Podczas gdy media od dwóch tygodni żyją serialem: „TVN – molestował czy nie? molestował, ale jak?”, na bocznym torze toczy się mała polska tragedia. Mała dla mediów, wielka dla ofiar przemocy. 5 lutego Sejm – po 2,5-letniej batalii w komisjach, mediach i kościołach – zgodził się na ratyfikację Konwencji Stambulskiej (o tym, jak wyglądała ta walka pisze Aleksandra Niżyńska).
Wydawałoby się, że teraz wszystko zależy od prezydenta, od jego poczucia odpowiedzialności i zdrowego rozsądku. I choć pojawiały się głosy, że prezydent może odsuwać w czasie podpisanie dokumentu o ratyfikacji, bo w końcu już 10 maja wybory, a tu trzeba walczyć o elektorat, to sprawa wyglądała na wygraną. A jednak. 25 lutego senacka Komisja Praw Człowieka, Praworządności i Petycji nie poparła ustawy zezwalającej na ratyfikację Konwencji. Podkreślam – komisja praw człowieka. Widocznie kobieta człowiekiem nie jest, skoro nie należy, według komisji, umieszczać jej pod parasolem ochronnym chroniącym od przemocy, której pada ofiarą. Dzieci tej kobiety też ludźmi nie są.
Dlaczego odmówiono zgody? Otóż senatorowie mieli wątpliwości, czy Konwencja jest zgodna z Konstytucją RP. Najwyraźniej Senat w ogóle nie śledzi poczynań Sejmu, bo w Sejmie niektórzy posłowie mieli takie same obiekcje, ale zostały one oddalone. Pojawiła się też obawa, że komitet monitorujący wykonanie konwencji (GREVIO) będzie miał zbyt duże uprawnienia. No tak, w każdej chwili może być nastąpić zamach na polską suwerenność i praworządność. Komisja senacka głosowała przeciw, bo martwi się też o skuteczność Konwencji. No, bo co, jak przemoc nie zniknie?
Wzruszył mnie poseł PO Jan Rulewski, który nie zgadza się, że rodzina jest źródłem przemocy, a w ogóle to ważniejsze są inne istotne dla kobiet kwestie, jak nierówne płace albo zmuszanie do prostytucji. Dlaczego tym się nie zajmiemy? Jednocześnie zaproponował zmianę – by ustawa zezwalająca na ratyfikację weszła w życie w 2016 r. Rozumiem, że wtedy będzie już po wyborach prezydenckich, parlamentarnych, wtedy to już będzie można, ba, nawet będzie trzeba. To ja proponuję nie głosować na posła Rulewskiego w najbliższych wyborach, dajmy sobie czas na zastanowienie, może zagłosujemy w kolejnych. Skoro dziesiątki tysięcy kobiet mogą poczekać na ratyfikację Konwencji, to tym bardziej jeden poseł na kolejną szansę.
W opóźnianiu prac nad przyjęciem Konwencji uderzające jest to, że polscy politycy nie boją się polskiego wyborcy. Boją się polskiego kleru. | Katarzyna Kazimierowska
Ale najlepszy okazał się senator PiS, Jan Maria Jackowski, który odkrył (czy my naprawdę wybieramy takich ludzi na przedstawicieli narodu?), że winą za przemoc należy obarczyć alkohol i inne używki. Jeśli jednak to alkohol jest przyczyną przemocy, to czemu pijany mąż nie pobije barmana, pana w sklepie z piwem albo własnego szefa, tylko rzuca się z łapami na kobietę albo dziecko? W dodatku, zdaniem Jackowskiego, ratyfikacja Konwencji zmusi Kościół do uznania kapłaństwa kobiet. Faktycznie, nikt na to wcześniej nie zwrócił uwagi, w końcu wolno kobietom kończyć szkoły, niech się uczą czytać i rachować, ach! mogą nawet własne pieniądze zarabiać, ale do Kościoła?! Tam mówić ludziom, jak mają żyć?
Czy tylko ja mam wrażenie, że posługując się taką argumentacją i odsuwając zgodę na podpisanie Konwencji tak daleko jak to się tylko da, nasi przedstawiciele polityczni pokazują, że mają do czynienia z idiotami? Jeśli kolejne sondaże, także ten zamówiony przez konserwatywny dziennik „Rzeczpospolita”, pokazują, że niemal 90 proc. Polaków popiera ratyfikację Konwencji, to w imię jakiego elektoratu tę zgodę się odsuwa? Kto ma tyle władzy, by zaniechać wprowadzenia narzędzia, które ochroni ok. 90 tys. kobiet rocznie? (Tyle podają statystki oficjalne, ale te kobiety mają też dzieci i często starszych rodziców, którzy także stają się ofiarami oprawcy). Prof. Monika Płatek nazwała sprawę wprost, cytuję: „W kuluarach mówiło się, że aby nie drażnić kleru i nie stawiać prezydenta przed koniecznością ratyfikowania Konwencji Rady Europy o zapobieganiu przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy w rodzinie przed wyborami, przetrzyma się ją w Senacie pod pretekstem konstytucyjnych wątpliwości… do wyborów… do maja… i tak się stało. Kiepski to wybór. I żałosne!”.
Podobno na decyzji wspomnianej komisji senackiej zaważył list katolickich publicystów, którzy napisali: „Obrońcy życia apelują do senatorów, by sprzeciwili się przyjęciu kontrowersyjnego dokumentu Rady Europy”. Nie wiem, co obrońcy życia mają do przemocy wobec kobiet, ale widocznie jest tu jakiś związek. Może „obrońcy życia” to takie hasło oznaczające naprawdę „stoi za nami Kościół”. Szkoda, że Kościół nie stoi za ofiarami przemocy, którym zazwyczaj każe nieść swój krzyż. Ale uderza w tej całej sytuacji jedno: polscy politycy nie boją się polskiego wyborcy. Boją się polskiego kleru. Może zatem przy kolejnych wyborach trzeba postawić na ludzi, którzy jednak czują respekt przed wyborcą, a nie przed księdzem. Jest to jakieś kryterium. Ktoś właśnie wygrał na wstrzymaniu zgody na Konwencję, za chwilę przekonamy się kto. Ten ktoś ma na sumieniu bite, maltretowane, gwałcone kobiety, także takie, które są ofiarami przemocy psychicznej i ekonomicznej.
PS. Ci, którzy nie chcą być przez polityków traktowani jak idioci i nie godzą się na blokowanie procesu ratyfikacji Konwencji, mogą podpisać petycję w sprawie [LINK].