44 podczas okrutnej polsko-ukraińskiej wojny domowej, a nie na dzisiejszej polskiej wsi. Holokaust naprawdę nie potrzebuje tego rodzaju mocnych wrażeń. Nieprawdziwa jest również scena, gdzie bohater, rzekomo umiejący odczytywać hebrajskie macewy, wskazuje imię „Izaak”, które po hebrajsku brzmi i pisze się Icchak, a nie Izaak.

1 poklosie
Materiały prasowe Monolith

Jeśli „Pokłosie” zamierzało szokować, to cel ten osiągnęło, ale jeśli poruszać sumienia, to przeciwnie, bo wywołuje odruchy obronne. Znajomy z Polski pisał mi, że większość publiczności ocenia film jako „nieudany, kiczowaty, przesadzony, z założenia nastawiony na skandal, prowokację i kasowość”. Zdaje się, że jest to produkt przeznaczony przede wszystkim na eksport i słyszę, że zrobił zamierzone mocne wrażenie w Nowym Jorku. Ktoś z żydowskiej opinii nawet zwrócił się do mnie, żebym pomógł lansować go w Ameryce i był rozczarowany, że odmówiłem. Amerykańscy Żydzi dali się już nabrać na „symetryczną” tragedię „Naszej klasy” Słobodzianka (gdzie Polacy i Żydzi w Jedwabnem wzajemnie się krzywdzą), a teraz biorą jak ryba przegięcie w przeciwną stronę.

Znajoma z Nowego Jorku pisze z kolei, że „Ida” też  jest „mocno oparta na «Miejscu urodzenia», a najmocniejsza scena, rozkopywanie grobu (jak zresztą i w «Pokłosiu»), jeśli nie jest plagiatem, to jest wyraźnie inspirowana…”. Plagiatem nie jest, ale: we wszystkich trzech filmach mamy morderstwo, dochodzenie i ekshumację, w dwóch siekierę, w trzecim stodołę jak w dokumencie o Jedwabnem, we wszystkich z wyjątkiem „Miejsca urodzenia” miejsce zbrodni znajduje się w rejonie Łomży i we wszystkich jest zbrodnia, ale nie kara.

Błędny moralitet

„Ida” – za przykładem „Miejsca urodzenia” – obywa się bez koloru i tła muzycznego, i cechuje ją taki sam lakoniczny minimalizm, ani jednego zbędnego kadru („Miejsce urodzenia”, praca dyplomowa z 1992 roku, miało minimalny przydział taśmy filmowej). Pod względem warsztatowym film jest bez zarzutu. Świetna reżyseria, cudownie naturalna nieaktorka w roli tytułowej nie gra, lecz po prostu jest. Dramat jest subtelnie skonstruowany  i  rozwijany, ale jak „Nasza klasa” oparty został na błędach.

2 Ida
Materiały prasowe Solopan

Bo cóż to za Żydówka, w dodatku komunistka, po Zagładzie nie odbiera od zakonnic dziecka, do którego ma prawo? Jeśli miała jakieś zahamowania psychiczne, to towarzysze partyjni by jej łatwo wyperswadowali: jak to, towarzyszko, zostawiacie dziecko zakonnicom, żeby je wychowały na naszego wroga? Inni Żydzi też by ją przymusili lub sami odebrali. Konkurencyjne organizacje żydowskie szukały uratowanych dzieci, wykupywały je i wzajemnie sobie wyrywały. Druga nieprawda artystyczna: gorliwa prokuratorka, która „posyłała ludzi na śmierć”, nie domaga się wyjaśnienia morderstwa swojego własnego dziecka i rodzonej siostry, którą – jak twierdzi – bardzo kochała. Film zdaje się implikować, że władze komunistyczne nie ścigały morderstw popełnionych na Żydach. Nieprawda. Prokurator antysemita mógł to robić niechętnie, ale robił, a co dopiero prokurator-Żydówka. Trzecia nieprawda artystyczna: mocno podejrzanemu o morderstwo jej najbliższych nie odebrała domu, który należał się w spadku – jeśli nie jej, to jej osieroconej siostrzenicy. Prawo pozwalało odbierać takie nieruchomości (upaństwowiono tylko pałace i „kapitalistyczne” kamienice czynszowe). Moja matka i ojczym, który był przed wojną ideowym komunistą, odebrali kilka domów i sprzedali ich mieszkańcom.

Sprzeczna z prawdą psychologiczną i historyczną jest cyniczna wypowiedź odgrywanej przez Agatę Kuleszę negatywnej żydowskiej bohaterki, że zostawiła dziecko i poszła walczyć „nie wiadomo, o co”. Poszła walczyć z mordercami o życie swoje i swoich bliskich, nawet jeśli marzyła przy tym o władzy komunistycznej, która ją później rozczarowała, wykorzystała i zdradziła. I nieprawda, że „posyłała na śmierć”. Nawet jeśli na podstawie oskarżenia żądała kary śmierci, to posyłali na śmierć sędziowie i ławnicy (nawet jeśli z rozkazu wyższej instancji),  a nie prokuratorzy. Sprzeczne z prawdą historyczną jest sarkastyczne wyjaśnienie, że posyłała na śmierć „wrogów ludu”. Tak było w Rosji Sowieckiej w drugiej połowie lat 30., gdy dzieci rewolucji wzajemnie pożerały się u żłobu. W Polsce Ludowej skazywano za konkretne, nawet jeśli zmyślone, działania przeciw komunistycznemu państwu i zdradę, jak kolaboracja z niemieckim okupantem, współpraca (rzeczywista czy urojona) z wrogą organizacją czy wrogim wywiadem. Pamiętam długie sprawozdania radiowe z tych procesów i pouczające komentarze Wandy Odolskiej, którą uważałem wtedy za ideał dziennikarstwa, i jako aktywista ZMP-owski powtarzałem inwektywy, jakich nie szczędzono oskarżonym. Nikogo nie skazano za to, że był  „wrogiem ludu”.

3 Ida
Materiały prasowe Solopan

„Ida” jest moralitetem podobnie jak „Nasza klasa”, ale z bardziej pesymistycznym dla Żydów morałem. Obie żydowskie bohaterki filmu Pawlikowskiego są stracone dla życia: jedna przez samobójstwo, druga przez powrót do klasztoru. Chrześcijańskie zwycięstwo – choć uzasadnione psychologicznie – nie jest wcale pociechą. Retoryczne pytanie „I co potem?”, którym tytułowa bohaterka odpowiada na propozycje małżeńskie,  jest więcej niż filozofią, bo cóż mogłaby córka zamordowanych żydowskich rodziców powiedzieć swoim nieżydowskim dzieciom, gdy będą piętnowane jako Żydzi?

Reżyser mojej sztuki o warszawskim getcie pt. „Kabaret po tamtej stronie”, którą w 1997 roku zdjąłem ze sceny łódzkiego teatru z powodu wypaczenia treści, wyjaśniał potem prasie, że kierował się własną wizją artystyczną i nie chciał za dużo o tym temacie wiedzieć. Podobnie niedopuszczalną nonszalancję widziałem w „Naszej klasie”, później w „Pokłosiu”, a teraz w „Idzie” i obawiam się, że to jakiś trend.

 

* Tekst jest fragmentem książki „Pamiętnik II” autorstwa Henryka Grynberga, przygotowywanej do publikacji w wydawnictwie Świat Książki.