„Nie ma dwóch bardziej szkodliwych słów w języku angielskim niż «dobra robota»”, mówi Terrence Fletcher, nauczyciel w konserwatorium muzycznym na Manhattanie. Jego były uczeń, młody perkusista Andy Neimann przysłuchuje się w zamyśleniu.
Widzom, którzy filmu nie widzieli, nie zepsujemy seansu, pisząc, że Terrence Fletcher (doskonały J.K. Simmons) jest sadystą. Grząskie bagno narastającej przemocy powoduje u widza napięcie, które kazało mi pomyśleć „tak, zróbmy przerwę”, gdy na ekranie Fletcher ogłosił ją swojej zmaltretowanej wrzaskami orkiestrze.
Sounds of Violence
Anatomia chorobliwego dążenia do władzy nad słabszym pokazana jest w „Whiplash” przekonująco oraz wyraziście. Mieści się w niej i pozbawianie poczucia własnej wartości, i okrutne obelgi, i nieoczekiwane zmiany nastroju, które mieszają młodym muzykom w głowie – nigdy bowiem nie wiadomo, czy Fletcher potraktuje przewinienie z pobłażliwością, czy może drobny błąd sprowokuje go do rzucenia w ucznia krzesłem. Widz traci dystans i chce, żeby Andy bardziej się postarał, żeby zasłużył na dobre słowo od nauczyciela, żeby jeszcze ciężej trenował. A wiemy przecież, że w relacji opartej na przemocy wysoko postawione poprzeczki nie mają uczynić ofiary silniejszą ani lepszą, mają tylko stworzyć pretekst do kolejnych rytuałów upokorzenia i emanacji siły, które niszczą ciało i duszę.
Nie jest to jednak wbrew pozorom film prosty, ponieważ główna postać, Andy, nie jest prostym bohaterem. Miles Teller dźwiga ciężar partnerowania Simmonsowi i buduje przekonującą postać osamotnionego młodego człowieka, który ma trudność z nawiązaniem relacji z rówieśnikami. Psycholog powiedziałby pewnie, że jest on „podatny na uwiedzenie” i nieprzypadkowo staje się celem sadystycznych ataków swojego nauczyciela.
Ten wrażliwy chłopak wychowany w niepełnej rodzinie, którego osiągnięcia nie są doceniane na równi z sukcesami jego usportowionego kuzynostwa, szuka oparcia w tym, co potrafi robić najlepiej. Ma nadzieję znaleźć uznanie w oczach człowieka, który uważa, że muzyka jest najwyższym pięknem – ale też że Charlie „Bird” Parker niczego by nie osiągnął, gdyby nie oberwał talerzem po głowie od starszego kolegi zirytowanego tym, jak słabo Parker gra. Andy rozumie tę wizję, bo jest ona również jego wizją. Aby ją zrealizować, korzysta z szans stwarzanych przez błędy kolegów i zatraca się w ściganiu upragnionego celu tak bardzo, że zagraża to jego życiu.
Krytyka dobrej roboty
Racjonalizacja proponowana przez Fletchera, oparta na poglądzie, że prawdziwa sztuka wymaga przekraczania własnych granic, a dobra robota nie jest w żadnej mierze wystarczająca, zdaje się rezonować bardzo mocno z obecnym dziś w amerykańskiej kulturze dyskursem wychowawczym o nazwie tiger parenting. Tę metodę wychowawczą spopularyzowała Amy Chua, prawniczka chińskiego pochodzenia i autorka wydanej również po polsku książki „Bojowa pieśń tygrysicy”. Zakłada ona wyznaczanie dzieciom ambitnych celów, angażowanie we wczesne nabywanie rozmaitych umiejętności – od nauki języków obcych, poprzez sporty, po naukę gry na instrumencie – oraz wpajanie i egzekwowanie dyscypliny, systematyczności i dążenia do doskonałości.
W Ameryce, gdzie szeroko popularyzowany jest jednocześnie model nagradzania dzieci za chęci i zaangażowanie (po meczu piłki nożnej zawodnicy wygranej i przegranej drużyny otrzymują takie same medale), tiger parenting ma swoich licznych zwolenników. Powołują się oni na sukcesy akademickie i zawodowe młodych ludzi z mniejszości azjatyckich – a właśnie wschodnie tradycje zainspirowały mecenas Chua do „tygrysiego” wychowywania własnych córek.
Fletcher pokazuje ciemną stronę surowego wychowania, opartego na retoryce stawania się lepszym – ba, najlepszym – w tym co się robi.| Anna Mazgal
Chociaż metody te kuszą rodziców, którym zależy, by ich pociechy miały dobre wyniki w nauce, badania pokazują, że młodzi ludzie wychowywani pod dużą presją mają słabiej rozwinięte umiejętności społeczne i inteligencję emocjonalną. Jeśli zatem naciskom na systematyczność i dobre wyniki nie towarzyszy emocjonalne wsparcie rodziców, samo autorytarne podejście nie daje dobrych rezultatów. „Whiplash” wyraźnie to pokazuje – ojciec Andy’ego nie stanowi dla syna autorytetu, ale to jego bezwarunkowe wsparcie (nawet jeśli nie wszystkie rodzicielskie ambicje zostały zaspokojone) okazuje się dla młodego bohatera najistotniejsze.
Fletcher, który dla wchodzącego w dorosłość młodego perkusisty również jest niewątpliwie figurą ojcowską (choć zupełnie inną), pokazuje ciemną stronę surowego wychowania, opartego na retoryce stawania się lepszym – ba, najlepszym – w tym, co się robi. Etos samodoskonalenia i podporządkowania wszystkich emocji oraz pragnień osiągnięciu mistrzostwa przywodzi na myśl „Czarnego łabędzia” Darrena Aronofsky’ego. Kariera baletowa głównej bohaterki jest tam projekcją marzeń jej matki, podczas gdy ona sama jest osobą niedojrzałą i wycofaną. Jednak bez własnych marzeń, tęsknot i przeżyć, z których artysta może czerpać inspirację i natchnienie, nie da się tworzyć prawdziwie poruszających dzieł.
Uczniowie, mistrzowie, perfekcjoniści
Nie znaczy to oczywiście, że relacja mistrz–uczeń jest z definicji zła. Czasem, by stosunek ten miał moc transformacyjną, trzeba pozwolić uwieść się intelektualnie. By układ ten nie stał się toksyczny, należy, podążając za mistrzem, pamiętać o tym, że ostatecznie każdy idzie własną drogą – uczeń musi się w końcu usamodzielnić, a nauczyciel pozwolić mu na to. Taka relacja to wymiana, która jest pouczająca dla obu stron – ocena postępów jest dokonywana z pozycji wsparcia, a nie z pozycji siły.
Jak zatem radzić sobie z Fletcherami w czasach, gdy wszyscy mogą być sławni i wszystko już wymyślono? Być może ważniejsze jest to, co wie każdy perfekcjonista oglądający „Whiplash” – najwięcej do powiedzenia ma surowy nauczyciel, którego mamy w głowie. To my programujemy naszą własną pogoń za doskonałością i to nasze niezadowolenie z siebie wystawia nas na raniący osąd innych. To wewnętrzny strach przed tym, że nie jesteśmy dość dobrzy sprawia, że istotne staje się to, czy inni są z nas zadowoleni. „Whiplash” jest więc także o tym, że jeśli wręczymy wypowiedzenie swojemu wewnętrznemu sadyście, ten zewnętrzny straci nad nami władzę.
Dla młodej tancerki z „Czarnego Łabędzia” konflikt między podporządkowaniem matce a potrzebą poszukiwania samej siebie okazał się destrukcyjny. Dla Andy’ego kryzys w relacji z nauczycielem stał się okazją do ugruntowania wiary w siebie.
Film:
„Whiplash”, reż. Damien Chazelle, USA 2014.
[yt]7d_jQycdQGo[/yt]