Zaglądając na prawicowe strony, nie kieruję się chęcią obśmiania pojawiających się tam artykułów bądź komentarzy. To raczej potrzeba głębszego zrozumienia, w jaki sposób odbierają i interpretują świat osoby stojące na przeciwległym ideowo biegunie.
Niekiedy po lekturze doświadczam swego rodzaju uspokojenia. Przekonuję się, że mimo wszelkich różnic, w pewnych sprawach – niekoniecznie kluczowych – jesteśmy w stanie utrzymać pewną wspólnotę poglądów czy emocji. Niestety, równie często, a może nawet częściej, odchodzę od komputera przeświadczony, że niektórych podziałów zasypać się nie da. Po zamachu na redakcję „Charlie Hebdo” bliżej mi do drugiej z tych reakcji. Dlaczego? Poniżej garść najbardziej szokujących moim zdaniem wypowiedzi opublikowanych w ciągu kilkudziesięciu godzin po tragicznych wydarzeniach:
„Allahy rezają lewaków. Pies gryzie rękę karmiciela. Jeszcze dołożyć tam pederastów i będzie git parówka”.
„Brawo! Ktoś musi w końcu. […] Nie potrafię wzbudzić w sobie nawet za grosz współczucia dla tych błaznów [rysowników]”.
„bardzo dobrze”.
„Było mi ich żal do czasu obejrzenia okładek”.
„A mnie widok bluźnierstw odrzuca bardziej niż widok trupów. Znacznie bardziej”.
„Ci zamordowani, jak wszyscy lewacy, mają na sumieniu wiele trupów, np. dzieci zamordowanych w wyniku aborcji? Cywilizacja śmierci zmierzyła się z cywilizacją śmierci, dobrze, że tym razem jesteśmy nieco z boku…”.
„Dostali za swoje”.
„Pora wyciągnąć z tego wnioski, zamiast machać ołówkami w obronie jakichś bałwanów srających we własne gniazdo”.
„W normalnym państwie taki zamach nie mógłby się wydarzyć, bo jego ofiary siedziałyby sobie już dawno w więzieniu”.
Jasne jest, że rysunki publikowane w zamordowanym piśmie nie mogły podobać się głęboko wierzącym katolikom. Były często zwyczajnie prymitywne – nawet dla mnie, jako osoby niewierzącej oraz przychylnie patrzącej na obsceniczność i makabrę w twórczości satyrycznej. Rozumiem więc, że budziły oburzenie wśród osób szczerze przekonanych, że „bluźnierstwo” nie jest terminem ze słownika wyrazów przestarzałych. Co więcej, jestem przekonany, że w ramach dopuszczalnych reakcji na przekaz, który obraża czyjeś uczucia, mieści się nie tylko werbalny protest. Mieści się w nim również demonstracja, pozew sądowy czy wezwanie do bojkotu. Jednak to, co stało się 7 stycznia w Paryżu, jest potworną, niemożliwą do usprawiedliwienia zbrodnią, zaś przytoczone wyżej komentarze to dowód nie tylko skrajnej głupoty, lecz także moralnego upośledzenia.
Oddając konieczną sprawiedliwość tym, którym się ona należy, nadmienić trzeba, że wyżej wymienione przykłady nie odnoszą się wszystkich użytkowników stron, jakie odwiedziłem. Wszędzie znaleźli się tacy – i nie były to głosy odosobnione – którzy swoich radykalniejszych kolegów i koleżanki starali się przywrócić do porządku; tacy, którzy potrafili zachować proporcje między serią karykatur a serią z karabinu; tacy, którzy napisali: „Może jestem złym katolikiem, ale jednak wolę ścierpieć widok bluźnierstw niż trupów”.
Nie chcę absolutnie czynić z tych wypowiedzi dowodu na to, że takie właśnie jest polskie społeczeństwo en masse. Musimy być jednak świadomi, że wśród nas są nie tylko osoby skłonne są do przerzucenia swoich negatywnych emocji w stosunku do zamachowców na wszystkich muzułmanów. Naszymi sąsiadami w Polsce są również ludzie, którzy nie ukrywają radości z tego powodu, że dostało się „obrzydliwym, bluźnierczym lewakom”. Jednak nawet jeśli uznamy, że te opinie to jedynie margines i brudna piana, tak typowa dla internetowych komentarzy – kto może zagwarantować, że to taki sposób myślenia nie będzie stopniowo rozszerzać swoich granic?
Oczywiście, ta sama wiara w wartość wolności słowa, w imię której wyrażam moje oburzenie po ataku na „Charlie Hebdo”, sprawia, że nie mogę domagać się jakiegokolwiek ukazu, który te głosy w polskim internecie by uciszył. Choć uważam je za głupie bądź plugawe – muszę pogodzić się z ich istnieniem, jeśli nie wynika z nich bezpośrednie zagrożenie czyjegokolwiek bezpieczeństwa. Nie oznacza to jednak zupełnej bierności. Wolność słowa dopuszcza do głosu także jej skrajnych przeciwników, ale jednocześnie daje potężny oręż jej obrońcom. Tym tekstem chciałbym więc jedynie dodać swoją skromną cegiełkę – niczego nie zakazując, nikogo nie prześladując. Chcę nagłośnić naganne opinie pojawiające się wśród ludzi określających się jako patrioci czy nawet katolicy – i dać wyraz swojej wściekłości, nie tylko na terrorystów.