Zanim wybuchła afera samolotowa znana pod swojsko brzmiącą nazwą „Ryanairgate”, ówczesny rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Adam Hofman trafił do świata teatru. Pośrednio co prawda, ale jednak. Pośrednio, bo przez słowa dyrektora Narodowego Starego Teatru w Krakowie, Jana Klaty, który powiedział, iż  „nie podziela nadziei, że kiedy prezesa Kaczyńskiego zastąpi Adam Hofman, to w Polsce będzie lepiej. Wiadomo, że będzie jeszcze bardziej cynicznie”. Kiedy koniec Hofmana ostatecznie przypieczętowała jego partia, pojawiło się w sieci prześmiewcze ogłoszenie: „Szukam prezesa, któremu mógłbym asystować”.

Jeśli przykładać do kariery polityka sceniczne miary, można by rzec, iż Hofman zaczynał jako epizodysta, ale z czasem przestało mu to wystarczać. Nieposkromiona ambicja kazała mu walczyć o swoje, by na koniec zakotwiczyć się na dłużej w roli aktora drugoplanowego, jednego z najważniejszych na dworze władcy. Mówiono i pisano, że na tym marsz Hofmana się nie skończy. Że jeśli to okaże się pomocne, zamieni jednego szefa na innego i nawet nie drgnie mu przy tym powieka.

Kiedy koniec Hofmana ostatecznie przypieczętowała jego partia, pojawiło się w sieci prześmiewcze ogłoszenie: „Szukam prezesa, któremu mógłbym asystować”.| Jacek Wakar

Zapamiętaliśmy go na dobre, bo i nie dawał o sobie zapomnieć. Był zawsze i wszędzie tam, gdzie Jarosław Kaczyński. Przy tym wyższym z mikrofonów prowadził briefingi i konferencje szefa, służalczo, choć zgodnie z normami tytułując go premierem. Niezmiennie próbował być pierwszy tam, gdzie pojawiały się możliwości kariery. Gotowy na każde pytanie, z ciętą ripostą w rękawie. Bezczelny i antypatyczny, idealnie wpisywał się w rolę czarnego charakteru PiS, choć kandydatów do tego miana jest w ugrupowaniu Kaczyńskiego, Brudzińskiego i Błaszczaka całkiem sporo. Jego słynna fraza „jeśli to jest myślenie propaństwowe, to ja jestem małą dziewczynką z kręconymi włosami” przeszła do klasyki języka polskich elit politycznych i idealnie się w mierność tego języka wpisała. Przyznajmy bowiem, ze Hofman mógł stać się sezonową gwiazdką w Prawie i Sprawiedliwości i w świecie polskiej polityki, na który jego powiatowa charyzma z nawiązką wystarczała. Na skalę bardziej europejską był jednak za mały, z czego – jak widać po ostatnich doniesieniach – zdawał sobie sprawę, o czym świadczą jego wyjazdy, z pozoru polityczne, a w istocie przeznaczone na docenianie uroków miast, dań i trunków.

Koniec Hofmana – choćby i tymczasowy – przyszedł niespodziewanie i w typowym dla tego polityka stylu. Zaczęło się od informacji, ze czterech polityków PiS i ich żony (przede wszystkim one) awanturowali się na pokładzie samolotu, że nie można pić własnego alkoholu. Podobno jedna z dam, dochodząc swych rzekomych praw, szarpała nawet za rękaw stewardessę. Wystarczyło dojść po nitce do kłębka, żeby dowiedzieć się, że podróż nie tylko była rozrywkowa, ale i za sejmowe pieniądze. Reszta jest dobrze znana, dość groteskowa i niesmaczna zarazem.

O pośle Rogackim usłyszałem przy tej okazji po raz pierwszy, zatem niczym spektakularnym wcześniej się nie zasłużył. Poseł Mariusz Antoni Kamiński przez jakiś czas kreowany był na młodego wilka PiS, przez chwilę intensywnie lansowano go w telewizyjnych i radiowych studiach. Tyle że brakowało mu medialnej siły, giętkości Hofmana i nawet jego charakteru. Dał się zapamiętać jako imiennik tego Mariusza Kamińskiego, za czasów rządów PiS szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Nic więcej.

Hofman przez dłuższy czas miał dostęp do ucha prezesa, ale zapomniał, że Jarosław Kaczyński uwielbia wcielać się w rolę surowego i karzącego ojca.| Jacek Wakar

Na dłuższą metę braku Kamińskiego i Rogackiego nawet nie zauważymy. Za Adamem Hofmanem co poniektórzy już tęsknią. Ma jednak rację Stefan Niesiołowski, gdy mówi, że nikt Hofmana nie lubi, więc jego powrót do polityki będzie trudny. W samym PiS nie uświadczysz raczej po ostatnich zdarzeniach żałoby. Nowy rzecznik, niejaki Mastalerek, podobny przezywany Breivikiem, na pewno odkorkował niejednego szampana. Wiadomo przecież, że polską polityką rządzą zakulisowe gry, a w PiS toczy się walka o dostęp do ucha prezesa. Hofman miał go przez dłuższy czas, ale zapomniał, że Jarosław Kaczyński uwielbia wcielać się w rolę surowego i karzącego ojca. O sprawach takich jak afera madrycka opowiada z lubością. Bez mrugnięcia okiem podpisuje egzekucję na swych współpracownikach. Wszelkie dane mówią, że tym razem miał rację. A jednak jest w tym teatrze wycinania byłych zauszników coś nieprzyjemnego i niezdrowego.

Co nie oznacza, że będę tęsknił za Adamem Hofmanem. I nie dam głowy, że za jakiś czas nie objawi się po raz kolejny, w tej albo innej partii. W końcu tylko krowa nie zmienia poglądów.