Najnowszy film Bergsmark trafi na ekrany zaledwie trzynastu kin w Polsce i to zapewne wyłącznie ze względu na Nagrodę Tygrysa, którą zdobył w zeszłym roku w Rotterdamie, festiwalu znanym z zainteresowania projektami awangardowymi i sztuką społecznie zaangażowaną. Pozostałe dwa pełnometrażowe projekty reżysera/ki, awangardowe dokumenty „Maggie in Wonderland” (2008) oraz „She Male Snails” (2012), nie były w ogóle dystrybuowane w naszym kraju.
Nietrudno domyślić się, jakie były przyczyny tak małego zainteresowania polskich dystrybutorów twórczością Bergsmark. Po pierwsze jego/jej filmy przedstawiają perspektywę nieobecnych w polskiej świadomości społecznej postaci transgenderycznych, co sprawia, że grono ich potencjalnych odbiorców jest niezwykle wąskie. Po drugie artysta/ka posługuje się środkami wyrazu charakterystycznymi dla awangardy. I w końcu obrazy te stanowią część współczesnego kina queer, którego twórcy reprezentują krytyczne spojrzenie na obowiązujący heteronormatywny system społeczny i podkreślają swoją odrębność w stosunku od kina głównego nurtu. Taka postawa powoduje, że queerowe filmy zwykle pojawiają się jedynie na festiwalach filmowych, których wyrobiona publiczność jest w stanie zrozumieć ich hermetyczny przekaz oraz specyficzną estetykę. Zespół Tongariro Releasing, zajmujący się dystrybucją filmów LGBT, postanowił przedstawić „Coś musi się stać” polskiej publiczności.
Kraina niespełnionych marzeń – „Maggie in Wonderland”
W każdym projekcie Bergsmark kluczową kwestię stanowi chęć przedstawienia złożonej seksualności i sytuacji genderowej bohaterek. Nic dziwnego, że temat ten jest tak bliski reżyserowi/ce, który/a w 2009 r. za sprawą zmian w szwedzkim prawie uzyskał/a zgodę na przyjęcie żeńskiego imienia Ester. Jak sam/a przyznaje w wywiadach, doskonale znane mu/jej poczucie alienacji łączy się w jego/jej twórczości z naiwną romantycznością. Pozwala ona wierzyć bohaterkom, że miłość jest w stanie zapewnić im ucieczkę przed agresją, z jaką spotykają się na co dzień, choć ostatecznie okazuje się to oczywiście niemożliwe.
Bohaterka debiutanckiego dokumentu Bergsmark, Maggie, żyje w świecie własnych imaginacji. Opuściwszy syna, przybyła z Kenii do Malmö w poszukiwaniu lepszego życia. Reżyser/ka sprezentował/a jej amatorską kamerę cyfrową, dzięki której mogła utrwalać swoją codzienność. Osobisty punkt widzenia bohaterki został połączony z materiałem zarejestrowanym przez ekipę Bergsmark. Całość sprawia wrażenie kolażu, w którym wysokiej jakości nagranie przenika się z obrazem w słabej rozdzielczości pochodzącym z kamery należącej do Maggie. Techniczna różnica pozwala uzyskać wrażenie rozszczepienia rzeczywistości. W zdjęciach zrobionych przez bohaterkę odsłania się przed widzem tytułowa „kraina czarów”, czyli pozbawiony racjonalności ogląd świata charakterystyczny dla wyobcowanej jednostki, szukającej ucieczki w budowaniu fikcyjnej narracji o własnym życiu.
Tymczasem w obiektywie operatora ta sama Maggie boryka się z bezsennością, problemami finansowymi, tęsknotą za synem i swoim krajem; zostaje wyrzucona ze szkoły językowej z powodu nieobecności. Na koniec zostaje zgwałcona oraz dotkliwie pobita. Maggie, podobnie jak inne bohaterki filmów reżysera/ki, nie pasuje do świata, w którym przyszło jej żyć. Czarnoskóra imigrantka słabo znająca język jest dla otaczających ją mężczyzn jedynie erotyczną zabawką, która swoją „egzotycznością” budzi chwilową fascynację. W późniejszych filmach Bergsmark taką „egzotycznością” będą się charakteryzować bohaterowie/ki transgenderyczni/e, godzący/e się nawet na przemoc, byleby choć przez chwilę znaleźć czułość w ramionach przygodnych kochanków.
Najważniejszą rolę w opowieści Maggie odgrywa jednak nie obraz (który często jest poruszony, ponieważ bohaterka w swojej ekspresyjnej gestykulacji nie zwraca uwagi na trzymane w dłoni urządzenie), a jej przeszywający, nerwowy głos. Zasłaniając się kamerą, zaczepia przechodniów na ulicach i stara się uzyskać od nich odpowiedzi na absurdalne czasem pytania. Wymuszone uśmiechy lub agresywne reakcje obnażają hipokryzję szwedzkiego społeczeństwa, uważanego za jedno z najbardziej tolerancyjnych na świecie.
Bohaterowie/ki prowadzą rozmowę o swoim związku, życiu, sytuacji osób transgenderycznych, ale przede wszystkim o ekstremalnej ścieżce dochodzenia do świadomości swojej skomplikowanej tożsamości. | Mateusz Góra
Tymczasem podczas zajęć językowych imigranci muszą uczyć się piosenki, w której Malmö jawi się jako nowy świat, dający im nieograniczone szanse, jeśli tylko będą przestrzegali zasad w nim panujących. Przy okazji nauczyciel wyśmiewa cywilizacyjne uwstecznienie krajów, z których przybyli jego uczniowie, sugerując, że z wszechobecną elektrycznością spotkali się zapewne dopiero po przyjeździe do Szwecji. Tytułowa skandynawska „kraina czarów” może być więc rozumiana także jako odniesienie do tego, co Guy Debord nazwał spektaklem, który „[…] jest afirmacją pozoru oraz taką afirmacją całego życia ludzkiego, a więc życia społecznego, która sprowadza je do zwykłego pozoru. Krytyka docierająca do prawdy spektaklu rozpoznaje w nim jednak widoczną negację życia; negację życia, która stała się widoczna” [1]. Bohaterka nie potrafi dostosować się do życia w izolacji, która jest charakterystyczna dla skupionego wyłącznie na sukcesie ekonomicznym, pozbawionego poczucia wspólnoty społeczeństwa, jakim wydają się w dokumencie Bergsmark Szwedzi.
Męskie/żeńskie – „She Male Snails”
Ten kolejny po „Maggie in Wonderland” projekt Bergsmark, choć najczęściej klasyfikowany jako dokument, wymyka się wszelkim definicjom. Adaptację autobiograficznej w dużej mierze powieści „You Are the Roots that Sleep at My Feet and Keep the Earth in Place” Eli Levén można nazwać rodzajem manifestu transgenderycznego. Struktura narracyjna filmu jest niezwykle prosta – Bergsmark i Levén, przyjaciele/ółki, a do niedawna także partnerzy/ki, biorą wspólnie kąpiel. Prowadzą przy tym rozmowę o swoim związku, życiu, sytuacji osób transgenderycznych, ale przede wszystkim o ekstremalnej ścieżce, która staje się udziałem osoby usiłującej uświadomić sobie swoją skomplikowaną tożsamość.
Bohaterzy/ki występują, co oczywiste, przeciw binarnemu pojmowaniu płci. Nie są w stanie określić się jako kobiety lub mężczyźni, bo pomiędzy tymi dwoma kategoriami znajduje się mnóstwo innych wariantów patrzenia na samego/samą siebie. Ich rozmowa przerywana jest onirycznymi wizjami pełnymi brutalnego seksu, uprawianego w lesie przy autostradzie czy innych zupełnie przypadkowych miejscach. Levén przywołuje całe passusy ze swojej powieści, co powoduje, że widz zaczyna wątpić, czy ukazane wizje stanowią jego/jej własne drastyczne wspomnienia. Być może są to jedynie fantazje na temat upokorzenia, które paradoksalnie jest niezbędne, by bohater/ka mógł/a osiągnąć satysfakcję. Celebrowanie poniżenia, jakiemu jest poddawany/a przez dominujących mężczyzn, jest wyrazem oddania się żądzy – destrukcyjnej, ale zarazem wyzwalającej z wszelkich kulturowych norm.
Wzajemne golenie nóg przez bohaterów/ki zmusza widza do konfrontacji z obrazem androgenicznych ciał będących kulturowym tabu. Tymczasem Susan Sontag słusznie zauważyła w „Notatkach o kampie”, że: „[…] hermafrodyta jest na pewno jednym ze wzorców wrażliwości kampu. Przykłady: omdlewające, wysmukłe, bluszczowate postaci z malarstwa i poezji prerafaelitów; chude, bezpłciowe ciała przedstawione na secesyjnych sztychach i plakatach lub oddane w reliefie na lampach i popielniczkach […]. Tu gust kampu czerpie z na ogół nieuświadomionej prawdy o smaku: najbardziej wyrafinowana forma atrakcyjności seksualnej […] polega na postępowaniu wbrew własnej płci” [2].
Nic więc dziwnego, że Eli zostaje upozowany/a na „Chłopca z koszem owoców” Caravaggia, a zaraz potem na św. Sebastiana, którego nagie ciało przygwożdżone przez strzały do słupa stało się inspiracją dla wielu gejowskich artystów, w tym Dereka Jarmana. Wczesne filmy brytyjskiego twórcy idealnie współgrają z „She Male Snails”. Liryczne dialogi, bogata symbolika, narracja przerywana onirycznymi sekwencjami, odwoływanie się do kultury „odmieńców”, której historyczną ciągłość wyznaczają kolejni artyści, w tym wspomniany Caravaggio odczytany na nowo z perspektywy queerowej, stanowią punkty wspólne obrazów Jarmana i Bergsmark. W przeciwieństwie do wielu twórców filmów gejowskich, którzy szczególny nacisk kładą na problem jasnego określenia orientacji seksualnej bohaterów, często określanego jako „wyjście z szafy”, dla bohaterów/ek „She Male Snails” pojęcie „szafy” w ogóle nie istnieje. Podobnie jak w teorii queer płynność tożsamości seksualnej i genderowej jest dla nich czymś oczywistym, konstytuującym ich świadomość.
Nie dzieje się nic – „Something Must Break”
„Coś musi się stać” stanowi nierozerwalną całość z wcześniejszym projektem Bergsmark. O wiele łatwiej jest odnaleźć się w świecie głównego/ej bohatera/ki Sebastiana, który nosi w sobie drugą osobę, czyli swoje kobiece alter ego Ellie, kiedy ma się już za sobą seans „She Male Snails”. Nie tylko dlatego że przy tworzeniu scenariusza wykorzystano tę samą powieść Levén, wokół której toczyła się dyskusja we wcześniejszym filmie. Podczas rozmowy w wannie Bergsmark przedstawił/a także poglądy kształtujące jego/jej świadomość, których znajomość pozwala lepiej zrozumieć wątpliwości, jakie targają Sebastianem/Ellie.
Scena otwierająca film ukazuje rozwijający się pąk róży, a w tle pojawia się monotonny dźwięk przypominający odgłosy budowy. Rodząca się kobiecość, delikatna i piękna, symbolizowana przez kwiat zostaje zderzona z drażniącym odgłosem maszyn. Zaraz po tym obrazie pojawia się tytuł i padają pierwsze słowa głównego/j bohatera/ki – „nie jestem stąd”. Ten nieprzyjemny dźwięk powróci w scenie, gdy przytłoczony/a rzeczywistością Sebastian/Ellie wejdzie do wanny, by spróbować otrząsnąć się po pobiciu przez niedoszłego kochanka. Ostatecznie okazuje się, że odnalezienie akceptacji wśród otaczających go/ją ludzi jest niemożliwe. Delikatna róża, do której został/a porównany/a na początku filmu, musi zostać zgnieciona przez ciężar nieakceptującego systemu społecznego.
Jedyną szansą na wyrwanie się z apatii i marazmu jest dla Sebastiana/Ellie romans z Andreasem. Chłopak, który definiuje się jako heteroseksualny, nie jest jedynie zaciekawiony „egzotycznością” Sebastiana/Ellie. Jego natura buntownika, który nie chce zgodzić się na nic, co mieści się w sztywnych kategoriach „normalności”, pozwala mu odnaleźć wspólny język z głównym/ą bohaterem/ką. Ich relacja szybko przeradza się w uczucie, z którym Andreas przestaje sobie radzić. W pewnym momencie chłopak chce zakończyć romans i mówi do Sebastiana/Ellie: „Wiesz, ja nie jestem gejem”. Wściekłość i konsternację wzbudza w nim uzyskana odpowiedź: „Ja też nie”. Podobnej odpowiedzi udziela swojemu koledze trzynastoletni chłopiec, bohater „Wild Tigers I Have Known” (2006) Cama Archera. On także odczuwa dyskomfort związany z tym, że nie jest przywiązany wyłącznie do jednej z płci, co jednak nie pozostaje w jasnym związku z jego orientacją seksualną.
Sebstian/Ellie nie jest przy tym postacią bierną. Nie oczekuje na moment, kiedy „coś się stanie”, stara się zmierzyć z rzeczywistością i odpłaca społeczeństwu taką samą pogardą, jaką ono darzy jego/ją. Świadomość zupełnego wykluczenia połączona z poczuciem wyższości nad innymi i bezgranicznej nudy powoduje, że okradanie naiwnych mężczyzn, uprawianie przygodnego seksu z nieznajomymi czy wynoszenie ubrań ze sklepu, to jego/jej ulubione formy rozrywki. Szansa zbudowania trwałej relacji z Andreasem jest dla Sebastiana/Ellie czymś nieznanym i interesującym, dlatego gdy chłopak się od niego/niej oddala, śledzi go w rytm piosenki „I Never Loved This Hard This Fast Before” Tami Tamaki, której słowa idealnie oddają zresztą charakter relacji łączącej bohaterów: „Sprawiasz, że moje serce bije równomiernie jak zegar/Twoje słowa dotykają mnie dogłębnie, podobnie jak twój kutas”.
Queerowanie rzeczywistości
Nie ma wątpliwości, że Ester Martin Bergsmark to reżyser/ka radykalnie queerowy/a. Nieustępliwie wytyka hipokryzję słynącym z liberalizmu Szwedom, czym paradoksalnie potwierdza, że właśnie to społeczeństwo jest jednym z najbardziej zainteresowanych transgenderyzmu. W kraju Bergsmark powstaje wiele projektów poruszających tę kwestię, można przywołać choćby „Kontener” (2006) Lukasa Moodyssona opowiadający historię mężczyzny niepotrafiącego, podobnie jak Sebastian/Ellie z „Coś musi się stać”, odnaleźć się w swoim ciele czy dokument „Rozczarowani” (2010) Marcusa Lindeena, w którym dwóch mężczyzn opowiada o swoim rozczarowaniu odczuwanym po zmianie płci, której dokonali przed laty.
W Szwecji doskonale rozwija się także pornografia feministyczna. W manifeście stworzonym przez grupę reżyserek zaangażowanych w projekt „Dirty Diaries” (2009), wśród których był/a także Bergsmark, możemy przeczytać: „Nie uznajemy walki płci, ale wierzymy w walkę przeciw płciom. Identyfikuj się z jakimkolwiek gender chcesz i kochaj się z kimkolwiek masz ochotę” [3]. Na potrzeby tej kolekcji pornograficznych krótkometrażówek Bergsmark stworzyła film „Fruitcake” (2009). Ukazane w nim męskie i żeńskie odbyty są penetrowane zarówno przez zabawki erotyczne, jak i owoce. Symbolizujący mękę i śmierć granat staje się dla reżysera/ki mięsistym obiektem sprawiającym rozkosz. Jak w każdym jego/jej projekcie, seks oznacza nie tylko rozkosz, lecz także dążenie do samounicestwienia, od którego ucieczką wydają się zanurzenie w świecie fantazji lub z góry skazane na porażkę poszukiwanie miłości.
Przypisy:
[1] Guy Debord, „Społeczeństwo spektaklu”, PIW 2013.
[2] Susan Sontag, „Notatki o kampie”, „Literatura na świecie” 1979 nr 9.
[3] W całości treść manifestu dostępna jest na oficjalnej stronie internetowej projektu [http://www.dirtydiaries.org/#!manifesto/cyuu].
Film:
„Coś musi się stać”, reż. Ester Martin Bersmark, Szwecja 2014.
[yt]2__fl3vZkLM[/yt]