Zbrodniczy charakter paryskich zamachów jest dla dziennikarzy arabskich na tyle oczywisty, że nie poświęcają osobnych akapitów na zaspokojenie oczekiwań Europejczyków, którzy wymagają od muzułmanów wyraźnego odcięcia się od terrorystów. W reakcjach najpopularniejszych panarabskich dzienników próżno szukać treści kontrowersyjnych. Ani w liberalnym „al-Hayat”, ani w bardziej konserwatywnych „Asz-Szarq al-Awsat” czy „al-Quds al-Arabi” nie znajdziemy prawie nic, co odróżniałoby je od relacji mediów europejskich. Podobnie jest w innych dziennikach arabskojęzycznych, egipskim „Al-Masri Al-Yom”, jordańskim „Al-Gad”, libańskim „Al-Nahar” i innych. Nawet jeśli próbowalibyśmy czytać między wierszami, nie znajdziemy żadnych aluzyjnych pochwał zamordowania karykaturzystów. Zamachowcy nazywani są jednoznacznie „terrorystami”, atak „krwawą tragedią”, a tygodnik po prostu „satyrycznym” albo „kontrowersyjnym”. Na tym poziomie jedynie arabski alfabet i dodawanie formułki „pokój i błogosławieństwo z Prorokiem” po każdej wzmiance o Mahomecie, przypominają, że nie mamy do czynienia z prasą europejską.
Jeśli spojrzymy na artykuły poboczne, to widać, że czytelników arabskich absorbują inne aspekty tych wydarzeń. Obok tekstów podobnych do tych z prasy europejskiej, np. wyłuszczających tradycję francuskiej satyry i karykatury albo opisujących pochodzenie zamachowców, niemałe zainteresowanie budzi ryzyko wzrostu islamofobii w Europie i decyzja o przedruku karykatur w innych czasopismach, a także ponowne pojawienie się Mahometa na okładce nowego numeru „Charlie Hebdo” (potępianej przez wiele mediów i instytucji religijnych). Niektóre artykuły zwracają też uwagę na żydowskie wyznanie części ofiar. Opisywany jest ich pogrzeb w Jerozolimie, organizowany z inicjatywy Beniamina Netanjahu. Podkreśla się, że choć François Hollande obiecał zapewnić wojskową ochronę synagog, a Manuel Valls oznajmił, „że Francja bez żydów nie będzie Francją”, to takie deklaracje nie padły w odniesieniu do meczetów i muzułmanów.
Zbrodniczy charakter paryskich zamachów dla dziennikarzy arabskich jest na tyle oczywisty, że nie poświęcają osobnych akapitów na zaspokojenie oczekiwań Europejczyków, którzy wymagają od muzułmanów wyraźnego odcięcia się od terrorystów. | Jakub Sypiański
Wątek żydowski jest komentowany szczególnie w prasie tunezyjskiej – ze względu na Yoava Hattaba, tunezyjskiego obywatela i przedstawiciela małej, liczącej 2 tys. wyznawców, lokalnej społeczności żydowskiej, który zginął w supermarkecie HyperCasher. W mediach społecznościowych młodzi Tunezyjczycy piszą o nim z sympatią i podkreślają jego przywiązanie do Tunezji, ale – z drugiej strony – organizacje broniące praw mniejszości wyrażają dezaprobatę wobec milczenia rządu i polityków tunezyjskich w sprawie śmierci obywatela. Choć jego ojciec podkreślił w telewizji francuskiej, że żydzi żyją w Tunezji w spokoju i nie podlegają prześladowaniom, to rodzina zdecydowała się pochować go w Jerozolimie, co wywołało rozczarowanie wśród Tunezyjczyków.
Nawet w mediach spoza głównego nurtu nie widać otwartych apologii paryskich zamachów terrorystycznych. Nie powinno to dziwić, zważywszy, że nawet organizacje takie jak Hezbollah, Bractwo Muzułmańskie i Hamas potępiły ataki, mimo że w ostatnich latach systematycznie krytykowały wszystkie publikacje karykatur Mahometa. Niewykluczone, że odcięcie się od terroryzmu wiążę się z chęcią odparcia zarzutów o terroryzm (ze strony rządu egipskiego w przypadku Braci Muzułmanów i ze strony Izraela w przypadku Hamasu). Natomiast zmiana tonu szyickiego Hezbollahu – jego przywódca Hassan Nasrallah powiedział, że „terroryści obrażają islam bardziej niż rysunki” – może być wywołana poczuciem zagrożenia ze strony sunnickiego Państwa Islamskiego. Hezbollah walczy w Syrii z organizacją, do której zresztą odwoływali się paryscy zamachowcy. W mediach społecznościowych jej zwolennicy oraz wielbiciele skonfliktowanej z nią al-Kaidy prześcigają się od tygodnia w szokującej rywalizacji o przypisywanie autorstwa krwawego zamachu „własnym” dżihadystom. Są też głosy przypisujące zainscenizowanie zamachów innym organizacjom – Mosadowi, Amerykanom czy duetowi syjonistów i masonów. Zwolennicy podobnych teorii spiskowych utrzymują, że Zachód sam wywołał ataki w celu zdyskredytowania islamu lub zaognienia konfliktu na Bliskim Wschodzie.
Mimo wielu emocji, sprawa „Charlie Hebdo” nie jest śledzona tak uważnie w mediach arabskich, jak w Europie. | Jakub Sypiański
Mimo wielu emocji, sprawa „Charlie Hebdo” nie jest śledzona tak uważnie w mediach arabskich, jak w Europie. Podczas gdy dla Europy 7 stycznia 2014 r. będzie kluczowym punktem odniesienia w dyskusji o imigracji, dla arabskiej opinii publicznej to wydarzenie odległe. Przynosi wyrazy współczucia i solidarności, ale jest traktowane jako wewnętrzna sprawa Europy. Po dwóch dniach okładki arabskich dzienników na powrót zdominowane zostały przez regionalne wydarzenia.
Zważywszy na krwawe konflikty w Syrii, Iraku i Libii oraz okazjonalne zamachy w innych miejscach (w zeszłym tygodniu w Bejrucie), nie powinno dziwić, że kilkanaście ofiar zamachu w Paryżu nie przykuwa uwagi. Najdobitniej skomentował to Tony Khalifa z libańskiej stacji MTV (bez związku z telewizją muzyczną), który podkreślił hipokryzję arabskich polityków uczestniczących w paryskim marszu 11 stycznia:
„Nie ma wątpliwości, że zbrodnia popełniona we Francji jest straszna i godna potępienia. Jednak reakcja rządów arabskich na sprawę «Charlie Hebdo» zdaje się oznaczać, że krew obywatela Zachodu jest droższa od krwi obywatela arabskiego. Światowi przywódcy ruszyli do Paryża i szli w marszu w szeregu z głównym światowym terrorystą Benjaminem Netanjahu. Ale którzy z arabskich polityków reagują, gdy w zamachach giną nasi obywatele, nasze rodziny? Czy Damaszek, Bagdad, Trypolis nie leżą bliżej niż Paryż? Każdego dnia nasi przyjaciele tracą życie. Dlaczego nie widzimy was protestujących tutaj?”.
Te podwójne standardy zostały z gorzką ironią wyśmiane przez turecki satyryczny serwis informacyjny „Zaytung” (odpowiednik polskiego „ASZdziennika” czy amerykańskiego „The Onion”), który opublikował „oświadczenie” Boko Haram, że zamordowanie 2 tys. Nigeryjczyków było humanitarne, ponieważ wśród zabitych, jak przysięgają terroryści, „nie było żadnych karykaturzystów”.