W cieniu wydarzeń na Ukrainie, w cieniu wojennych zmagań na Bliskim Wschodzie, w Syrii, Iraku i Palestynie, trwa konflikt w kraju, który ponad dwa lata temu wszedł na drogę transformacji ustrojowej. To leżąca na styku Azji Południowej i Południowo-Wschodniej Birma, coraz częściej zwana Myanmarem, którą przez niemal półwiecze rządziła wojskowa dyktatura, a w której obecnie próbuje się budować nowy model porządku społecznego i politycznego.

Dzieje się to w trudnej sytuacji społecznej państwa rozdzieranego konfliktami o podłożu etnicznym, a często i religijnym. Prodemokratyczna transformacja Birmy – zapoczątkowana uwolnieniem z aresztu domowego ikony birmańskiej walki o demokrację, laureatki Pokojowej Nagrody Nobla, Aung San Suu Kyi – przebiega w warunkach konfliktu zbrojnego. Do regionalnych niepokojów dołączył w ostatnich miesiącach konflikt między buddyjską większością a muzułmańską mniejszością, który eskalował na początku lipca w drugim co do wielkości mieście Birmy – Mandalay. Starcie to zaczyna przybierać formę pogromów organizowanych przez buddystów. Ich ofiarami padają zarówno muzułmańscy uchodźcy z Bangladeszu należący do społeczności Roghinya, jak i muzułmanie osiedleni w Birmie od stuleci – jak miało to miejsce w Mandalay w pierwszych dniach lipca.

Dlaczego ludność buddyjska, postrzegana jako społeczność unikająca stosowania przemocy, organizuje ataki na muzułmańskich sąsiadów? | Krzysztof Renik

Nie sposób nie pytać o źródła tych wydarzeń. Nie sposób nie szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludność buddyjska, postrzegana jako społeczność unikająca stosowania przemocy, organizuje ataki na muzułmańskich sąsiadów. Dokładniej zaś – dlaczego ruch o nazwie 969 stał się ugrupowaniem wspierającym takie ataki. Przywódca owego ruchu, buddyjski mnich o imieniu Wirathu, twierdził jakiś czas temu, iż chodzi o obronę ludności buddyjskiej przed islamskim ekspansjonizmem. Podczas spotkania z wysłannikiem Fundacji „Instytutu Lecha Wałęsy” do Birmy, Bartoszem Kozakiewiczem, przywoływał obrazową anegdotę: „Opowiem ci historię afrykańskiego karpia. To bardzo agresywny gatunek. Zjada inne ryby, niszczy podwodny ekosystem i bardzo szybko się rozmanaża. Tak jest z muzułmanami. W roku 1942 w Birmie żyła bardzo niewielka liczba muzułmanów. Ale myśmy ignorowali ich obecność, aż do czasu gdy w regionie Maung Daw w stanie Rakhine stali się większością stanowiącą 99 proc. ludności. W regionie Butheedaung jest ich obecnie 98 proc. Rozmnażają się bardzo szybko i mają bardzo wojownicze usposobienie. Dokonują aktów przemocy nawet we własnym środowisku. Niszczą również odmienną od ich własnej kulturę i tradycję. Jeżeli w wiosce jest choć jeden muzułmanin, to stanowi on zagrożenie dla całej osady, mimo iż reszta wsi nie jest dla niego zagrożeniem. Nasza ludność birmańska jest delikatna, bardzo tolerancyjna i bardzo zastraszona. Muzułmanie wykorzystują te cechy Birmańczyków i niszczą nas. Powstaliśmy, by nie dopuścić do ich dalszych działań”.

W tej samej rozmowie, kreśląc perspektywy stojące przed ruchem 969, mnich Wirathu podkreślał: „Mamy trzy cele: nie dopuścić do tego, by cierpieli Birmańczycy; nie dopuścić, by buddyzm został zniszczony przez innych; nie dopuścić, by obcy najeżdżali terytorium Birmy. Jeżeli pewnego dnia osiągniemy te trzy cele, to zakończymy kampanię o nazwie 969”. O starcia pomiędzy buddystami i muzułmanami pytałem w osobistej rozmowie Aung San Suu Kyi, która po wyjściu na wolność aktywnie włączyła się wraz ze swym ugrupowaniem o nazwie Narodowa Liga na Rzecz Demokracji w proces birmańskiej transformacji. Laureatka Pokojowej Nagrody Nobla zaprzeczała, jakoby starcia i pogromy były egzemplifikacją szerszego konfliktu buddyjsko-muzułmańskiego: „Nie jest to konflikt między muzułmanami i buddystami. Myślę, że jest to raczej odbicie obaw pewnej części społeczeństwa buddyjskiego, iż islam jest zagrożeniem dla ich religii”.

W kontekście tych słów należałoby dodać, iż owe obawy są generowane sztucznie przez część buddyjskiego kleru. Duchowieństwo buddyjskie w Birmie tradycyjnie odgrywało bowiem istotną rolę w życiu społecznym i niekiedy politycznym kraju. Tak było podczas słynnej Szafranowej Rewolucji w roku 2007, kiedy to właśnie mniszki i mnisi szli w pierwszych szeregach przeciwników wojskowej dyktatury. Ale jednocześnie część buddyjskiego kleru legitymizowała władzę wojskowych, uczestnicząc w strukturach powołanych do kontrolowania wspólnot ludzi wierzących. To także część prawdy o birmańskim buddyzmie, który szuka obecnie swego miejsca w transformującej się Birmie.

Z całą pewnością pogromy skierowane przeciw muzułmanom nie sprzyjają budowaniu w Birmie społeczeństwa zmierzającego ku demokracji. Warto jednak pamiętać, że buddyzm był w tym kraju poddawany zarówno represjom, jak i próbom podporządkowania doraźnym celom politycznym wojskowych junt rządzących przez dziesięciolecia. Teraz próbuje odnaleźć swe miejsce w zmieniającym się społeczeństwie, a także na zmieniającej się scenie publicznej współczesnej Birmy. Odnalezienie takiego miejsca w nowej rzeczywistości społeczno-politycznej wcale nie musi być łatwe, a pokusa tworzenia z religii spoiwa narodowego oraz budowania jedności narodowej na jej fundamencie bywa ogromna. Po przykłady wcale nie trzeba sięgać aż do Azji Południowej.