Pośrodku niczego, w odległości kilku godzin jazdy samochodem od najbliższej miejscowości, gdy jesteś tylko ty i pełzająca połać lawy, wulkaniczny pył wdziera się do oczu i płuc, a surowy, księżycowy krajobraz napiera z każdej strony, twoje człowieczeństwo zaczyna nabierać innego wymiaru. Stajesz w obliczu nieujarzmionej siły i nagle zdajesz sobie sprawę, że w ciągu kilku sekund mógłbyś/mogłabyś przestać istnieć. W jakiś sposób budzi się w nas pytanie o to, kim naprawdę jesteśmy i jakie jest nasze miejsce w świecie. To samo uczucie pojawia się, gdy obserwujesz rozgwieżdżone niebo lub gdy przed tobą nie ma nic, tylko morze i horyzont, oddzielone od siebie cienką linią.
Na początku września na Islandii wybuchły Bárðarbunga i Holuhraun. W Polsce nie przejęliśmy się tym szczególnie. Dotarły do nas tylko pojedyncze doniesienia, że tegoroczna aktywność wulkanów może mieć rozmiary tej z 2010 roku, kiedy chmura popiołu po wybuchu Eyjafjallajökulla sparaliżowała przestrzeń powietrzną nad częścią Europy. Dla Islandczyków jednak nie jest to wyłącznie zjawisko, które przez pewien czas będzie utrudniać codzienne życie – jest to materiał do spontanicznego tworzenia sztuki przez uwiecznianie erupcji na fotografiach i filmach – spektakularnych, niejednokrotnie sprawiających wrażenie nierealnych obrazów drzemiącej pod naszymi stopami siły.
Tę piosenkę dedykujemy Eyjafjallajökullowi! – zawołała ze sceny roześmiana Björk i potem, niczym grad stygnącej lawy, na uczestników koncertu w londyńskim Alexandra Palace spadła „Nattúrá”, oprawiona nagraniami erupcji sprzed czterech lat. | Marta Michalska
W tamtej części świata, gdzie owce i elfy to skarb narodowy, człowiek jest jednym z elementów przyrody – nigdy jej panem. Bliżej mu do grudy ziemi, w którą zamienia się po śmierci, niż do istoty ignorującej swoje naturalne otoczenie. Dachy domów stolicy Wysp Owczych porasta trawa, a islandzkie gazety donoszą, że budowa drogi zostaje przerwana z uwagi na elfy zamieszkujące głaz, który stoi na planowanej trasie. W powieści „Skugga Baldur” Sjón (czyli Sigurjón Birgir Sigurðson, poeta i prozaik znany między innymi jako współautor tekstów piosenek Björk) odmalowuje scenę, w której proboszcz małej parafii, trudniący się przy okazji sprzedażą lisich skór, w trakcie samotnego polowania zostaje porwany przez śnieżną lawinę i zasypany na kilka dni w grocie wraz z truchłem postrzelonej lisicy. Umierający z głodu i wychłodzenia wielebny Baldur doświadcza transgresji – najpierw konwersuje z nieżywą lisicą o teologii, później oprawia jej skórę, zakłada ją, staje się nią. Zanurzenie w naturę jest samotnym, cichym dramatem – śmierć jest naturalną koleją rzeczy; przejmującym, ale jednak naturalnym momentem przeistoczenia.
Stań na progu rewolucji
Przekonania Islandczyków na temat przyrody można sprowadzić do stwierdzenia: Natura to cykl, a rewersem śmierci jest życie – i o tym właśnie opowiada „Biophilia”. Nie jest to bowiem zwykły album, lecz interdyscyplinarny projekt obejmujący muzykę, naukę, technologię, design, słowo, obraz i dźwięk. Biophilia – bez cudzysłowu – staje się również pojęciem samym w sobie: umiłowaniem natury we wszystkich jej przejawach i zaproszeniem do redefinicji naszej tożsamości. Każe nam ona zatrzymać się i zwrócić uwagę na pełzającego ślimaka, hubę porastającą drzewo czy nieskończoność gwiazd ponad naszymi głowami. Zachęca do przyjrzenia się, jak wygląda proces powstawania kryształów lub proces replikacji DNA. Uczy o fazach księżyca i o wyładowaniach elektrostatycznych. Opowiada o naszych emocjach, jakby były one zderzeniem płyt tektonicznych lub podróżą przez Układ Słoneczny. Opowiada też o relacjach, które przypominają symbiozę wykorzystujących się nawzajem stworzeń.
Projekt Björk obejmuje zapis londyńskiego koncertu z 2013 roku przetykany animacjami i wizualizacjami, które oszałamiają intensywnością barw i ruchów. Funkcjonują one ponadto jako zestaw 10 aplikacji do pobrania w iTunes, przez co uczestnikami eksperymentu stają się nie tylko artyści i naukowcy współtworzący „Biophilię”, lecz także rzesza amatorów. Interdyscyplinarność projektu to – oprócz aspektu artystycznego – także przedsięwzięcia edukacyjne, cykl koncertów i warsztatów dla dzieci oraz film dokumentalny („When Björk Met Attenborough”, w którym artystka i znany między innymi z fascynujących programów przyrodniczych dla BBC sir David Attenborough dyskutują o relacjach muzyki i natury, narrację prowadzi zaś Tilda Swinton). Wszystko to ma pobudzać do działania, poruszać uśpione zakamarki wyobraźni, wzbudzać zachwyt, inspirować, zachęcać do eksperymentu.
Rewolucja Biophilii polega także na całkowitym zanurzeniu się w naturze, na powrocie do niej – przez muzykę i przy pomocy technologii. Natura rodzi muzykę, ponieważ każdy dźwięk w kosmosie może nią być. Technologia zaś pozwala dotrzeć na dno oceanu i ujrzeć taniec wiotkich meduz czy radosne pełzanie rozgwiazd na skałach. Daje odczuć wrażenie niemego „pffff” towarzyszącego rośnięciu grzyba, gdy oglądamy rejestrację tego procesu w przyspieszonym tempie. Animacja komputerowa wizualizuje wybuchy na Słońcu (okrągłe i nabrzmiałe glissando) i absolutnie precyzyjną maszynkę do replikacji DNA (rytmiczny terkot i klekot stu tysięcy maszyn do pisania), która pełną parą nieustannie pracuje w milionie komórek we mnie i w czytelniku tego tekstu. Czy będzie to chrzęst przemieszczających się kontynentów, czy niepokojące rzężenie ciemnej materii – wszystko to tworzy symfonię dźwiękowego pejzażu. Natura, muzyka i technologia są jednością, łączą się w synestetyczne doświadczenie obrazu, dźwięku, zapachu oraz kształtu. Rewolucja Biophilii uczy nas zachwytu nad każdym pojedynczym zjawiskiem i osiąga swój szczyt, kiedy kontakt z przyrodą redefiniuje naszą tożsamość, a także pobudza kreatywność w nieuświadamianych dotąd kierunkach.
Synestezja Biophilii polega na jednoczesnym doświadczeniu akustycznym, wizualnym oraz intelektualnym. Pojęcie otrzymuje swoją dźwiękową reprezentację, jak nabrzmiewające kryształy w „Crystalline” wygrywane na gameleście, które błyszczą i skrzą się w naszych uszach (co wyraża również subtelna gra słów: „Listen how they grow/ Listen how they glow”). Na to nakładane są ostre, inwazyjne wizualizacje rozrastających się w mikroskopowym powiększeniu kryształów, które jak igiełki wbijają się pod skórę.
Biophilia nie może istnieć bez muzyki sfer. Każda z prób muzycznego ujęcia jednej z bardziej przytłaczających tajemnic – naszego miejsca i egzystencjalnego statusu we wszechświecie – jest jak stanie na krawędzi katedry z opowiadania Jacka Dukaja. Na początku XX wieku duński kompozytor Rued Langgaard stworzył „Sfærernes Musik” – symfonię wprowadzającą takie innowacje jak granie bezpośrednio na strunach fortepianu, która w warstwie muzycznej otwiera nieskończoną panoramę wszechświata – „u góry” zwieńczoną wysokimi tonami skrzypiec, „od dołu” domkniętą niskim pomrukiem kotłów i rogu, zaś pomiędzy – zawierającą mgłę polifonii i anielskiej harmonii przerywanej ostrym, apokaliptycznym dysonansem. Współcześnie Estończyk Urmas Sisask komponuje w opracowanej przez siebie skali pentatonicznej (C#, D, F#, G#, A), w której interwały między dźwiękami oparte są na stosunku odległości między planetami Układu Słonecznego. Znajdujące się częstokroć na granicy religijnej ekstazy utwory pobudzają w umyśle obrazy wielkości, nieskończoności, przepaści. „Cosmogony” Björk nie jest tak niepokojąca pod względem muzycznym, ponieważ jest najbardziej „logicznym” utworem „Biophilii” o stałych, przewidywalnych i harmonijnych strukturach muzycznych, w najbardziej naturalnym tempie 60 uderzeń na minutę. Słowa tego utworu oraz oprawa chóru (otwierające i zamykające przeciągłe, dysonansowe, opadające glissando) próbują oddać pejzaż stworzenia świata. „Niebiańskie ciała/ Wirujące wokół mnie/ Mówią mi: w dawnych czasach wszechświat/ Był pustym morzem – aż srebrna lisica/ I jej przebiegły kochanek zaczęli śpiewać/ Piosenkę, która stała się światem, jaki znamy”. To dość osobliwe, że – prócz elektroniki – chór ludzkich głosów, jako jeden z niewielu instrumentów posługujący się ćwierćtonami, tak doskonale nadaje się do wyrażania potęgi wszechświata.
Uczestnikami projektu Biophilii są także naukowcy, programiści, oraz ty i ja – czyli każdy, kto tworzy warstwę muzyczną i znaczeniową utworów. | Marta Michalska
Otwórz się na to, czemu stawiasz opór
Chór (Icelandic Female Choir), elektronika (Matt Robertson), perkusja (Manu Delago) i głos islandzkiej artystki otwierają nieskończone pole muzyczno-sensualnego eksperymentu. Artyści wykorzystują komputery, syntezatory, iPhone’y, instrumenty klasyczne i takie, które są efektem zaskakującej przebudowy. W trakcie koncertu wykorzystywana jest gamelesta (hybryda celesty i gamelanu), zaś jego zwieńczeniem jest przypominający potwora z koszmarów sennych sharpsichord – instrument-rzeźba autorstwa Henry’ego Dagga, napędzana mechanizmem akustyczna harfa, która nigdy się nie rozstraja, ale wytwarza dźwięk zaledwie przez 90 sekund. Uczestnikami projektu Biophilii są także naukowcy, programiści oraz ty i ja – czyli każdy, kto pobiera jedną z dziesięciu aplikacji i we własnym zakresie tworzy oraz modyfikuje warstwę muzyczną i znaczeniową utworów.
Biophilia to nie film przyrodniczy opowiadający wyłącznie o skałach i porostach. W warstwie tekstu mówi o międzyludzkich relacjach, emocjach, nastrojach, a także o naszej tożsamości jako istot żywych. Przekłada je na język przyrody i uświadamia nasze miejsce w niej.
W naturze najwięcej hałasu robi oczywiście burza. W trakcie wykonywania „Thunderbolt” wykorzystywana jest tzw. cewka Tesli – urządzenie generujące wyładowania elektryczne. Arpeggio metalicznego odgłosu burzy zmienia natężenie w miarę jak zmienia się intensywność wyśpiewywanego przez Björk nieokreślonego pragnienia, pożądania, głodu, które przeszywają ciało. Narasta w miarę zbliżania się nawałnicy, opada, gdy po burzy pozostaje jedynie złowrogi pomruk w oddali. Każdy z dźwiękowych pejzaży Biophilii niesie w sobie swoją opowieść. „Virus” to przejmujący utwór o najbardziej osobliwym rodzaju miłości – gdy wirus pożąda komórki za wszelką cenę i tak bardzo pragnie połączenia z nią, że ostatecznie doprowadza do jej zniszczenia. Jedno istnienie wymaga ofiary innego istnienia, by cykl życia mógł nieprzerwanie trwać; pożądanie każe wgryźć się w drugą istotę „jak grzyb na pniu drzewa”. „Moon” z kolei to utwór w paraliżującym metrum 17/8, oparty na zapętlonym, rytmicznym motywie, który przywołuje ruch Księżyca, ukazującego nam cyklicznie swoje różne oblicza w nieskończonej wędrówce – i jednocześnie opowiada o wiecznym odradzaniu się, końcu, który jednocześnie jest początkiem. Animacja towarzysząca „Hollow” zabiera nas w głąb komórki, ukazując nam sedno życia – DNA, które jest ogniwem spajającym nas z przodkami, organicznie łączącym nas z przeszłością.
Niewielka scena ustawiona jest pośrodku Alexandra Palace, a Björk wraz z chórem snuje się i tańczy między tajemniczymi urządzeniami i wymyślnymi instrumentami. Animacje oddające wejście w żywy organizm przez tkankę w głąb komórki czy nagrania erupcji wulkanu są wyświetlane na zawieszonej ponad głowami uczestników płachcie i jednocześnie wmontowane w kolejne ujęcia koncertu. Wszystko jest tu zjawiskiem wizualnym, na czele z czerwono-pomarańczową peruką-mgławicą Björk.
Eksperyment muzyczny polega na wykorzystaniu hybrydalnych instrumentów, ale też na eksploracji harmonii czy rytmu. „Dark Matter” nie posiada ani jednego, ani drugiego – pozbawiony metrum utwór wije się między różnymi rodzajami skal, między tonalnością i atonalnością. „Moon” napisany jest w metrum na 17/8 i 5/8, „Hollow” – na 17/8 i 9/4, „Solstice” – na 7/4 i 6/4. Śpiewając w chórze, natrafiałam na różne metrum – trudność w ich odtworzeniu polega na tym, że ciało przyzwyczajone do regularnych, parzystych miar (nade wszystko do pospolitego 4/4) stawia fizyczny opór, nie może uwolnić się od systemu, który jest „bardziej naturalny” (proszę spróbować kiwać głową do rytmu, słuchając „Solstice” – nic nie będzie się zgadzać). Podobnie jest z brakiem harmonii – konsonans i dysonans, tak jak dur i mol, są bowiem wyłącznie konstruktami muzyki klasycznej. Konwencje muzyczne są jednak na tyle silne, że w naszym przekonaniu nierozwiązany tryton każdorazowo sprawia ból. Nasze ciało broni się przed dysonansem i nierównym metrum, ale Biophilia zmusza do redefinicji pojęć o samym sobie również na tym poziomie.
Odkrywaj, podziwiaj, uczestnicz
Biophilia zasysa nas do partycypacji w eksperymencie nie tylko na poziomie biernego doświadczania muzyki. Na równych prawach zachęca do tworzenia i poznawania tego wszystkiego, co jest tematem projektu (w jednej z wypowiedzi Björk stwierdziła, że nie może się doczekać, kiedy internetowi piraci zaczną udostępniać aplikacje za darmo – przeznaczony pierwotnie dla produktów Apple’a zestaw został zaprojektowany tak, by prędzej czy później pobieranie darmowego software’u stało się możliwe również dla innych systemów).
[yt]dikvJM__zA4?list=UUFbRdRGijPR4oBjQ0fVCSmw[/yt]
Każdemu utworowi albumu towarzyszy wizualizacja, istniejąca również autonomicznie jako aplikacja do pobrania i samodzielnego komponowania oraz łączenia dźwięków przy użyciu zaproponowanych przez zespół naukowców i programistów narzędzi. Aplikacje stanowią jednocześnie materiał edukacyjny poświęcony tonacji, harmonii czy rytmowi muzycznemu w powiązaniu z takimi zjawiskami, jak fazy księżyca czy replikacja DNA. Łączenie ze sobą różnych warstw tektonicznych Ziemi pozwala eksperymentować z budową akordu, pojęciem konsonansu i dysonansu. Możemy również samodzielnie poprowadzić historię miłosną wirusa i komórki – jednak jeśli nie pozwolimy na jej destrukcję, utwór nie będzie miał swego końca.
„Biophilia Educational Program” to interdyscyplinarny program dla dzieci, cykl warsztatów oraz zestaw wspomagający dla nauczycieli, którego zadaniem jest pobudzanie i odkrywanie kreatywności w oderwaniu od konwencjonalnych metod nauczania. Współtworzony przez naukowców z University of Iceland oraz nauczycieli z Reykjavik Music Schools otwiera przed dziećmi świat muzyki i natury przy użyciu nowych technologii.
Pozwól, by pochłonęła cię Biophilia
Doświadczenie Biophilii w czasie projekcji zapisu koncertu może stać się pierwszym krokiem w kierunku osobistej przemiany – poprzez eksplorację nowych lub przynajmniej nieuświadamianych aspektów życia. Wychodzi od zwrócenia uwagi widzów-słuchaczy na pozornie błahe zjawiska, trawę czy plankton. Projekt Björk nie oznacza jednak ucieczki przed współczesnością – mając za narzędzia wyłącznie ludzkie zmysły, prawdziwa eksploracja przyrody nie mogłaby osiągnąć tak zaskakującego i wyrywającego z codzienności skutku. Z pomocą technologii oraz nauki można poznać najdrobniejsze stworzenie i zachwycić się nim, a transformacja, jaka jednocześnie się dokonuje, polega na uświadomieniu sobie naszego miejsca w świecie. Pozwala nie tylko poznać się na nowo, lecz także mocno przypomina o egzystowaniu w ramach natury – nigdy poza nią.
Biophilia to nie tylko projekt Björk. Tak jest w jednym z filmów „The Valtari Mystery Film Experiment” Sigur Rós – „Ekki múkk” – którego bohater, znalazłszy się pośrodku łąki, zapomina drogi powrotnej do domu. Ludzie ze swoim światem pozostają gdzieś daleko w tyle, a pozornie zagubiony i osamotniony mężczyzna odnajduje przyjaciół w ślimaku oraz lisie. Wraca do natury, w której cykl życia domyka się, kiedy zranione zwierzę ostatecznie umiera we śnie, my zaś obserwujemy, jak żywiące się nim larwy i robaki przyspieszają proces jego dekompozycji. Tak jest też w krótkometrażowym filmie „The Last Farm” (2004) Rúnara Rúnarssona, w którym starzec przez kilka dni ukrywa przed resztą rodziny śmierć swojej żony, by w spokoju, w nastroju cichej melancholii przygotować jej pogrzeb w ogródku. Z pietyzmem zbiera drewno, z którego przygotowuje deski; z nich zbija trumnę, cierpliwie wykopuje grób, po czym kładzie się obok swej zmarłej żony, a uruchomiona naczepa zsuwa na nich ziemię i on dołącza do niej w ich wiecznym śnie, pozostają na zawsze razem. Wszystko jest ciche i przepojone melancholią, pachnie żywicą i świeżo skopaną glebą.
Proklamuj niepodległość
Na marginesie niedawnego wpisu Björk na jej oficjalnym profilu na Facebooku przy okazji referendum w sprawie niepodległości Szkocji:
„Ostatni utwór – zawołała artystka na zakończenie koncertu w 2013 roku – chcieliśmy zadedykować Wyspom Owczym i Grenlandii!”.
Kto odgadnie, co to za utwór?
Film:
„Björk: Biophilia Live”, reż. Nick Fenton i Peter Strickland, Wielka Brytania 2014.
[yt]zvLZl1HlW3Y[/yt]