Gdy obserwuję polską debatę o Ukrainie, najbardziej boli mnie jej jednostronność. I nie chodzi o brak obiektywizmu, ale że zza wydarzeń politycznych czy militarnych niezbyt często widać to, co równie ważne – kulturę, literaturę, sztukę. Ukraińscy pisarze, tacy jak Serhij Żadan, Oksana Zabużko czy Jurij Andruchowycz, niezwykle często komentują aktualne ukraińskie wydarzenia, ale uprawiana przez nich sztuka wcale nie staje się nam przez to bliższa.

Teatr Polski w Warszawie podjął właśnie ciekawą inicjatywę. Przy ul. Karasia od niedawna odbywają się „Wieczory Ukraińskie” (więcej informacji pod tekstem wywiadu).


 

Łukasz Jasina: Teatry w Polsce coraz częściej „wtrącają się” w rzeczywistość. Teatr Polski nie jest wyłącznie miejscem wypełnionym sztuką dramatyczną, ale i placówką, w której próbuje się opisać otaczającą rzeczywistość. Zresztą nie tylko polską, ale i ukraińską.

Andrzej Seweryn: Marzeniem moim było, aby Teatr Polski stał się miejscem debaty. Społecznej, artystycznej, politycznej. I tak się dzieje – poprzez teksty sztuk, które realizujemy, dzięki ich autorom, reżyserom, a także Forom Dyskusyjnym towarzyszącym premierom. Do tego dochodzą cykle „Listy”, „Salony Poezji”, a także „Czytanie w Polskim”, w czasie których prezentujemy teksty nieznane Polakom. Teatr Polski jest miejscem żywej wymiany myśli. Stąd też zapoczątkowana u nas, rozpisana na wiele teatralnych odsłon, debata na temat Ukrainy.

Jak to stwierdził Kamerjunkier u Mickiewicza – „O Litwie, dalibógże! mniej wiem niż o Chinach”. Był taki moment, że Ukraina była dla nas mniej znacząca niż portugalskie Azory czy Szarm el-Szejk. Majdan, rewolucja i wojna sprawiły, że nagle zaczęliśmy się naszym wschodnim sąsiadem interesować. Ale nie zawsze tak było. A skąd Andrzeja Seweryna zainteresowanie tym krajem?

Decydujące było spotkanie z Jackiem Kuroniem. Jestem jego wychowankiem. Ukraina to był dla mnie zawsze ważny kraj, który walczył o swoją wolność. Oglądałem niedawno film dokumentalny o Kuroniu, który bardzo mnie poruszył. W tym obrazie schorowany Jacek przejeżdżał na wózku w towarzystwie duchownych ukraińskich i polskich na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie z części ukraińskiej poświęconej Strzelcom Siczowym do części polskich Orląt Lwowskich. Polacy i Ukraińcy modlili się razem na obu cmentarzach. To wszystko miało bardzo głęboki wymiar symboliczny, wyrażało jego najgłębsze przekonanie o wadze porozumienia polsko-ukraińskiego.

Kiedy był pan po raz pierwszyna Ukrainie?

Z Teatrem Vidy z Lozanny pojechaliśmy do Kijowa z „Mizantropem” wyreżyserowanym przez Jacques’a Lassalle’a. Pamiętam dobrze z tej podróży Muzeum Bułhakowa i stary Kijów. Mieszkaliśmy na statku w bardzo małych kajutach i mieliśmy bardzo wąskie łóżka. To są moje pierwsze wspomnienia z Ukrainy – Bułhakow i wąskie łóżka. Oczywiście przesadzam, ale mówię o tym, żeby podkreślić, jak mało początkowo wiedziałem o tym kraju. Później pojechałem do Lwowa z przyjaciółmi na wycieczkę, z czasem zacząłem jeździć tam do Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie, uczestniczyłem w różnych festiwalach i uroczystościach – odsłonięcia tablicy ku czci Jacka Kuronia czy ponownego otwarcia Polskiej Szkoły nr 10 im. św. Marii Magdaleny. I jeździłem tak coraz częściej, Ukraina zaczęła mnie „wciągać”.

Byłem też na Ukrainie z Teatrem Polskim, dzięki pomocy polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Graliśmy wtedy na scenie Teatru Skarbkowskiego we Lwowie. To była dla nas niezwykła nobilitacja. Nie dość, że wspaniałe i symboliczne miejsce – w którym swoje prapremiery miały sztuki Fredry – to na dodatek na widowni zasiedli nie tylko Polacy, ale i Ukraińcy. Grałem w Kijowie i Charkowie mój monodram „Szekspir Forever!”. Poznałem wielu ludzi teatru ukraińskiego.

Teatr Polski organizuje „Wieczory Ukraińskie”. Jak one wyglądają?

Kiedy rozpoczęły się wydarzenia na Majdanie, urządziliśmy wieczór solidarności ze społeczeństwem ukraińskim. Później zorganizowaliśmy uroczystość ku czci zmarłych, w 40 dni po ich śmierci, a także salon współczesnej poezji ukraińskiej, w którym brali udział Olena Leonenko i Mariusz Bonaszewski, w którym wykorzystaliśmy wstrząsające materiały filmowe z Majdanu. Z okazji 200-lecia urodzin Tarasa Szewczenki gościliśmy setki widzów na naszym Salonie Poezji.

Kiedy zobaczyłem, jak wielkim zainteresowaniem cieszą się te przedsięwzięcia, natychmiast podjąłem decyzję o zorganizowaniu „Wieczorów Ukraińskich”, w czasie których będziemy prezentować ważne postacie ukraińskiego życia publicznego. Ich los pomoże nam przybliżyć wymiar dramatu, który przeżywało i przeżywa dziś całe ukraińskie społeczeństwo. Bohaterami będą m.in. Nadia Surowcowa i Danyło Szumuk. 27 maja odbędzie się natomiast debata z udziałem Andrzeja Mencwela i Oksany Zabużko, prowadzona przez Adama Michnika, a podczas trzeciego „Wieczoru” przybliżymy świadectwa osób, które przeżyły Hołodomor. Chciałbym też zapowiedzieć dwa ważne wydarzenia teatralne, które planujemy na przyszły sezon. Do Teatru Polskiego przyjedzie Teatr „Arabeski” z Charkowa z trzema przedstawieniami wyreżyserowanymi przez Swietłanę Oleszko – o Hołodomorze, o Wołyniu oraz o tragedii w Czarnobylu. Ponadto szykujemy premierę „Ukraińskiego Dekamerona” Klima w reżyserii Włada Troickiego – w kwietniu 2016 r.

Przedstawienie o Wołyniu może być kontrowersyjne.

Teatr nie może unikać kontrowersyjnych, bolesnych tematów. Mamy obowiązek rozmawiać o trudnych sprawach – takich jak tragedia wołyńska. Kilka tygodni temu spore kontrowersje wzbudziła w Polsce uchwała ukraińskiej Rady Najwyższej dotycząca polityki historycznej. Musimy zadać sobie pytanie: dlaczego deputowani to zrobili, co nimi kierowało? Musimy nie tylko rozmawiać ze sobą, ale przede wszystkim próbować się zrozumieć. Mamy prawo domagać się również zrozumienia ze strony naszych ukraińskich przyjaciół.

Pana stanowisko przypomina ideę ULB (Ukraina, Litwa, Białoruś) popularyzowaną przez środowisko „Kultury” i Jerzego Giedroycia?

Działania Teatru Polskiego mają być realizacją planów otwarcia na naszych sąsiadów – Litwę, Łotwę, Estonię, Białoruś, Ukrainę. To dlatego w 2013 r. na Scenie Kameralnej odbywały się przeglądy przedstawień białoruskich i litewskich. Estończyk Lembit Peterson wyreżyserował u nas „Zwiastowanie” Paula Claudela, zbyt rzadko granego w Polsce. Pokażemy je w Tallinie na 800-lecie powierzenia Estonii Matce Boskiej, co jest uważane za symboliczny początek tego kraju. Na Litwie graliśmy „Zemstę” z okazji 100-lecia Teatru na Pohulance – sceny, na której grywał Osterwa.

Do Rosji Teatr Polski się nie wybiera?

Przed wydarzeniami na kijowskim Majdanie i przed aneksją Krymu mieliśmy pewne plany. Bardzo chciałem, żeby Wiktor Jerofiejew zrobił u nas przedstawienie. Zaprosiliśmy Kamę Ginkasa, który nawet przyjechał do Warszawy i pracował z aktorami. Mam nadzieję, że dojdzie jeszcze z nimi do ściślejszej współpracy. W Rosji, żeby zostać reżyserem teatralnym, trzeba równolegle studiować aktorstwo, trzeba grać, a u nas – czego nie pojmuję – aby zostać studentem wydziału reżyserii wystarczy mieć maturę. Tylko maturę! Ale teatr przetrwa obecne niepokoje polityczne. Przetrwał zresztą i gorsze czasy. Może to, co robimy, jest skromnym wkładem naszego Teatru w ważne sprawy, które się teraz dzieją na świecie?

 

Teatr Polski w Warszawie, wspólnie ze Związkiem Ukraińców w Polsce, organizuje cykl „Wieczory Ukraińskie” poświęcone wybitnym postaciom tworzącym ukraińską kulturę. Na inaugurację cyklu, 28 kwietnia, aktorzy Teatru odczytali fragmenty „Wspomnień” Nadii Surowcowej (o której pisaliśmy w jednym z felietonów).
27 maja w Teatrze Polskim odbędzie się debata o współczesnej Ukrainie pt. „Inteligencja w żarnach historii XX w. – Ukraina, Polska, Europa”, w której wezmą udział między Oksana Zabużko i Andrzej Mencwel, debatę poprowadzi Adam Michnik.

 

Współpraca: Thomas Orchowski.