Polecamy również recenzję serialu „Breaking Bad” autorstwa Natalii Zimnowodzkiej [LINK].


 

„Better Call Saul” rozpoczyna się czarno-białą sekwencją, która przywodzi na myśl raczej melancholijną „Nebraskę” Alexandra Payne’a niż nieustannie trzymający w napięciu „Breaking Bad”, poprzedni serial autorstwa Vince’a Gilligana i Petera Goulda. Nie bez przyczyny. Akcja tego prologu rozgrywa się właśnie w Nebrasce, a Bob Odenkirk (odtwórca postaci Saula Goodmana w obu telewizyjnych produkcjach stacji AMC) pojawia się również w drugoplanowej roli w filmie Payne’a. To także wyraźny sygnał, że twórcy pragną tym razem spróbować czegoś innego. „Better Call Saul”, chociaż osadzony w tym samym świecie co „Breaking Bad”, będzie się wyróżniał zarówno stylem, jak i atmosferą.

Po wydarzeniach z ostatniego sezonu „Breaking Bad” Saul znajduje się na wygnaniu w mieście Omaha, gdzie z nową tożsamością pracuje jako kierownik jednej z cukierni sieci Cinnabon. Jego powiększająca się łysina i okropny zarost świadczą o tym, że dni chwały Saula Goodmana bezpowrotnie przeminęły. Bohater jednak nie potrafi rozstać się z burzliwą przeszłością i po godzinach wciąż odtwarza kasetę wideo ze swoimi spotami reklamowymi. Przypominają mu one o starych dobrych czasach, kiedy udzielał porad prawnych typom spod najciemniejszej gwiazdy, takim jak Walter White (Bryan Cranston), jednocześnie sprawdzając, gdzie dokładnie przebiega granica pomiędzy byciem karnistą a zwykłym kryminalistą. Przyjęcie posady adwokata diabła, znanego lepiej jako Heisenberg, w końcu unicestwiło prawniczą karierę Saula Goodmana, jednak on sam ciągle spogląda na nią z nostalgią. Reklamy puentowane hasłem „Better Call Saul”, odbijające się w szkłach okularów Goodmana, to jedyny element w całej czarno-białej sekwencji, który został pokazany w pełnym kolorze.

better call saul (1)

Życie po „Breaking Bad”

Pomysł na „Better Call Saul” zrodził się z żartu. Kiedy tylko Saul Goodman pojawił się po raz pierwszy w ósmym odcinku drugiego sezonu „Breaking Bad”, niemal od razu stał się jedną z ulubionych postaci wśród fanów serialu. Jego twórcy – Vince Gilligan i Peter Gould – również zakochali się po uszy w swojej kreacji. Tak bardzo, że zaczęli wspominać w wywiadach o potencjalnym spin-offie, którego głównym bohaterem miałby być właśnie Saul Goodman. Opracowując kolejne scenariusze, często żartowali, że wątki, które nie zostaną wykorzystane w „Breaking Bad”, przydadzą się w serialu opowiadającym o przygodach Saula. Jednak kiedy „Breaking Bad” dobiegał końca, przyciągając coraz większe rzesze widzów, „Better Call Saul” stał się jak najbardziej realnym projektem. Stacja AMC, nie chcąc rozstawać się z tak dochodowym fikcyjnym światem i bohaterami, bardzo szybko zamówiła serial od razu na dwa sezony. Żarty się skończyły.

Gilligan i Gould stanęli przed nie lada wyzwaniem. Po zakończeniu „Breaking Bad”, uznawanego za jeden z najwybitniejszych seriali ostatnich lat, oczekiwania były ogromne. Jakakolwiek kontynuacja wiązała się z wysokim ryzykiem rozczarowania. Na przykład z tego powodu, że bohater, który sprawdza się doskonale na drugim planie, często nie jest już tak atrakcyjny, gdy to na nim skupia się cała uwaga. Wie o tym doskonale sam Vince Gilligan, który ma na swoim koncie krótkotrwały spin-off „Z Archiwum X” zatytułowany „The Lone Gunmen”. Autorzy nie chcieli również powielać patentów, które z powodzeniem stosowali w „Breaking Bad”. Musieli znacznie pogłębić postać Saula, ustalić odpowiedni czas i miejsce akcji, a także zrównoważyć aspekty komediowe i dramatyczne (początkowo serial o Saulu był rozważany jako półgodzinny sitcom).

Ostatecznie „Better Call Saul” powstał jako serial dramatyczny (chociaż zawiera dużą dawkę czarnego humoru), który stanowi nie tylko spin-off na bazie „Breaking Bad”, ale jest również swego rodzaju prequelem. Jego akcja rozgrywa się – z wyjątkiem prologu – sześć lat przed spotkaniem Saula Goodmana z Walterem White’em. Duża część ekipy, która realizowała „Breaking Bad”, powróciła, żeby tym razem opowiedzieć o losach niepokornego prawnika. Oprócz duetu showrunnerów, Vince’a Gilligana i Petera Goulda, serial ponownie współtworzą: scenarzyści Gennifer Hutchison i Thomas Schnauz, reżyserzy Michelle MacLaren, Terry McDonough, Colin Bucksey i Adam Bernstein, montażystka Kelley Dixon oraz kompozytor Dave Porter. Poza samym Saulem w obsadzie znalazł się jeszcze jeden ulubieniec fanów – Mike Ehrmantraut – którego znów odgrywa Jonathan Banks. Miejscem akcji pozostaje pełne rozległych pustynnych krajobrazów miasto Albuquerque w stanie Nowy Meksyk.

Estetyczna równowaga

Pomimo zbliżonego zespołu twórców i wspólnego świata przedstawionego „Better Call Saul” znacznie odbiega od narracyjnego i estetycznego kształtu znanego z „Breaking Bad”. Podstawowa różnica to zachowanie kamery. W „Breaking Bad” dominowały ujęcia kręcone z ręki, które podkreślały szybkie tempo akcji, emocjonalną intensywność i stale rosnące napięcie. „Better Call Saul” to serial dużo bardziej zrównoważony. Większość scen i sekwencji zostało rozpisanych na długie, stabilne ujęcia, najczęściej filmowane w dalekich planach. Dzięki tej strategii niezwykle istotna staje się relacja głównego bohatera z otaczającą go przestrzenią. W jednej z pierwszych scen serialu widzimy Saula, który ćwiczy mowę obronną w sądowej toalecie, za publiczność mając jedynie rząd milczących pisuarów. Kiedy prawnik przebywa w swoim maleńkim biurze na tyłach salonu piękności, kamera pokazuje całą przestrzeń z góry, bohater wygląda w niej niczym więzień w zbyt ciasnej celi. „Better Call Saul” dzięki wyjątkowej reżyserii i pracy operatorów jest pełen tego rodzaju sugestywnych ujęć, które nie tylko wiele mówią o głównym bohaterze, ale jako takie stanowią małe arcydzieła filmowej kompozycji. Wystarczy zatrzymać serial w dowolnie wybranym momencie, żeby trafić na doskonały kadr.

To dzieło wyjęte spod pióra narracyjnych mistrzów, którzy nie muszą już nikomu niczego udowadniać i jednocześnie dobrze się przy tym bawią. | Karol Kućmierz

Pod względem narracyjnym „Better Call Saul” opiera się przede wszystkim na obserwacji swojego bohatera i jego reakcjach na otaczającą go rzeczywistość. Oczywiście pojawiają się wątki, które są kontynuowane z odcinka na odcinek i stanowią główną oś fabularną serialu, jednak nie są one tak wyeksponowane, jak miało to miejsce w „Breaking Bad”. Nie ma tu także wielu zaskakujących zwrotów akcji ani narracyjnego napędu – jakim była choroba nowotworowa Waltera White’a – który stale przyspieszałby bieg wydarzeń. Fabuła „Better Call Saul” pozwala na obecność licznych kontemplacyjnych scen, w których bez pośpiechu podglądamy głównego bohatera, a jego przeżycia wewnętrzne są nam przedstawiane w czysto wizualny sposób, bez pomocy dialogów. Ostatnia scena siódmego odcinka nie zawiera prawie żadnych słów. Obserwujemy tylko Saula, snującego się po pustych pomieszczeniach, w których miało znaleźć się jego nowe biuro. Goodman niedawno pozbawiony funduszy na ich wynajem wyładowuje swoją frustrację, wściekle kopiąc w drzwi mające prowadzić do jego gabinetu.

better call saul (2)

Spokój i powściągliwość tego serialu podkreśla dodatkowo muzyka Dave’a Portera. W „Breaking Bad” była ona wszechobecna i niepokojąca, tutaj jest w większości scen niezauważalna. Jeśli już się pojawia – jak w kluczowej sekwencji czwartego odcinka, w której bohater w ramach kuriozalnego chwytu reklamowego dla swojej działalności udaje przed kamerami lokalnej telewizji, że ratuje pracownika wieszającego billboardy przed upadkiem z dużej wysokości – to jest ona funkowa i radosna niczym soundtrack do amerykańskich seriali z lat 70. i 80. Większość scen „Better Call Saul” rozgrywa się jednak w dojmującej ciszy, która sprawia, że widz musi być bardziej czujny i skoncentrowany na szczegółach, bez muzyki podpowiadającej mu odpowiednie reakcje.

Autorzy serialu, zamiast przejmować się zaspokajaniem wygórowanych oczekiwań publiczności, zdają się postępować w zgodzie z duchem swojej opowieści i jej głównego bohatera. „Better Call Saul” sprawia wrażenie dzieła wyjętego spod pióra narracyjnych mistrzów, prawdziwych weteranów telewizyjnej rozrywki, którzy nie muszą już nikomu niczego udowadniać i jednocześnie dobrze się przy tym bawią. Ich najnowszy serial to honorowa runda po wielkim triumfie, jakim był „Breaking Bad”.

Jimmy McGill – Slippin’ Jimmy – Saul Goodman

Kiedy Saul Goodman po raz pierwszy wtargnął do świata „Breaking Bad”, był już w pełni ukształtowaną postacią – wygadanym, aroganckim prawnikiem, który nie cofnie się przed niczym i wykorzysta każdą możliwą lukę, żeby tylko wyciągnąć klienta ze śliskiej sprawy, przy okazji rzucał dowcipami i powiedzonkami na lewo i prawo. Saul pełnił rolę komediowego kontrapunktu dla mrocznych i brutalnych intryg, w które wplątywał się Walter White. Jednocześnie Goodman kilkukrotnie stawał się moralnym punktem odniesienia dla głównego bohatera – kiedy ktoś taki jak Saul jest zniesmaczony działaniami Waltera, to znaczy, że znajdujemy się bardzo blisko jądra ciemności.

Dążenia głównego bohatera to przygnębiający rewers amerykańskiego snu – rozbite w proch ideały i blizny na duszy zamiast upragnionego sukcesu osiągniętego na własną rękę. | Karol Kućmierz

Vince Gilligan wielokrotnie powtarzał, że „Breaking Bad” opiera się na pomyśle, w którym obserwujemy, jak niepozorny pan Chips stopniowo zmienia się w okrutnego Człowieka z Blizną. Zakończenie tego serialu ujawniło jednak coś innego – Walter White od samego początku był Człowiekiem z Blizną (Heisenbergiem); potrzebował tylko odpowiedniej motywacji, żeby go uzewnętrznić. W tym kontekście „Better Call Saul” to błyskotliwa inwersja „Breaking Bad”. Mamy tutaj zasadniczo porządnego człowieka – Jimmy’ego McGilla (bo tak naprawdę nazywa się główny bohater; Saul Goodman to tylko pseudonim wywodzący się z frazy „S’all good, man!”) – który stara się postępować właściwie, ale niesprzyjający splot okoliczności sprawia, że zstępuje na złą drogę. W „Better Call Saul” symbolem niewłaściwych wyborów McGilla jest jeszcze jeden przydomek – Slippin’ Jimmy. Zanim nasz bohater przeniósł się do Albuquerque i został prawnikiem (poprzez kurs korespondencyjny Uniwersytetu Samoa), działał jako drobny oszust w Cicero w stanie Illinois, gdzie wyciągał pieniądze od naiwniaków wraz ze swoim partnerem Marco (Mel Rodriguez).

better call saul (11)

Akcja pierwszego sezonu „Better Call Saul” rozgrywa się w okresie, w którym życie Jimmy’ego jest względnie ustabilizowane. Pracuje przy mało dochodowych sprawach jako obrońca z urzędu, próbując popularyzować swoje nazwisko, a po godzinach opiekuje się swoim bratem, Chuckiem (Michael McKean), wpływowym prawnikiem, który wyciągnął Jimmy’ego z kłopotów w Cicero i zatrudnił we własnej kancelarii. Obecnie Chuck żyje odseparowany od świata zewnętrznego, gdyż cierpi na osobliwą chorobę psychiczną, która nie pozwala mu na przebywanie w pobliżu jakichkolwiek urządzeń elektrycznych.

Zamiast wesołych przygód ekscentrycznego prawnika Vince Gilligan i Peter Gould prezentują nam gorzką opowieść w duchu braci Coen o człowieku, który bezskutecznie mierzy się z przytłaczającymi przeciwnościami losu. Wielokrotnie obserwujemy, jak wszechświat stworzony przez twórców serialu przetrąca kręgosłup Jimmy’ego McGilla, ilekroć ten próbuje stanąć na własne nogi. Scenarzyści podsuwają mu liczne drogi na skróty i wątpliwe etycznie ścieżki, jednak Jimmy odrzuca je, żeby postąpić tak, jak należy. I właśnie za to zostaje ukarany. Dążenia głównego bohatera to przygnębiający rewers amerykańskiego snu – rozbite w proch ideały i blizny na duszy zamiast upragnionego sukcesu osiągniętego na własną rękę.

Bob Odenkirk, chociaż wywodzi się ze świata komedii, w „Better Call Saul” rozwija swoje skrzydła jako aktor dramatyczny i obdarza McGilla głębią, której obecność nie była nawet sugerowana w „Breaking Bad”. Jimmy w jego wykonaniu to człowiek pełen sprzeczności, obdarzony empatią oraz moralnym kompasem, walczący ze skłonnościami do cwaniackich przekrętów i skrywający swoją wrażliwość za fasadą pewnego siebie mądrali, który potrafi brawurowo wyplątać się z każdych kłopotów dzięki wrodzonemu sprytowi i zdolności do manipulacji. Jego zmagania z okrutnym wszechświatem i z samym sobą z miejsca wzbudzają sympatię. Tym bardziej bolesne są dla widza upadki, które musi znosić główny bohater. Najgorszy cios przychodzi jednak z najmniej spodziewanej strony. Scena kluczowej dla całego sezonu konfrontacji stanowi efekt niezwykle cierpliwego narracyjnego rzemiosła. Konflikt narastający od wielu odcinków zostaje wreszcie wyciągnięty na powierzchnię i niczym emocjonalny walec rozjeżdża wszelkie nadzieje widzów na szczęśliwe rozwiązanie.

Po pierwszym sezonie wygląda na to, że twórcy „Better Call Saul” starają się odwlec moment, w którym Jimmy ostatecznie przeistacza się w Saula Goodmana, chociaż pierwszy przystanek na tej drodze mają już za sobą. Tymczasem Vince Gilligan i Peter Gould mogą świętować kolejny sukces. Udało im się stworzyć wartościowy spin-off, który może bez kompleksów stanąć w jednym szeregu z oryginałem i zadowoli nie tylko fanów poprzedniego serialu. „Better Call Saul” nie tylko poszerza świat dobrze znany z „Breaking Bad” i oferuje odmienne spojrzenie, lecz także daje nam historię, która sama w sobie jest warta opowiedzenia, a jej bohaterowie zasługują, żeby zainwestować w nich swoje emocje. Mimo że wiemy, dokąd zmierza Jimmy McGill, droga do tego celu jest wciąż fascynująca, a autorzy tej opowieści udowodnili już nie raz, że potrafią znaleźć niespodziewane i satysfakcjonujące wyjście z pozornie ślepej uliczki.

 

Serial:

„Better Call Saul”, tw. Vince Gilligan, Peter Gould, USA (2015).