Czytaj także po ukraińsku.


 

Łamigłówka dla ukrainofilów. Kto jest bohaterem poniższego cytatu?

„Nie było pomiędzy nimi zgody, a trwałe kłótnie ich paraliżowały. I zaprosili oni wojewodę zagranicznego, który byłby dla nich obcy i potrafiłby nimi rządzić…”.

Komentatorzy mogliby dość trafnie podejrzewać, że chodzi o powołanie byłego prezydenta Gruzji na stanowisko gubernatora w Odessie. Jakiś czas temu, że o innych obcokrajowców: Natalię Jaresko (minister finansów z USA), Oleksandra Kwitaszwilego (byłego gruzińskiego ministra zdrowia) czy o całą ekipę wybitnych profesjonalistów z krajów byłego bloku radzieckiego, którzy zajęli różne stanowiska i zgodzili się pracować jako doradcy w ukraińskich urzędach i ministerstwach.

Poprawnej odpowiedzi najprędzej udzieliłby jednak uczeń podstawówki. Chodzi o przywódcę Wikingów Ruryka, zaproszonego przez Słowian do rządzenia. Działo się to w IX w. i zostało opisane przez kronikarza Nestora, zwanego pierwszym ukraińskim historykiem. Ocenę trafności porównania z wydarzeniami sprzed tysiąca lat zostawmy historykom. Ale każdy, kto uczył się w ukraińskiej szkole, doceni urok tej sarkastycznej obserwacji. Nie pierwszy raz Ukraińcy polegają na zagranicznych specjalistach w rozwiązaniu najtrudniejszych wewnętrznych kwestii. Brakuje nam woli do podjęcia niepopularnych decyzji? Zrzućmy je na obcokrajowców.

Co tu robią „polityczni goście”?

W maju Kijów dyskutował o „rezygnacji” Saszy Borowyka, niemieckiego prawnika z harwadzkim wykształceniem, który nie tak dawno przyjął obywatelstwo ukraińskie i przez kilka miesięcy pracował pro bono jako doradca przy ministerstwie gospodarki. Rezygnacja musi być pisana w cudzysłowie, bo przecież nagle okazało się, że premier nigdy nie podpisał powołania. Borowyk wyjaśniał mediom, że tylko tracił czas na niepotrzebną papierkową i biurokratyczną robotę, a jego apele dotyczące konieczności przeprowadzenia niepopularnych reform zostały zignorowane. Pochodzący z Litwy minister gospodarki Aivaras Abromavičius i jego szef, Arsenij Jaceniuk, skomentowali później, że było to po prostu niedopatrzenie. Później okazało się jednak, że niemiecki ekspert w przeszłości był i w moskiewskiej szkole służb specjalnych KGB, co okazało się pewnym problemem.

To nie pierwszy przypadek „rozczarowania” zagranicznych ekspertów systemem ukraińskim. Gruziński urzędnik Džambuł Ebanoidze – który otrzymał ukraińskie obywatelstwo, ale tak i nie został doradcą ministra – uważa, że zaproszonych na Ukrainę reformatorów pochłonęła rutyna biurokracji, a system nadal pracuje według starych schematów, koncentrując wszystkie procesy decyzyjne w rękach premiera. Pawło Szeremeta, ukraiński specjalista z amerykańskim doświadczeniem i wykształceniem, opuścił stanowisko ministra gospodarki jesienią, gdy bez konsultacji z nim powołano jego zastępcę. Szeremeta przyznał szczerze, że napięte relacje z premierem i przeszkadzanie we wprowadzeniu reform były tylko kroplą, która przelała czarę goryczy.

Podobno największym entuzjazmem wykazuje się teraz nowo mianowany szef obwodu odeskiego, były prezydent Gruzji Mikael Saakaszwili. Z tą zmianą kadrową wiązało się wiele emocji, a komentatorzy prześcigali się w krytyce i żartach. Wszyscy próbują zrozumieć, co wpłynęło na ten krok Poroszenki – brak kadr wśród ukraińskich „elit”, chęć zaszkodzenia konkurentowi, oligarsze Ihorowi Kołomojskiemu, poprzez odwołanie jego marionetki? Nowo mianowany gubernator obiecał natomiast zwalczyć korupcję i przeprowadzić radykalne reformy, a nawet zjednoczyć region mimo wszystkich konfliktów i kontrowersji. I przystąpił do roboty.

„Kanapowym ekspertom” (tak na Ukrainie nazywają komentatorów i blogerów, którzy nie robią nic poza krytyką z dystansu wygodnych foteli) pozostało myśleć, kto kogo rozczaruje szybciej: kolejny obcokrajowiec Ukrainę czy na odwrót. Kto by nie podejmował walki z systemem, są na szczęście obiektywne kryteria oceny rezultatów. Na przykład niedawny szczyt Partnerstwa Wschodniego w Rydze, po którym Ukrainę skrytykowano za nieudaną walkę z korupcją. Czas wziąć się za siebie, Ukraino.